Naprzód

Z Pixarem jest tak, że poniżej pewnego poziomu ta ekipa nigdy nie schodzi. Inaczej: schodzi bardzo rzadko, a potknięcia i wpadki można policzyć na palcach jednej ręki. Na pewno takim sporym rozczarowaniem był „Dobry dinozaur” reżysera Dana Scanlona. Animacja była śliczna, ale skierowana była skierowana zdecydowanie do młodego widza. Przez co troszkę starsi i dorośli czuli się znudzeni, nie znajdując nic dla siebie. Dlatego do jego kolejnego filmu dla studia z Emeryville nie miałem zbyt wielkich oczekiwań. Tym większą niespodzianką był dla mnie „Onward” lub „Naprzód”.

Sama koncepcja mnie zaskoczyła, albowiem jesteśmy w świecie fantasy. Gdzie żyją sobie elfy, jednorożce, centaury, wróżki oraz inne magiczne stwory. Tylko, że w tym świecie magia została wyparta przez technikę, a to zmieniło wszystko. Skupiamy się na dwóch braciach, co są elfami. Jan skończył 16 lat, ale nadal jest bardziej wystraszonym, nieśmiałym, pełnym kompleksów chłopakiem. Z kolei Bogdan to zupełne przeciwieństwo, dodatkowo ma fioła na punkcie gier fantasy oraz przeszłości. Obaj jednak bardzo tęsknią za zmarłym ojcem, którego młodszy brat nie miał okazji poznać. Jednak pewien od ojca może zmienić wszystko. Magiczna laska z zaklęciem, które pozwoli zmaterializować się mężczyźnie na jeden dzień. Problem jednak w tym, że użyte zaklęcie ożywia… dolną część zmarłego członka rodziny. By dokończyć zaklęcie, trzeba odnaleźć kryształ do aktywowania laski.

Fabuła brzmi jak opis gry komputerowej w stylu RPG, gdzie jest zadanie i wiele przeszkód do pokonania. Taka klasyczna przygodówka, jaką mógłby w latach świetności nakręcić (lub wyprodukować) Steven Spielberg. Sama wizja świata może spokojnie rywalizować z „Bright”, gdzie też mieliśmy taki upgrade’owany świat fantasy osadzony w dzisiejszych czasach. Bo czego tu nie ma: policjant-centaur, Mantykora jako… szefowa restauracji czy pełniący rolę domowego zwierzaka smok. O wróżkach, będących członkami gangu motocyklowego nawet nie wspominam. Przetworzone elementy świata fantasy w niemal postmodernistycznym wydaniu są wręcz odświeżające i dały mi masę frajdy.

Ale tak naprawdę jest to historia drogi, gdzie nasi bracia zaczynają lepiej się docierać i zmierzyć się ze swoimi problemami. Janek (w oryginale z głosem Toma Hollanda) jest nieśmiałym, zagubionym chłopcem, pełnym kompleksów i wątpliwości. Co innego Bogdan (brawurowy Chris Pratt) sprawiający wrażenie odważnego, znającego konwencję fantasy, który traktuje możliwość poznania ojca jako wielką przygodę, ale też szansę na pożegnanie. Niby wiedziałem jak się potoczy historia, ale czasami samo przechodzenie drogi jest ważniejsze od dotarcia do jej końca. Same przeszkody do pokonania są bardzo kreatywne i mogłyby się spokojnie pojawić w której części Indiany Jonesa (przeprawa przez rzeczny tunel czy przejście po moście, którego dźwignia uruchamiająca jest po drugiej stronie). Zaś sam finał zaskakuje i daje wiele satysfakcji – spokojnie, niczego nie zdradzę.

Niemniej, nie mogę pozbyć się wrażenia pewnego niedosytu. Chciałbym jeszcze głębiej i bardziej poznać ten baśniowy świat z modernistycznym sznytem. Mam nadzieję, że powstanie sequel albo spin-off, bo to zbyt interesująca koncepcja do zrealizowania tylko na jeden raz. A czasami humor bywa czasem zbyt slapstickowy, ale nadal działa i bawi. Niemniej jedno mogę powiedzieć bez cienia wątpliwości: „Naprzód” to bardzo duża niespodzianka oraz rehabilitacja Scanlona jako reżysera. Pomysłowa, z wyrazistymi postaciami, śliczną kreską i szaloną wyobraźnią. Tego świata nie chcę się opuścić, tylko ruszyć ku kolejnej przygodzie.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Uniwersytet Potworny

Odkąd Mike Wazowski był dzieckiem, marzył o tym, żeby zostać straszakiem. Dlatego już jako młody chłopak wstąpił na Uniwersytet Potworny, gdzie nie jest do końca traktowany poważnie, choć ostro zakuwa. Wtedy poznaje Jamesa Sullivana, którego ojciec był legendą wśród straszaków. Obaj, by wygrać Strachaton (turniej straszenia), wstępują do bractwa Obciach Kappa (najgorsi w całym kampusie).

uniwersytet1

Jak z opisu wynika, film jest prequelem „Potworów i spółki” i pokazuje studenckie lata Sullivana i Wazowskiego, których różni wszystko, a wiadomo jak się to kończy – przyjaźnią. Jednak po drodze panowie będą musieli się nauczyć gry zespołowej oraz jak wykorzystać swoje dość nietypowe atuty. Jest jak w komedii typu „Zemsta frajerów” czy innych uniwersyteckich fabuł. Schematyczne jak diabli, jednak twórcy zrobili wszystko, żebyśmy się na tym dobrze bawili. Sceny treningu bractwa, pomysłowe konkurencje (m.in. dojście do flagi, by nie schwytała was bibliotekarka – taka ośmiornica), parę zabawnych dialogów oraz odniesień do kina (m.in. „Carrie” De Palmy) powodują, że seans jest sympatyczny, choć do takich tytułów jak „Toy Story” czy „WALL-E”. Zaś przesłanie o akceptacji swoich ograniczeń, jest trafne i powinno dotrzeć do każdego.

uniwersytet2

I tak jak w poprzedniej części, tak i tutaj polski dubbing nie nawala. Skoro wracają starzy znajomy, to także ich głosy (znowu nakręca tutaj duet Sanakiewicz/Paszkowski). Tutaj jednak różnią się. Mike jest kujonem, który głową próbuje wygrać, zaś Sully jest przekonany o sile swojego nazwiska i uważa, że nie musi niczego udowadniać. Z nowych postaci zdecydowanie należy wyróżnić członków bractwa Obciach Kappa z Sylwestrem Maciejewskim (szef Don Carlton) i Arturem Barcisiem (Ciappo) na czele. Nie wspominając o Danucie Stence (dziekan Skolopendra – mieszanka skorpiona z nietoperzem), która nawet w krótkich momentach budzi respekt.

O animacji nie mówię, bo to Pixar i poniżej pewnego poziomu nie schodzą. Jednak jest to zaledwie przyzwoita bajka, co w przypadku tej wytwórni może być potraktowane jako rozczarowanie. Niemniej wyszedł z tego udany prequel.

7/10

Radosław Ostrowski