Szpiedzy

Steven Soderbergh odkąd wrócił z emerytury kręci filmy równie intensywnie jak Ridley Scott. W przeciwieństwie do Anglika, reżyser „Ocean’s Eleven” nie stworzył żadnej spektakularnej padaki i częściej trzymał poziom. Nie inaczej jest w przypadku „Szpiegów”, czyli bardzo powolnego, skupionego na dialogach thrillera w świecie tajnych służb.

Przewodnikiem po tym świecie jest George Woodhouse (Michael Fassbender) – prawdziwy as wywiadu, który zostaje zadanie rozpracowania zdrajcy. Sprawa dla niego jest bardzo poważna, bo wśród piątki podejrzanych (troje agentów, specjalistka od obsługi satelity, psycholog) jest… jego żona, Kathryn (Cate Blanchett). Na znalezienie zdrajcy ma siedem dni. Na początek zaprasza podejrzanych na kolację do siebie i powoli zaczyna się cała gra. A wszystko dotyczy czegoś nazywanego Severusem.

Soderbergh razem ze scenarzystą Davidem Koeppem tworzy mieszankę przypominającą troszkę kryminał Agathy Christie z powieściami Johna le Carre. Z pierwszym łączą ją eleganckie dialogi, odrobina humoru oraz pewna… teatralność w prezentowaniu narracji, zaś z drugim środowisko. I znowu wkraczamy do świata pełnego kłamstw, oszustwa, manipulacji, gdzie stawką jest związek. Podobno idealny, wręcz dziwnie działający w świecie, gdzie nie powinno takie połączenie działać. Tutaj nie ma miejsca na galopującą akcję, świszczące kule oraz eksplozje niczym z „Mission Impossible” czy jakiegoś Bonda. Wszystko bazuje tu na sprytnych dialogach, gdzie podrzucane są kolejne poszlaki, tropy oraz podejrzenia. Bardzo powoli jest podkręcane napięcie, każda scena ma swój ciężar, coś wisi w powietrzu. A rozwiązanie jest w pełni satysfakcjonujące, pokazane w nagłym, brutalnym stylu.

Wizualnie pozornie „Szpiedzy” nie rzucają się w oczy, ale Soderbergh raz na jakiś czas pozwala sobie na zabawę (początek zza pleców George’a na jednym ujęciu, montażowe przebitki podczas łowienia ryb czy szybkie najazdy kamery w finale czy przeplatające odpowiedzi podczas przesłuchania na wariografie). Przez co nie ma tutaj miejsca na nudę, całość jest delikatnie oświetlona, zaś w tle gra elektroniczno-jazzowa muzyka. Każde ułożenie kamery jest przemyślane, nie brakuje długich ujęć czy zbliżeń.

A wszystko jest świetnie zagrane. Absolutnie błyszczy tutaj Michael Fassbender, którego George sprawia wrażenie bardzo chłodnego, wręcz pozbawionego emocji robota. A jednocześnie podchodzi bardzo poważnie i precyzyjnie do wszystkiego, co robi (na widok poplamionej koszuli podczas gotowania musi się przebrać), rzadko pozwalając sobie na jakiekolwiek rozedrganie. Elektryzująca, charyzmatyczna, celowo „szara” postać, fantastycznie uzupełnia się z przepiękną (jak zawsze) Cate Blanchett. Razem i osobno nie można oderwać wzroku. Także drugi plan jest tu przebogaty, gdzie przewija się m. in. mocny Tom Burke (lubiący używki Freddie Smiths), wyrazista Marisa Abela (obsługująca satelitę Clarissa) czy bardzo powściągliwy Rege-Jean Page (pułkownik Stokes). Troszkę niewykorzystany był (moim zdaniem) Pierce Brosnan w roli szefa komórki, Arthura Stieglitza.

„Szpiedzy” to trzeci wspólny duetu Steven Soderbergh/David Koepp i ta kolaboracja jest bardzo udana (poprzednich dwóch nie widziałem). Inteligentnie napisany, stylowo wyreżyserowany, cudownie zagrany oraz ładnie wyglądający. Jak najbardziej warto się wybrać i dać się złapać w tą szpiegowską układankę.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Wybraniec

Kto w ogóle chciałby oglądać film o tak kontrowersyjnej postaci jak Donald Trump? Do tego jeszcze w czasie trwającej kampanii prezydenckiej, co może naprowadzać na to, jaki portret możemy dostać – demonizujący albo hagiograficzny. Więc do jakiej z tych szufladek będzie pasował „Wybraniec”? A czemu w ogóle musi być zaszufladkowany?

Za film odpowiada duński reżyser irańskiego pochodzenia Ali Abbasi oraz scenarzysta Gabriel Sherman, wcześniej pracujący jako dziennikarz polityczny. Całość nie jest biografią, opisującą całe życie Trumpa, tylko początki jego działalności. Witajcie w latach 70., kiedy Richard Nixon zmuszony zostaje do rezygnacji. Sam Trump (Sebastian Stan) jest aspirującym biznesmenem, próbujący prowadzić swój Commodore Hotel. Jednak rodzinny interes jest zagrożony pod Departament Sprawiedliwości. Właśnie wtedy poznaje bardzo wpływowego adwokata, Roya Cohna (Jeremy Strong). Ten nie tylko pomaga mu w rozwiązaniu procesu, ale staje się dla ambitnego biznesmena mentorem.

„Wybraniec” skupia się na Trumpie zanim stał się sławnym celebrytą i człowiekiem interesów, co jest bardzo odświeżającym doświadczeniem. Abbasi próbuje poznać głównego bohatera z bardziej ludzkiej strony i zrozumieć to, skąd się wziął oraz dlaczego był taki, jaki jest. Syn idący w ślady ojca-biznesmena, gdzie pieniądz był najwyższą wartością, ambicja oraz sukces. Co najdobitniej pokazuje jak traktowany był syn Freddy (Charlie Carrick), będący… pilotem samolotów pasażerskich. To powinien być powód do dumy, lecz nie w oczach ojca, uważając go za największe rozczarowanie. To już mówi nam wszystko o systemie wartości. A im dalej w las, tym bardziej zaczynamy widzieć przemianę Trumpa z niepewnego siebie, cichego gościa w bardzo brutalnego i bezwzględnego gracza, napędzanego przez swoje ambicje oraz ego, dążąc do celu wbrew zdrowemu rozsądkowi. Jak najmniejszym kosztem zarobić jak najwięcej i budować swój wizerunek jako człowieka sukcesu.

Sam film ma bardzo dynamiczne tempo, mocno czasem przypominając „Sukcesję”. Niemal dokumentalne ujęcia z ręki, bardzo imitujące lata 70. i 80. Lekko żółtawe kolory w scenach nocnych przy świetle, z czasem zaczyna nabierać kolorów mocnych oraz ujęć niczym z kamery video. Nawet w spokojnych momentach kamera jest niemal cały czas w ruchu, zaś w tle przygrywa mocno elektroniczna muzyka. Oraz wiele znanych piosenek, pozwalających wejść w epokę.

To wszystko nie działałoby, gdyby nie absolutnie świetne aktorstwo. Bardzo pozytywnie zaskakuje Sebastian Stan w roli Trumpa. Trudno grać kogoś z tak charakterystycznym sposobem mówienia i nie popaść w parodię, ale aktorowi udaje się to świetnie. Widać jak zmienia się oraz tworzy swój wizerunek przed całym światem. Do tego stopnia, że zaczyna kłamać, manipulować oraz upokarzać. Niesamowicie złożona, ale zaskakująco autentyczna kreacja. Jeszcze lepszy jest Jeremy Strong, którego Roy Cohn jest jedną z najbardziej śliskich postaci w historii. Właściwie monstrum, będący prawdziwym paliwem i tworzącym Trumpa na swój kształt, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji. Swoją energią, opanowaniem oraz temperamentem dominuje ekran, zaś kiedy w drugiej połowie pojawia się rzadziej, czuć tą nieobecność. Oglądanie tej dwójki razem działa niczym uderzenie pioruna. Równie świetna jest Maria Bakalova w roli Melanii, czyli pierwszej żony Trumpa.

Wiem, że wielu może odrzucić sam pomysł robienia filmu o Trumpie, lecz „Wybraniec” wydaje się uczciwie podchodzić do postaci Trumpa. Bez słodzenia, ale bez unikania mroczniejszych kwestii, tworząc uczciwy i złożony portret człowieka swoich czasów. Czyli dostajemy więcej niż mieliśmy prawo dostać.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Pralnia

Trzy lata temu było głośno o tzw. Panama Papers – czyli ogromny wyciek danych firmy prawniczej Mossack Fonseca z Panamy. To w tej firmie powstała masa firm-słupów, dzięki którym prowadzone są finansowe przekręty, wykorzystywane przez finansowe elity, półświatek przestępczy oraz ludzi ze świata polityki. Dokumenty zostały przekazane przez tajemniczego Johna Doe do dziennikarza niemieckiego Suddeutsche Zeitung. Jak funkcjonował ten cały system? O tym próbuje opowiedzieć w swoim nowym filmie Steven Soderbergh.

pralnia1

Wszystko zaczyna się od rejsu, w którym bierze udział Ellen Martin razem ze swoim mężem. Przepłynięcie statkiem przez jeziorze kończy się wypadkiem i śmiercią 21 osób w tym mąż Ellen. W końcu dostanie odszkodowanie z ubezpieczalni i jakoś będzie można żyć. Problem w tym, że firma ubezpieczeniowa była słupem, przekazujące innej firmie, potem innej i innej. Łańcuszek finansowy, gdzie odpowiedzialność prawna zaczyna się rozmywać. I kto ma ponieść odpowiedzialność za wypadek, śmierć? Pytanie, pytanie, kolejne mylne tropy prowadzące donikąd. Jak się odnaleźć w tym całym bajzlu?

pralnia2

Reżyser mocno pod względem formy oraz stylu inspiruje się dylogią Adama McKaya, gdzie w komediowym, lekkim tonie opowiada o skomplikowanych mechanizmach biznesu oraz polityki. Zaś naszymi przewodnikami są Jurgen Mossack i Ramon Fonseca, czyli założyciele tej prawniczo-biznesowej kancelarii. Czwarta ściana łamana jest dość często, a panowie mają w sobie tyle uroku, że nie można ich nie lubić (mimo że są tutaj czarnymi charakterami). Fakt, że więcej czasu spędzamy z tymi złymi nie przeszkadzałby mi aż tak bardzo, gdyby nie jeden istotny szczegół: to ma tak anegdotyczny charakter, że sama mechanika wydaje się niejasna. Nie brakuje tutaj miejscami rozbrajających scen (rodzinna sytuacja afrykańskiego słupa Charlesa czy Maynard próbujący się dogadać z chińskimi wspólnikami), gdzie humor bywa smolisty. Nie mogę jednak pozbyć się wrażenia, że to wszystko jest przerostem formy dla treści. A może już tematyka finansowych oszustw i machinacji zwyczajnie już mi się przejadła. Do tego główna bohaterka zostaje porzucona przez twórców w połowie opowieści, by pojawić się dopiero w samym finale, co mnie zaskakuje.

pralnia3

Choć nie brakuje tutaj znanych twarzy, są one głównie zepchnięte do epizodycznych ról (m.in. David Schwimmer, Sharon Stone czy Matthias Schoenaerts). Za to Meryl Streep prezentuje się dobrze, choć jej postać nie jest zbyt dobrze zarysowana. Najważniejszy jest tutaj duet Gary Oldman/Antonio Banderas w roli prawniczych oszustów, będących naszymi przewodnikami po świecie szarej sfery finansowej. Panowie błyszczą w swoich strojach, przerzucają się terminami i czuć duże zgranie między nimi. I to jest prawdziwe paliwo napędowe, tak jak łamiący czwartą ścianę finał.

pralnia4

„Pralnia” jest solidnym filmem w dorobku Soderbergha, ale nie mogę pozbyć się wrażenia zmarnowanego potencjału. Można było z tego wycisnąć o wiele, wiele więcej a nie tylko inspirować się stylem McKaya z ostatnich lat. Niemniej jest to całkiem przyzwoita rozrywka.

6,5/10

Radosław Ostrowski

Logan Lucky

Poznajcie braci Logan, którzy mieszkają w jakimś wygwizdowie gdzieś w Zachodniej Wirginii. I nie są oni spokrewnieni z TYM Logan aka Wolverine. Jimmy pracuje jako górnik w robotach fizycznych, kuleje na jedną nogę oraz próbuje utrzymać kontakt z córką, którą wychowuje jego była żona. Poza tym został zwolniony z pracy.  Z kolei Clyde walczył na wojnie, co przyniosło mu stratę dłoni i obecnie pracuje jako barman w knajpie. Dodatkowo ich cała rodzina jest „naznaczona” klątwą. Ale w końcu Jimmy ma plan na poprawę sytuacji – skok na tor wyścigowy NASCAR. Trzeba tylko zebrać zespół i zrealizować każdy element układanki.

lucky_logan1

Pamiętacie, jak Steven Soderbergh pięć lat temu się zarzekał, że nie nakręci więcej filmów i skupi się na pracy dla telewizji? Skłamał albo po prostu nie wytrzymał i musiał wrócić. „Lucky Logan” wydaje się takim typowym heist movie, gdzie mamy grupę ludzi przygotowujących duży skok na wielką kasę. Czuć tutaj mocno ducha „Ocean’s Eleven”, co jest na pewno zasługą pewnej i stylowej realizacji oraz eleganckiej muzyki jakby żywcem wziętej z lat 60. i 70. Z nieśmiertelnym Johnem Denverem oraz Credence Clearwater Revival na czele. Ale reżyser jest troszkę za sprytny, by skupić się tylko na kryminalne intrydze. Bo próbuje się skupić także na pokazaniu życia na prowincji oraz portrecie bohaterów, których marzenia nigdy nie miały zostać spełnione. Pozornie takie scenki poboczne (konkurs na Mała Miss Virginii, spotkania z córką czy wyścig NASCAR) mogą wydawać się odciągające od całej intrygi. Jednak to wszystko jest bardzo sprawnie poprowadzoną układanką, gdzie każdy detal ma znaczenie.

lucky_logan2

Jestem pod dużym wrażeniem pracy kamery – pozornie statycznej, opartej na długich kadrach oraz bardzo dobrym montażu, podbijającego rytm całych wydarzeń. Klimatyczna muzyka współgra idealnie ze sposobem realizacji, jakby żywcem wziętej z lat 70. Nie mogło zabraknąć pewnych drobnych komplikacji, finałowej wolty pokazującej skąd dochodzi do zmiany, bez zgrzytu, fałszu, ale za to z humorem (bomba czy bunt w więzieniu oraz reakcje naczelnika – perełki) czy nawet wzruszeniem (występ córeczki podczas konkursu).

lucky_logan3

Za to Soderbergh ma dobrą rękę do obsady, która daje z siebie wiele. Kolejny raz zaskakuje Channing Tatum (może to zasługa tej brody) jako Jimmy – prosty facet z dobrym sercem, zmuszony do przejścia na ciemną stronę życia. Trudno nie polubić takiego prostego faceta. Partneruje mu Adam Driver jako brat i czuć chemię oraz silne więzi między nimi. I jeszcze ten akcent, co brzmi cudnie. Ale i tak film bezczelnie kradnie Daniel Craig jako spec od eksplozji Joe Bang. Sam widok aktora w tlenionych włosach, lekko przypakowany i mający dużo luzu wobec całej reszty daje ogromną frajdę. Nawet drobne epizody Katherine Waterston (lekarka), Sebastiana Stana (kierowca rajdowy)  czy Hilary Swank (agentka FBI) są małymi wisienkami na torcie.

lucky_logan4

Czy „Lucky Logan” może mierzyć się z „Ocean’s Eleven” oraz jego sequelami? Myślę, że tak. To najbardziej komercyjny film Soderbergha jaki widziałem, ale jednocześnie posiadający jego własny styl wizualny. Inteligentnie poprowadzony, wodzący za nos daje nie tylko świetną rozrywkę, ale i pokazuje troszkę inne oblicze Ameryki.

8/10

Radosław Ostrowski

W potrzasku. Belfast ’71

Rok 1971 dla szeregowego Gary’ego Rossa był bardzo trudnym rokiem. I to nie dlatego, ze zaczynał swoją służbę w brytyjskiej armii. Także w tym roku został przeniesiony na teren wroga – gdzie żaden angielski wojak nie jest mile widziany. Do Północnej Irlandii. Jednak chłopak ma paskudnego pecha. W trakcie nalotu na dom, dochodzi do zamieszek i jeden z chłopaków kradnie karabin żołnierzy. Ross rusza za nim w pościg (dostał taki rozkaz) i zostaje oddzielony od grupy i pobity, następnie ucieka przed gnojkami próbującymi go zabić.

71_1

O konflikcie między brytyjskim wojskiem a IRA powstało sporo filmów, wiec co nowego w tej kwestii ma niejaki Yann Demange? Okazuje się, że całkiem sporo i co najważniejsze nie bawi się w publicystykę. Tu nie ma tylko brutalnych i ostrych Anglików czy narwany i agresywnych Irlandczyków – jest tutaj więcej odcieni szarości, choć na ekranie dominuje tutaj mrok nocy oraz czerwień światła czy krwi. To wszystko buduje klimat grozy, osaczenia i przerażenia, gdyż z mroku nocy może wyłonić się chłopak z pistoletem gotowym do strzału. Zwłaszcza, ze w samej IRA też dochodzi do konfliktu i walki o władzę, gdzie nasz bohater zostaje przypadkowo wplątany. Realizm jest tutaj mocny (kostiumy i scenografia mocno w tym pomagają), a kilka scen jak eksplozja w barze zostanie w pamięci na długo i trzyma w napięciu do końca.

Spora w tym zasługa aktorów dość mniej znanych jak świetny Jack O’Connell w roli Rossa – obcego w obcym mieście i wśród obcych ludzi. On dźwiga ten film na swoich plecach i radzi sobie bez zarzutu. pozostali aktorzy, których można kojarzyć raczej z małego ekranu (Sean Harris – kapitan Browning czy Richard Dormer – Eamon), tworzą skomplikowane i wyraziste postacie.

71_2

Po latach wiemy, że udało się w Północnej Irlandii dojść do rozejmu. Jak to było możliwe? Drogą zapomnienia przeszłości, choć nie jest to łatwe. Ta dość optymistyczna refleksja nie pozwala zapomnieć o absurdalności jakiejkolwiek wojny, co młodemu debiutantowi, wcześniej pracującemu dla telewizji udało się pokazać w sposób naprawdę poruszający.

7,5/10

Radosław Ostrowski