Elvis

Podobno mówi się, że w muzyce rozrywkowej król był tylko jeden, a imię jego Elvis. Mieszał country z rhythm’n’bluesem i gospel, budując na tym nowy gatunek muzyczny: rock’n’rolla. Był bohaterem wielu filmów (także dokumentalnych), ale kolejny mu nie zaszkodzi. Zwłaszcza jeśli reżyserem jest tak wyrazisty stylista jak Baz Luhrmann, który wizualny styl jest łatwo rozpoznawalny.

Narratorem nie jest jednak sam Król, lecz jego menadżer, tajemniczy „pułkownik” Tom Parker (Tom Hanks). Gdy go poznajemy jest rok 1997 i trafia do szpitala. Czy kasyna. Wszystko się tutaj miesza – czas, przestrzeń i miejsca. Zaczyna snuć swoją historię jak to odkrył Elvisa i zrobił z niego gwiazdę. Niektórzy nawet powiedzieliby, że także go zniszczył oraz zamordował. Tak cofamy się do lat 50., gdy nasz biznesmen prowadził szoł muzyka country, Hanka Snowa (David Wenham). Cała jednak sytuacja się zmienia, gdy trafia do jego uszu nagranie młodego chłopaka z Memphis. Parker wyrusza na jego występ, który ma się odbyć za kilka godzin. Widząc zza kulis, chłopak (Austin Butler) wydaje się niepewny, nieśmiały, spięty. Wchodzi na scenę i… zaczyna się szaleństwo, a panie osiągają ekstazę. Przez to jak rusza biodrami. Parker proponuje umowę w zamian stając się jego menadżerem oraz zarządcą pieniędzy.

„Elvis” jest dziwnym filmem, który wywołuje dość mieszane uczucia. Luhrmann miesza chronologię, muzykę (mieszanka bluesa, country, gospel i… rapu) oraz estetykę. Postmodernistyczna jazda bez trzymanki, doprowadzająca do wizualnego oczopląsu, w bardzo teledyskowym montażu. Niemal w pigułce mamy karierę filmową („był świetnym aktorem, ale nie chcieliście iść na jego filmy, jeśli w nich nie śpiewał”), pierwsze występy, kupienie Graceland czy występ, przez który Elvis musiał iść do wojska (alternatywą było więzienie). Jednak reżyser za bardzo się skupia na relacji z Parkerem, która jest bardziej toksyczna niż chce się przyznać sam zainteresowany. Młody, cholernie uzdolniony, lecz naiwny i zbyt ufny kontra król ściemy, hazardzista, manipulator, chcący błyszczeć tym samym światłem co jego gwiazda. Wiedziałem jak to się skończy, przez co ten wątek najmniej mnie interesował.

Z tego powodu Elvis staje się tak naprawdę postacią drugoplanową, bardzo rzadko wchodzimy do jego głowy. Innym problemem tej decyzji narracyjnej jest zepchnięcie do roli tła zarówno rodziców przyszłego Króla (przede wszystkim matki, która była dla niego kompasem moralnym), jak i poznanej w Niemczech żony. Późniejsze uzależnienie od leków i narkotyków też pojawia się nagle, w zasadzie ciemna strony sławy jest ledwo zaznaczona.

Jeszcze wracając do Parkera, grający go Tom Hanks wypada… dziwnie. Aktor ten nigdy nie schodził poniżej pewnego poziomu, ale tutaj nie da się go traktować poważne. Nienaturalny akcent, groteskowy makeup, przeszarżowany sposób mówienia. Jeśli celem aktora było zdobycie Złotej Maliny (to chyba jedyna nagroda, jakiej jeszcze nie zdobył), Hanks może meldować wykonanie zadania. A co działa? Wszystkie muzyczne wstawki i zapisy koncertów Elvisa, których energia niemal mi się udzielała, sceny interakcji Elvisa z „czarną” muzyką (wizyta w namiocie jako dziecko czy odwiedzanie knajpy, gdzie grał m.in. B.B. King) oraz absolutnie magnetyzujący Austin Butler. Może i nie jest wizualnie jeden do jeden jako Elvis, ale mówi jak Elvis, śpiewa jak Elvis (tak, to jego głos, a nie lip-sync) oraz rusza się jak Elvis. W rzadkich scenach poza sceną bardzo przekonująco zarówno pewność siebie, zagubienie czy (już zbliżający się do 40-tki) pogodzenie się z życiem w złotej klatce.

„Elvis” ma tutaj dwa oblicza: płytkiej, powierzchownej biografii pokazującej bardziej jego wpływ na kulturę oraz barwnego, imponującego audio-wizualnie spektaklu z charyzmatycznym Butlerem. Każdy z was musi sam zdecydować się czy chce iść na ten film spodziewając się biografii albo bogatego szoł w stylu Luhrmanna.

7/10

Radosław Ostrowski

Tajemnice Laketop – seria 1

Nowa Zelandia wielu się kojarzy z krainą prawie niezamieszkiwaną przez człowieka z piękna przyrodą oraz… hobbitami. Ale nie miasteczko Lake Top położone koło jeziora, gdzie wszyscy się znają i jest przyjemnie. Pozornie jest to idylla. Jeśli tak, to dlaczego 12-letnia dziewczynka Tui Mitchum próbuje się utopić w jeziorze? W ostatniej chwili udaje się ją uratować, zaś w szpitalu wychodzi na jaw, że dziewczyna jest w ciąży. Sprawę dostaje detektyw Robin Griffin, która wraca do miasteczka, by zająć się swoja ciężko chorą matką. Ale po przesłuchaniu, dziewczynka ucieka z domu i znika bez śladu.

laketop1

Pozornie kryminał i Jane Campion nie pasują do siebie, zaś temat zaginięcia dziecka (w ogóle zbrodni wobec dzieci) stał się ostatnio bardzo modny, co pokazuje m.in. serial „Dochodzenie” czy niedawno pokazany „Labirynt”. Jednak intryga kryminalna (bardzo ciekawie poprowadzona i w paru miejscach naprawdę mocno trzymająca za gardło) tak naprawdę ustępuje ona pola obyczajowej obserwacji, gdzie tak naprawdę rządzi tu silniejszy, a policja bardzo chętnie przymknęła oko na ciążę dziewczyny. A pod spokojną okolicą czają się narkotyki, prostytucja, pornografia. Poza tym jest jeszcze tajemnicza grupa „terapeutyczna” skupiająca zagubione kobiety pod wodzą GJ, które widza w niej guru i swoja przywódczynię. No i jest jeszcze Matt Mitchum – narkotykowy boss, który tak naprawdę rządzi tym miastem i ma dobre relacje z policją. Sprawa zatacza szersze kręgi, pojawiają się różne fałszywe tropy (m.in. skazany za pedofilię Zanic), choć rozwiązanie tajemnicy ojcostwa dla mnie było dość oczywiste.

laketop2

Plusem na pewno są tutaj piękne plenery, które tworzą lekko oniryczny klimat – większość ujęć jest kręcona albo w godzinach nocnych, albo w jasnym dniu. Las, jezioro i mgła – to idealnie współgra z atmosfera tajemnicy i mroku przypominająca kryminały skandynawskie, więc zapomnijcie o dynamicznym montażu czy zawodach w strzelaniu, co kompletnie nie przeszkadza wejść w tą historię. Świetne dialogi, wyraziste postaci oraz bardzo pewna reżyseria Campion czynią ten serial bardzo apetycznym i atrakcyjnym.

laketop3

Za to jeśli chodzi o aktorstwo, to jest ono na bardzo wysokim poziomie. Pozornie główna bohaterka jest detektyw Griffin, w którą wcieliła się Elizabeth Moss. Pozornie jest to silna kobieta (jedyna w tym fachu w miasteczku), która opuściła wcześniej Lake Top po traumatycznych wydarzeniach. Prowadzona przez nią sprawa pozwoli zmierzyć się z demonami przeszłości – dlatego sprawia wrażenie trochę wyciszonej, nieufnej, ale jednocześnie zdeterminowanej, konsekwentnie dążącej do celu. Te sprzeczności wygrywa drobnym spojrzeniem i gestem. Ale tak naprawdę serial ukradli wyborni Peter Mullan (bezwzględny Matt Mitchum – narkotykowy boss, posiadający silna władzę i działający ponad prawem) oraz dawno nie widziana Holly Hunter (GJ – „guru” grupy zagubionych kobiet, która początkowo sprawia wrażenie szamanki, jednak jej słowa i rady są puste) mocniej zapadli w pamięć. Poza nimi warto wspomnieć o takich aktorach jak David Wenham (szef policji Al Parker, działający w komitywie z Mitchumem), Jacqueline Joe (Tui Mitchum – wbrew wiekowi to silny charakter) czy Jacek Koman (Wolfgang Zanic skazany za pedofilię).

laketop4

„Tajemnice Laketop” to kolejny przykład nietypowego i bardzo klimatycznego kryminału, który nie każdemu się spodoba. Nie wszystkim spodoba się dość wolne tempo śledztwa, jednak atmosferą i napięciem można obdzielić kilka tytułów.

7,5/10

Radosław Ostrowski