Woody Allen tym razem bawi się w biografię Emmetta Raya – jednego z najzdolniejszych gitarzystów jazzowych czasów przedwojennych (choć zapowiadano, że to postać fikcyjna), który nagrał parę utworów, a potem zaginął.
Film jest stylizowany na dokument, w którym Allen, Ben Duncano i Douglas McGrath opowiadają historię Raya, bazując na niewielkich źródłach, a resztę zmyślając. Reżyser tym razem krąży wokół sztuki, talentu, miłości i nieprzewidywalności ludzkiego losu – pełnego ironii i przewrotności. Każda z osób inaczej widzi postać Raya, dlatego jego portret jest dość trudny do rozgryzienia. Wszystko to okraszone świetną muzyką jazzową (głównie graną na gitarze, nawet jeśli ruch palców na gitarze nie współgra z tym, co słyszymy), klimatem lat 20-tych – klubów, spelunek pięknie sfilmowanych przez Zhao Fei. Całość ogląda się naprawdę dobrze i jest to dowód na stabilizację formy Allena oraz jego humoru – mniej absurdalnego, bardziej sytuacyjnego.
Jak wspomniałem Allen jest tutaj jednym z narratorów tej opowieści, więc nie pojawia się tu zbyt często. Główną rolę zagrał fantastyczny Sean Penn, któremu udało stworzyć i uwiarygodnić postać ekscentrycznego muzyka z wielkim talentem, jeszcze większym ego i prymitywnymi pasjami (patrzenie na pociągi, strzelanie do szczurów, alfons). Zderzenie tych cech jest mieszanką wybuchową. I kiedy wydawało się, że Penna nikt i nic nie przebije, zrobiła to Samantha Morton w roli Hattie – przypadkowo poznanej dziewczyny Raya, której nie kochał. Pełna empatii i uroku świetnie oddaje emocje co było tym trudniejsze, że bohaterka jest… niemową. Poza nimi na drugim planie wybija się Uma Thurman (Blanche, żona Raya przyzwyczajona do życia w dostatku) i Anthony LaPaglia (gangster Al Torrio).
Kolejny portret ekscentrycznej i fascynującej osobowości. Nie jest to może top topów Allena, ale to kolejny dobry film tego zdolnego reżysera.
7,5/10
Radosław Ostrowski