Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie

Dawno, dawno temu, czyli jakieś 40 lat narodziła się legenda, czyli „Gwiezdne wojny”. Produkcja tak otoczona kultem, że każdy szanujący się kinoman powinien ją przynajmniej raz w życiu zobaczyć. Po realizacji całej sagi (jeszcze będzie część VIII i IX), właściciele praw do sagi postanowili zrealizować cykl spin-offów znanych jako „Gwiezdne wojny – historie”, gdzie będzie poznawać poboczne wątki z tego bardzo bogatego uniwersum. Początkiem tego cyklu jest zrobiony przez Garetha Edwardsa „Łotr 1”.

otr11

Cała historia skupia się na Jyn. Kobieta jest kryminalistką, która trafiła do kolonii karnej i ukrywa swoją prawdziwą tożsamość (jest córką inżyniera pracującego dla Imperium), ale przeszłość nie pozwala o sobie zapomnieć. Zostaje schwytana i odbita przez Rebelię. W zamian za wolność ma wykonać jedno zadanie: dotrzeć do swojego ojca pracującego nad potężną bronią (Gwiazdą Śmierci). By to zrobić razem z oficerem wywiadu Cassiana Andora wyruszają do Jedhy, by znaleźć pilota Imperium, który zdradził. I to początek całej eskapady.

otr12

Edwards bardzo powoli rozkręca cała opowieść, konsekwentnie budując ekspozycję bohaterów oraz całego świata, ale reżyser idzie w stronę kina niemal wojennego. Poza naszą dwójką do grupy dochodzi jeszcze pilot Bodhi, dwóch strażników Świątyni i robot K-2SO. Przenosimy się z miejsca na miejsce, akcja jest bardzo dynamiczna, by w finale zagrać o najwyższą stawkę. Odwiedzamy Jedhę, siedzibę inżynierów, by dojść do ostatecznej konfrontacji (Scarif). Jednocześnie reżyser pokazuje Rebelię w bardziej szarych barwach jako podzieloną grupę, pozbawioną prawdziwego lidera, nie bojącą się dokonywać czynów wątpliwych moralnie. To jest pewna nowość, tak samo jak bardzo gorzki finał pokazujący, jak wielką cenę trzeba było zapłacić za zdobycie tych planów. Jest to kapitalnie zrealizowane (świetny montaż równoległy w finale) kino, pełne adrenaliny, pomysłowo sfilmowanych scen akcji i ciągłym napięciem (mocne wejście samego Vadera walczącego z rebeliantami).

otr13

Aktorsko jest to różnie, ale udało się stworzyć wyraziste, pamiętne postacie, którym chce się kibicować. Felicity Jones jako Jyn, ewoluująca z szorstkiej kobiety w wojowniczkę, której zaczyna zależeć, daje radę i przekonuje. Ale to drugi plan jest tak bogaty, że zawłaszcza ekran. Nie ważne czy mówimy o niepozbawionym humoru K-2 (Alan Tudyk), zabójczym duecie Imwe/Malibus (świetni Donnie Yen i Wen Jiang), niepozbawionym skrupułów Andorze (dobry Diego Luna) czy troszkę nerwowo mówiącym Bodhim (Riz Ahmed). Interakcje między nimi są prawdziwą siłą napędową całości. Plus bardzo wyrazisty czarny charakter, czyli dyrektor Krennic (Ben Mendelsohn) – pyszny, pełen ambicji urzędnik.

otr15

„Łotr 1” to bardzo smutny film w świecie „Gwiezdnych wojen”, gdzie dopiero wydarzenia z tego tytułu, pozwoliły stworzyć tą Rebelię jaką znamy z klasycznej trylogii. Na szczęście nie jest tylko bezczelnym skokiem na kasę, tylko spójną, mroczną i bardziej „brudną” historią, dającą nadziej na kolejne udane części. Moc czuć w tym wielką.

8/10

Radosław Ostrowski

Dziedzictwo krwi

John Link to zwykły, stary pierdziel z długą brodą, co mieszka w przyczepie kempingowej, gdzie prowadzi amatorski salon tatuażu gdzieś w Nowym Meksyku. Kiedyś siedział i żył ostro, ale to przeszłość – jest na zwolnieniu warunkowym, trzeźwy i czysty. Ale kłopoty lubią jego towarzystwo, zwłaszcza wobec jego córki Lydii, z którą nie utrzymywał kontaktu od lar i uciekła z domu. Jednak pojawia się nagle w jego życiu, ale wplątała się w niezłą kabałę, czyli ktoś chce ja odesłać do krainy wiecznych łowów.

blood_father1

Francuski reżyser Jean-Francois Richet drugi raz próbuje zaatakować Hollywood i przy okazji wyciągnąć ze śmietnika Mela Gibsona. A jak Mel jest na ekranie to jedno jest pewne – będzie ostro i krwawo niczym w oldskulowych akcyjniakach z czasów ery VHS. Sama intryga jest dość prosta i przewidywalna, ale nie po to ogląda się takie filmy. Jest ucieczka, pogoń, ukrywanie się w motelach, kartel, harleyowcy, kumple z pierdla. Wszystko to znamy z tysięcy filmów, ale wszystko jest to opowiedziane w sposób sprawny, bez znużenia oraz potrzeby przewijania. Takie opowieści o możliwości otrzymania drugiej szansy i naprawieniu relacji z dawno nie widzianymi osobami zawsze potrafią zagrać na odpowiednich strunach emocjonalnych, ale dobry efekt psują odrobinę moralizatorskie teksty Linka dotyczące jego przemiany. Jednak gdy dochodzi do zadymy, to wtedy atmosfera gęstnieje i czuć krew. Zarówno podczas brawurowego pościgu na motorze, który troszkę pachniał starym „Mad Maxem” czy finałowej konfrontacji na pustyni. Tempo jest zachowanie, muzyka buduje napięcie, a zdjęcia troszkę nerwowe z ręki, ale czytelne.

blood_father2

Jeśli chodzi o obsadę, to najważniejszy jest tutaj Gibson, który robi to, co potrafi najlepiej – klnie jak szewc, wygląda jak menel (owszem, nieźle przypakowany, ale ta broda), strzela, zna sztukę kamuflażu i zabija. Granatem, strzelbą, pistoletem. Ma ten błysk desperacji i szaleństwa w oku, za co był uwielbiany i kochany. Cała reszta postaci jest tylko tłem i dekoracją, ale zawsze miło jest popatrzeć na William H. Macy’ego (sponsor i przyjaciel Linka, Kirby) oraz Diego Lunę (Jonah), jednak w pamięci pozostaje Michael Parks jako dawny szef Johna, niejaki Kaznodzieja, sympatyzujący z naziolami oraz bikerami.

blood_father3

Sam film jest zaledwie przyzwoity i mógłby powstać 30 lat temu, bez poczucia wstydu. Dzisiaj ten surowy styl może się podobać, jednak klisze i banały mogą okazać się dla wielu ciężkostrawne. Mogło być lepiej, ale ujmy to nie zabiera.

6,5/10

Radosław Ostrowski

Terminal

Wiktor Naworski pochodzi z europejskiego kraju zwanego Krakozją. Właśnie przyjechał do Nowego Jorku, kiedy to w jego ojczyźnie dochodzi do zamachu stanu, czyli jego paszport nie jest legalny. A więc nie może wejść do USA, ale nie może też wrócić do domu. Co więc mu zostaje? Zamieszkać w terminalu lotniska, próbując jakoś przetrwać.

terminal1

Steven Spielberg postanowił tym razem sprzedać na bajkę o zaradności człowieka w sytuacji ekstremalnej. Ponieważ nasz bohater jest w klatce, ale swoim poczciwym charakterem, dobrocią i sprytem potrafi znaleźć sposób, by zdobyć pieniądze (wózki), podjąć prace i wreszcie poznać pewną kobietę. A przy okazji, wyjaśni się sprawa z tajemniczą puszką, zaprzyjaźni się z paroma imigrantami (Hindus, Latynos). Wszystko to mocno uproszczone, bajkowe i mało realistyczne, bazujące też na nieprawdopodobnych zbiegach okoliczności. Nic więcej nie powiem, ale jestem totalnie rozczarowany – zwłaszcza, że Navorski ma kilka okazji by zwiać z lotniska, jednak ich nie wykorzystuje. Najlepszy moment to sam początek filmu, gdzie masz bohater dowiaduje się o całej sytuacji dzięki telewizorom, gdyż znajomość języka angielskiego nie jest zbyt dobra. Wrażenie obcość potęgowane jest przez sterylno-szklany wygląd terminalu, świetnie pokazany przez zdjęcia Janusza Kamińskiego.

terminal2

Z całej obsady zdecydowanie wybija się nie Tom Hanks (tutaj naprawdę niezły, choć zbyt kryształowy) ani Catherine Zeta-Jones (stewardesa, która nie do końca wie czego chce), ale świetny Stanley Tucci jako nieprzyjazny i uparty Frank Dixon, kierownik lotniska. I jego obecność wnosi życie to tego nudnego dziełka. Sorry, Steven, miło całej sympatii nie jestem w stanie strawić tego tzw. filmu.

terminal3

4/10

Radosław Ostrowski