
Myśleliście, że już o nich nie usłyszymy? Że disco polo nie pojawi się na tym blogu i że tych dwóch wioch menów nie ma niczego nowego do zaprezentowania? I że nie będzie o chlaniu oraz bzykaniu? To się kurde, pomyliliście. Bracia Figo Fagot – jeden z najbardziej niezmordowanych duetow disco polo powraca, z nowym materiałem i starym podkładem. Album nosi podniosły i jedyny tytuł „Disco polo”, żebyśmy nie mieli wątpliwości z czym mamy do czynienia. Sami muzycy zapowiadali, że będzie to brzmienie post-metalowe.
Jeśli jednak jesteście ludźmi odważnymi oraz takimi twardzielami, że Chuck Norris mógłby być co najwyżej leśnym dziadkiem, a nie Strażnikiem Teksasu, to śmiało wejdźcie w tą niebezpieczną eskapadę. Już tytułowy utwór „Polska” brzmi jakby ktoś się bawił syntezatorem i pogrywał niczym Chopin czy innym kolesiem pod wpływem narkotyków. Jeszcze przewinie się „dens, dens, dens”, a refren pokazuje jak silny jest patriotyzm w narodzie („Schabowy, mazurek, żurek, kiszony ogórek/Wódka i flaki, skarpety i klapki/Ci co narzekają, niech z Polski spierdalają/A my łójmy do rana, Polsko kochana!”). to dopiero jednak jest rozgrzewka przed muzycznym Armageddonem. Singlowy „Najebany to do domu” trafia chwytliwym i spokojniejszym popisem klawiszy oraz wyciszonym, przebojowym refrenem, w którym wokalista Piotr Połać niebezpiecznie przypomina klasyka gatunku, czyli Zenka Martyniuka. Sam utwór jest opisem zwykłej imprezki gimbazy. Bardziej refleksyjne jest „Dziewczyno zawistna” z rytmicznym i skocznym bitem oraz trafnymi obserwacjami na temat picia („Nie po to z kumplami poszedłem na piwo, żeby z nimi gadać” czy „Nie po to Jezus zamienił wodę w alkohol, by szklaneczka była sucha”) oraz niezrozumienia między przedstawicielami obojga płci. „Tańczyła z bratem” pachnie naftaliną oraz szumem wiatru, a także wiejską potańcówką, gdyż o tym opowiada dramat niespełnionego tańca między podmiotem lirycznym a dziewczyną, co „tańczyła ślicznie”. Wracają tutaj wątki relacji polsko-cygańskich, jednak bez takich kontrowersji jak w przesławnej „Bożence” i jestem pewny, że będzie to kolejny weselny klasyk.
A jeśli tęskniliście za brzmieniem z lat 90., to popłyniecie z „Latem i morzem”, barwnie opisującym sposób spędzania czasu we wakacje (refren, gdzie zmieniają się miejsca akcji, ale sposób spędzania czasu taki sam – bania, bania, bania i szukanie jakiś sikorek). Pojawiają się także szumy wody oraz góralskie chóry, podnoszące całość na wyższy poziom. Ale bawimy się dalej, dzięki gościnnym występom braci z Juesej w wymownym kawałku „Ajem USA” o nieudolnym podrywie dziewczyny. Dodając jeszcze parę tekstów podrywacza („Twoja matka to jest saper, bo masz bombową figurę”). Na wyższy poziom abstrakcji oraz wręcz anielskiego klimatu wnosi nas „A w niebie grają disco polo”. Fani romantyzmu spod znaku new wave dostaną „Mętne oczy” z falującym wstępem oraz spokojniejszym głosem Połecia, gdzie znów obserwujemy sposoby poszukiwania dziewczyn. Podobny wątek porusza „Miłość, miłość, miłość”, potem przypominają za co kocha się disco polo („Disco polo dalej gra” z tekstem potwierdzającym wyższością tej muzyki nad innymi gatunkami – „Disco polo, disco polo/I niech inni się pierdolą”) i walczą z amnezją (galopujące „Co się wczoraj odjebało?”).
Wersja deluxe tego wiekopomnego dzieła zawiera jeszcze alternatywną wersję utworu „Polska” z dominującą rolą gitary elektrycznej oraz bardziej dancingowego „Disco polo dalej gra” dla zmyłki nazwanego „Albatros dalej gra”. Zmienna stylistyka może zaskoczyć fanów, a hejterów może przekonać do zmiany stanowiska wobec tego duetu.
Fanów duetu nie trzeba przekonywać do słuchania nowego dzieła, bo „Disco polo” to pełny destylat całego dorobku ze wszystkimi wadami i zaletami. Bez zabawy w subtelności, aluzje i dobry smak. Jest moc, energia, bezpretensjonalność oraz imprezowy charakter. Pora zaszaleć.
7/10
Radosław Ostrowski






