Szpital Przemienienia

Dla wielu osób nazwisko Stanisława Lema jednoznacznie kojarzy się z fantastyką naukową. Jednak nawet ten autor realizował kilka książek spoza tego gatunku, co wielu mogło wywołać konsternację. Tak było choćby z napisanym w 1948, a wydanym w 1955 „Szpitalem Przemienienia”. Powieść osadzona jesienią 1939 roku była osadzona w szpitalu psychiatrycznym pod Krakowem, gdzie trafia młody lekarz Stefan. Idealista zostaje zderzony z postawami bardziej doświadczonych kolegów: wycofanego dyrektora, surowego i szorstkiego Rygiera, stosującego interwencję chirurgiczną Kautersa i traktującego chorobę psychiczną jako manię Marglewskiego. Sytuacja staje się coraz bardziej niepewna i spokój w każdej chwili może zostać przerwany. Co zrobią Niemcy z pacjentami jak i samym szpitalem oraz co zrobić?

Już sam opis mógłby sugerować refleksyjno-filozoficzne kino, a osoba reżysera Edwarda Żebrowskiego wpisuje film w nurt kina moralnego niepokoju. Akcji jako takiej nie ma, skupiając się na dylematach młodego lekarza i zderzeniu różnych postaw. Pacjent jest tutaj niemal przedmiotowo, traktowany przez lekarzy z dystansem. Czy to jako obiekt badawczy, któremu słowu nie można ufać i można w zasadzie zrobić z nim co się chce. Bo – cytując pielęgniarza – „To nie jest człowiek, to wariat”. Osoba niedostosowana do tzw. społecznych norm (czymkolwiek one są), potencjalny geniusz czy po prostu człowiek urodzony z zaburzeniem, wadą genetyczną albo nieznaną dolegliwością. Coraz bardziej zaczynamy widzieć pewną frustrację oraz zmęczenie młodego lekarza, którego idealistyczne podejście (przede wszystkim służyć pomocy i nie szkodzić) zostaje skonfrontowane z resztą personelu. Obserwując lekarzy można odnieść wrażenie, że są równie szaleni, co poddani w ich opiekę pacjenci. No i jeszcze jest wojna – niby daleko w tle, jakby oddalona od szpitala. Ta jednak jest bardzo bezwzględna, tak samo jak lekarze postawieni przed najbardziej dramatyczną próbą.

Zarówno film, jak i powieść odnoszą się do akcji T4, podczas której Niemcy w czasie II wojny światowej dokonali „eliminacji życia niewartego życia”. Innymi słowy, chodziło o zabijanie ludzi chorych psychicznie, niepoczytalnych, schizofreników, niepełnosprawnych oraz zaburzonych. Akcja ta miała charakter półjawny, a ilość ofiar jest trudna do oszacowania (nieoficjalnie mówi się o około 200 tysiącach ludzi). Lekarze domyślając się jedynie losów pacjentów zostają wystawieni na próbę, od której mogłoby zależeć ich życie. Co zrobią, uciekną, zostaną czy będą próbowali paktować?

Film Żebrowskiego broni się jako pole dyskusji do etycznych dylematów w czasie ostatecznym. Momenty, gdy lekarze prowadzą ze sobą rozmowy wciągnęły mnie najbardziej. Nie mogłem jednak pozbyć się wrażenia pewnej teatralności, przez co potrafiło mnie znużyć tempo. Choć jest kilka mocnych scen (elektrowstrząsy czy nieudana operacja pacjenta z rakiem mózgu), najbardziej jednak zapada w pamięć finał. Czarno-biała taśma, nerwowa praca kamery oraz bardzo chłodnie pokazywane zabijanie. Bez litości, bez czekania, a w tle słychać odgłosy ludzi idących na śmierć. Takich scen nie da się zapomnieć, tak jak fantastycznego aktorstwa. Mających takich gigantów jak Henryk Bista, Gustaw Holoubek, Zbigniew Zapasiewicz czy Wojciech Pszoniak nie można było tego spieprzyć. I to oni są najmocniejszym punktem tego filmu.

Zaś mimo lat „Szpital…” pozostaje mocnym, poważnym moralitetem o odpowiedzialności za ludzkie życie oraz trzymaniu się zasad w sytuacji ekstremalnej. Choć wielu może znudzić, to jest wiele mocnych dialogów, zaś finał jest czymś niezapomnianym.

7/10

Radosław Ostrowski

Iluminacja

Czym jest tutaj tytułowa „Iluminacja”? Według filozofów to stan poznania wiecznych praw za pomocą duchowego oświecenia. Czegoś takiego szuka nasz bohater – Franciszek Retman. Kiedy go poznajemy kończy liceum i chce studiować fizykę. Dlaczego? Bo tam są reguły, które pomagają poznać i zrozumieć rzeczywistość. Ale ona ma pewne plany i kolejne wydarzenia zmuszają do pewnych wątpliwości.

iluminacja1

To jest moje pierwsze spotkanie z Krzysztofem Zanussim – reżyserem o bardzo szerokim wykształceniu, zainteresowaniach. I nie byłem do końca pewny czego się spodziewać: filmu w takim sensie jaki znamy czy czegoś w rodzaju wykładu, pełnego rozważań naukowych z bardzo pretekstową fabułą. Nakręcona w 1972 roku „Iluminacja” jest eksperymentem. Niby jest tutaj jakaś fabuła, skupiona wokół rozterek Retmana oraz konflikcie: nauka kontra szukanie sensu życia, kariera kontra rodzina. Bo rzeczywistość lubi weryfikować nasze przekonania oraz kierunek. Pewne spotkanie osoby: pierwsza kobieta, przyjaciele z wypraw górskich, przyszła żona, dziecko – one wywołują coś w rodzaju wątpliwości. Bo ścieżek do poszukiwań prawdy jest wiele i reżyser nie faworyzuje żadnej z nich. To może być praca naukowa (fizyka, matematyka, biologia), praca zarobkowa (kontroler butli medycznych, królik doświadczalny przy badaniach), poszukiwania duchowe (wizyta u karmelitów) – jest tutaj tyle możliwości i samemu trzeba dokonać wyborów.

iluminacja2

Ale to, co najbardziej uderza i zaskakuje to strona formalna. Zanussi zrobił film bardziej wyglądający niczym podglądanie preparatów pod mikroskopem. Emocjonalnie jest bardzo zimny, wręcz opisujący wydarzenia w sposób bardzo skrótowy, z wieloma cięciami montażowymi. Sam bohater przedstawiony jest za pomocą… dokonywanych badań i testów (badanie oczu, reakcji na impulsy, badania wagi, wzrostu), wręcz w ekspresowym tempie. Każda scenka jest tylko krótkim wycinkiem (zakochanie się, pierwszy seks, kłótnia, wyprawa w góry, śmierć przyjaciela), co dla wielu kinomanów może być barierą nie do przeskoczenia. Tak samo wplecione dyskusje oraz wykłady naukowe dotyczące iluminacji, czym jest elita, kwestii przyszłości czy mechanizmów biologicznych. Nie jest to jednak strasznie przeintelektualizowane kino, tylko dla wybrańców z tytułem doktora czy profesora, bo wszystko jest przedstawione w przystępny sposób. I to robi niesamowite wrażenie, co jest niepojęte, tak jak praca kamery (wręcz niemal reporterska) oraz niesamowita muzyka Kilara.

iluminacja3

Aktorstwo może wydawać się tutaj najmniej istotnym elementem, bo bohaterowie – poza Retmanem w wykonaniu operatora Stanisława Latałło – nie są zbyt rozbudowani ani zarysowani. Niemniej jednak udaje się stworzyć bardzo naturalne postacie, z których najbardziej wybija się Małgorzata Pritulak (Małgosia) oraz Edward Żebrowski (lekarz).

To jeden z najbardziej zaskakujących filmów, jaki kiedykolwiek widziałem. Naukowy styl, chłodna i nieszablonowa narracja, wymagające skupienia dialogi (tutaj wszystko trzeba wyłuskać) oraz bardzo otwarte zakończenie – wszystko stwarza ciekawą, nieoczywistą mieszankę. Porzućcie wszelkie wątpliwości i sięgnijcie śmiało.

8/10 

Radosław Ostrowski