Infinite Storm

Małgorzata Szumowska już raz próbowała zrealizować film na rynek zachodni, jednak „Córka Boga” była wielkim rozczarowaniem. Być może wynikało to z miałkiego scenariusza oraz braku zaangażowania reżyserki. Nie zniechęciło to jednak Polki (wspartej reżysersko przez autora zdjęć Michała Englerta) do kolejnej próby, tym razem bardziej w swoim stylu. Czy oznacza to jednak, że „Nieskończona śnieżyca” jest filmem udanym?

infinite storm2

Bohaterką filmu jest Pam Bales (Naomi Watts) – ratowniczka górska, mieszkająca w okolicy Góry Waszyngtona. Kobieta mieszka sama w domu, z daleka od świata i cywilizacji. Znowu decyduje się wyruszyć w górę, jak robi to od dłuższego czasu. Tym razem jednak zbliża się śnieżyca, która może mocno popsuć wszelkie plany turystom. Pam trafia w połowie drogi na nią, co zaczyna poważną walkę o przetrwanie. Jakby tego było mało, dostrzega ona ślady butów (adidasy) na śniegu. Oznacza to, że ktoś jeszcze jest w górach. Nie ma możliwości ściągnięcia wsparcia, a znaleziony mężczyzna nie kontaktuje.

infinite storm4

Ktoś powie tutaj, że Szumowska opowiada bardzo prostą opowieść o przetrwaniu i walce z bezwzględną naturą. Do tego jeszcze mamy drugiego człowieka (Billy Howle), mogącego być przysłowiową kulą u nogi. Ale zanim do niego dojdziemy, dostajemy bardzo oszczędny, wręcz minimalistyczne kino. Kamera niemal cały czas jest skupiona na samej bohaterce, choć nie dowiadujemy się o niej zbyt wiele. Dialogów jest w zasadzie tyle, co kot napłakał (pod koniec jest trochę więcej, ale tylko trochę), muzyki w sumie też. Jest tylko pięknie sfilmowana przyroda oraz niemal cały czas „przyklejona” kamera do bohaterki, bardzo naturalnie zagranej przez Naomi Watts. Aktorka gra bardzo fizycznie, nie nosi makijażu i twórcy nie próbują jej upiększać, trzymając całość na swoich barkach. Reszta postaci w zasadzie robi tutaj za anonimowe tło. Nawet „John” (bo jakoś trzeba się do tego człowieka zwracać) początkowo jest ledwo zarysowany i dużo, duuuuuuuuuuuuuużo później dowiadujemy się o nim troszeczkę więcej.

infinite storm3

Reżyserka mocno wierzy w inteligencję widza, bo niewiele zdradza na temat Pam jak i turysty. Właściwie pojawiają się tylko dwie retrospekcje, z czego ta ostatnia wali w łeb niczym łopatą. Niestety, im bliżej końca, tym więcej jest takich scen i dialogów mówiących wprost. Być może Amerykanie to mniej inteligentni goście i wiele rzeczy trzeba im powiedzieć wprost. Nie zmienia to jednak faktu, że „Infinite Storm” to zaskakująco solidne kino. Może bez zaskoczeń fabularnych, ale ogląda się to bardzo dobrze. Kolejna niespodzianka Szumowskiej i (oby tym razem) otworzyło to furtkę do ciekawych przedsięwzięć zagranicznych.

7/10

Radosław Ostrowski

Eliot Sumner – Information

920x920

Znacie to powiedzenie, że niedaleko pada jabłko od jabłoni? Na swoim drugim albumie udowadnia to niejaka Eliot Sumner, znana wcześniej jako I Blame Coco. Córeczka Stinga, tym razem podpisując się własnym nazwiskiem na „Information” zaskakuje.

Polany elektroniką i zmierzający w stronę bardziej alternatywnego brzmienia „Information” budzi skojarzenia z… The Police. Wystarczy posłuchać otwierającego całość „Dead Arms & Dead Legs”, by się przekonać. Podobna rytmika, uderzenia perkusji, fortepian, nawet niski, nosowy głos Eliot – brakuje tylko reagge’owego entourage’u, ale finałowego „pobrudzenia” nie spodziewałem się. Dalej jest równie przebojowo i w duchu odrobinę post-punkowym, co najlepiej czuć w 7-minutowym utworze tytułowym, gdzie czuć echa zespołów inspirujących się od lat Joy Division (rytmiczny, metalowy bas, mroczne klawisze), a instrumentalna końcówka (3 minuty) to popisówka gitarzysty – takich brudnych riffów nie było od dawna. Tempo zmienia się od bardzo szybkiego (pełne elektroniki „Let My Love Lie On Your Life” czy gitarowe „Halfway To Hell” z dzwonami na początku) po bardziej wyciszone (melancholijny „After Dark” czy mroczniejsze „I Followed You Home” z zimnymi klawiszami).

Sumner nie odkrywa tutaj niczego nowego, niemniej „Information” jest bardzo przyjemnym albumem, mieszającym estetykę lat 80. (początku dokładnie) ze współczesną produkcją i intrygującym głosem Eliot. Niby nic wielkiego, ale w dzisiejszym świecie to naprawdę dużo – melodyjne i przebojowe kompozycje w alternatywnym tle. Spójne, zgrane i cholernie dobre.

7/10

Radosław Ostrowski