Złoto

Ze wszystkich filmów w dorobku Hasa „Złoto” było najtrudniejsze do namierzenia, choć reszta jego filmografii przeszła cyfrową rekonstrukcję. Jednak ten film z 1961 roku, nie oparty na żadnym materiale literackim (aczkolwiek scenariusz napisał pisarz Bohdan Czeszko) wydaje się być jednym z zapomnianych dzieł uznanego reżysera. I na chwilę obecną jego najsłabszym dokonaniem.

Akcja skupia się wokół młodego chłopaka (Władysław Kowalski), który sprawia wrażenie zagubionego i idącego bez żadnego celu. Trafia na południe kraju w okolicach kombinatu w Turoszowie, gdzie wydobywa się węgiel brunatny. Nie mając przy sobie nic, decyduje się tu zostać, zatrudnić i zarobić kasę. Ale jednak coś ukrywa, niby wydaje się rozmowny, lecz nie dopuszcza innych do siebie. I dość szybko popada w konflikt ze współlokatorami. Jedyną osobą, która wydaje się mieć na niego jakikolwiek wpływ jest geolog Piotr (Krzysztof Chamiec).

Sam film brzmi jak typowy produkcyjniak, który w początkach PRL-u (gdzieś tak do połowy lat 50.) pełniły głównie rolę propagandową. Czyli pokazując słuszność obecnej ideologii w konfrontacji z reprezentantami dawnego porządku, szpiegów i innych „wrogów państwa”. Mocno schematyczne, szablonowe i zero-jedynkowe opowieści. No nie brzmi to jak coś zachęcającego, ale reżyser nie próbuje bawić się w ideologiczną propagandę. Skupia się bardziej na psychologicznym portrecie outsidera, nie potrafiącego znaleźć swojego miejsca na ziemi. Albo utknęli w marazmie, nie mogąc się z niego wydostać jak puzonista (mocny Tadeusz Fijewski) czy barmanka (cudowna Barbara Krafftówna). Problem jednak w tym, że fabuła jest pretekstowa i w zasadzie się wlecze, dialogi brzmią bardzo literacko oraz sztucznie, zaś zakończenie nie satysfakcjonuje. Technicznie też wydaje się dziwnie statyczny, pozbawiony charakterystycznych dla Hasa mastershotów.

Choć obsada stara się jak może i nie brakuje tu nawet w epizodach takich fantastycznych aktorów jak Jan Kobuszewski, Zdzisław Maklakiewicz, Elżbieta Czyżewska czy Aleksander Fogiel, całość trzyma na barkach Władysław Kowalski. Jego bohater jest bardzo enigmatyczny, pozornie zgrywający szorstkiego twardziela, skrywającego tajemnicę. Pociągający typ, z niemal ciągle rozedrganymi oczami, szukający swojego miejsca. Drugim mocnym punktem jest Krzysztof Chamiec, którego geolog Piotr próbuje poprowadzić zagubionego chłopaka i być jego mentorem. Dynamika tej dwójki była dla mnie najciekawszym elementem tego filmu.

Nie dziwię się dlaczego „Złoto” jest uważane za jeden z najsłabszych filmów w dorobku Wojciecha Jerzego Hasa. Próbuje pokazać próby poszukiwania swojego miejsca na ziemi, wyrwania się z marazmu oraz nadziei. Wszystko to jednak jest strasznie mętnie opowiedziane i pozbawione emocjonalnego zaangażowania. Chciałem znaleźć złoto, a wyszło zwykłe błoto.

5/10

Radosław Ostrowski

Debiutantka

Kiedy poznajemy Ewę, wysiada z pociągu w Trójmieście. Wygląda jak chłopczyca (krótka fryzura, dżinsowe spodnie), nosi duży plecak i wydaje się, że troszkę czasu tu spędzi. Została zatrudniona przez Jerzego – wielkiego mistrza architektury. Pracuje nad swoim nowym dziełem, czyli projektem muzeum morskiego. Powoli zaczyna zdobywać zaufanie Jerzego, który proponuje wprowadzenie się do jego domu. Tam przebywa jego młoda żona, a także jest asystentka, co tworzy dość dziwny układ.

debiutantka1

Barbara Sass uważana była za specjalistkę od tzw. kina kobiecego, czyli filmów z postaciami żeńskimi w rolach głównych. Nie inaczej jest w „Debiutantce”, czyli psychodramie rozpisanej na trzy kobiety oraz jednego mężczyznę, który – w pewnym sensie – ma nad nimi władzę. I ta dziwaczna, toksyczna relacja zostaje zaburzona z pojawieniem się Ewy. Młoda, ambitna, twardo dążąca do celu kobieta staje się zagrożeniem dla Marii, bardzo silnie związana z Jerzym, niemal kontrolująca jego życie, pracę. Niby jest jeszcze bardzo młoda żona, jednak jest tak naiwna, wręcz dziecinna. Nawet nie zauważa, że jej mąż ma kochankę. Ale to wszystko jest widoczne w drobnych scenkach, gestach oraz spojrzeniach, pozornie nieistotnych (scena, gdy Maria „tańczy” przy drzwiach), jednak coraz bardziej atmosfera robi się nieprzyjemna. To musi się skończyć w jeden sposób, czyli któraś z pan nie wytrzyma tego stanu rzeczy.

debiutantka2

Sama intryga sprawia wrażenie pokazanej w bardzo chłodny, wręcz zimny sposób, przez co wiele rzeczy może umykać. Sass wiele rzeczy nie pokazuje w kadrze i to dla wielu osób może być dezorientujące, niemniej warto skupić się podczas seansu. Wszystko okraszone jest krótkim tematem muzycznym, który rzadko się pojawia, ale zawsze w istotnych momentach. Reżyserka przy okazji zadaje bardzo ważne pytanie: czy warto wszystko poświęcić dla mężczyzny? Zwłaszcza, jeśli on traktuje je w sposób dość mechaniczny, egoistyczny? Wymagając od niej pełnego oddania oraz poświęcenia się? Niby to retoryczne pytanie, ale odpowiedź nie jest wcale taka prosta.

debiutantka3

I mamy tutaj prawdziwy koncert aktorski. Błyszczy bardzo powściągliwa Dorota Stalińska, chociaż w sposobie mówienia słychać pewne rozedrganie. Absolutnie porywa jako kobieta próbująca zachować niezależność, ale jest zafascynowana geniuszem mężczyzny. Równie świetna jest Elżbieta Czyżewska w roli Marii – pozornie chłodnej, ostrej w języku kobiety. Jednak to wszystko jest tak naprawdę tylko maską, skrywającą nieszczęśliwą, wręcz przyzwyczajoną do pewnego stanu rzeczy osobą. Jedyną odstającą postacią jest żona (Bożena Adamek), ale to wynikało z faktu, że nie byłem w stanie polubić tej postaci. No i wisienka na torcie w postaci niezawodnego Andrzeja Łapickiego w roli Jerzego – człowieka otoczonego wielkim kultem, ale tak naprawdę działającego bardzo destrukcyjnie na wszystkich dookoła. Obojętny, nie idący na układy, sprawiający wrażenie troszkę nieporadnego, w rzeczywistości wymaga najbardziej oddania oraz posłuszeństwa.

„Debiutantka” może być dobrym tytułem, od którego zaczęłaby się przygoda z Barbarą Sass. Niby czasy się zmieniły, ale jak widać pewne pracownicze praktyki oraz skomplikowane relacje damsko-męskie pozostają ponadczasowe, co podkreśla słodko-gorzki finał. I to nadal potrafi uderzyć.

7/10

Radosław Ostrowski

Rysopis

Lata 60., czyli czas małej stabilizacji. To w tym okresie przyszło żyć niejakiemu Andrzejowi Leszczycowi – studenta ichtiologii, który został wyrzucony ze szkoły. Ma żonę, mieszkają razem, ale żyją tak naprawdę obok siebie. Mężczyzna dostaje wezwanie do komisji wojskowej i zostaje powołanie na pociąg do Kołobrzegu na 15.10, niczym do Yumy. Nasz bohater podejmuje ostatnie decyzje przed odjazdem.

rysopis1

Taki debiut zdarza się raz na dekadę. Kiedy w 1964 roku pojawił się Jerzy Skolimowski ze swoim „Rysopisem”, polskie kino nagle wskoczyło na nowe tory. Cała historia to bardziej ciąg scenek, które łączy postać Leszczyca – bohatera innego niż przewidziało do tej pory kino. Jest to bohater bierny, pozbawiony charakteru, motywacji, sensu swojego istnienia, chociaż próbuje go znaleźć. Boi się wziąć odpowiedzialności za swój los czy może jest zagubionym młodzieńcem? Reżyser nie daje odpowiedzi, także los bohatera pozostaje znakiem zapytania. Czy wojsko uczyni z niego mężczyznę? Sprawi, ze będzie dojrzałym człowiekiem? Te pytania zostają, a kilkugodzinna odyseja Leszczyca staje się pretekstem do przedstawienia portretu epoki lat 60. Ten zbiór sklejonych szkolnych etiud tworzy bardzo spójną opowieść, która formalnie nadal robi wrażenie.

rysopis2

Czuć tutaj mocno ducha francuskiej nowej fali – reżyser uwielbia długie kadry oraz zabawę nietypowymi ujęciami. Nieważne, czy mówimy o scenach „z oczu” bohatera (ta przed komisją wojskową czy gdy wychodzi z domu) albo o odbiciu twarzy w barze. To wszystko wygląda imponująco nawet teraz. Dodatkowo wplecione gdzieś w tle dialogi (rozmowa dwóch pań na dachu), odgłosy radia czy rzadko obecna muzyka doprowadzają do dezorientacji, bo brzmią równocześnie z rozmowami Leszczyca wobec kumpli, żony, przypadkowo poznanej dziewczyny. To intryguje, prowokuje, a pewne repetycje słów nie są tutaj dziełem przypadku. Film może być pełen symboli, repetycji, postaci dających inne spojrzenie na pewne wydarzenia (wątek „kombatanta” zbierającego butelki) oraz zmuszają Leszczyca do pewnych działań, nawet wydawałoby się pozbawionych konsekwencji (zapisanie się na kurs hiszpańskiego). Z drugiej strony „Rysopis” może być zbyt hermetyczny, a symbole (10 razy dzwoniący telefon, zapałka, tekst z naklejonego plakatu) nieczytelne.

rysopis3

Niezmienne jest natomiast fantastyczne aktorstwo. Leszczyca gra sam Skolimowski i wyszedł absolutnie fantastycznie. Młody, zagubiony, nieokreślony człowiek, szukający swojego miejsca oraz sensu w świecie. To jest wygrywane bardzo wyraziście, a kilka scen w jego wykonaniu (udział w sondzie ulicznej czy rozmowa przed komisją) to prawdziwe perełki. Równie wyborna jest Elżbieta Czyżewska i to w trzech wcieleniach: jako żona, poznana w uczelni Basia oraz dekująca się u „Janczewskiej” Teresa. Zawsze inna, zawsze charakterna i wyrazista.

rysopis4

„Rysopis” to początek historii naszego outsidera oraz jego wędrówki po sens życia. Niepozbawiona humoru, groteski i pewnej poetyckości opowieść wydaje się zaskakująco aktualna. To jest wyzwanie, które warto podjąć.

7,5/10

Radosław Ostrowski