Guns Akimbo

Znacie takich ludzi jak Miles – taki szaraczek bez osiągnięć, nienawidzi swojej pracy i jest mocno uzależniony od Internetu. Do tego ciągle kocha swoją byłą dziewczynę, co nie jest dla niej łatwe. Pewnej nocy nasz bohater decyduje się zrobić wielkie głupstwo. Wchodzi na forum internetowe Skizma – takiej gry, gdzie psychole, świrusy i zabijacy walczą ze sobą o przetrwanie. Tam pisze dużo złośliwości oraz chamskich tekstów, podchmielając sobie alkoholem. Kiedy trzeźwieje odkrywa, że ma w dłoniach… przyspawane pistolety i został dołączony do gry. Ma też pokonać najlepszą zawodniczkę czyli Nix w ciągu 24 godzin.

Zrobienie filmu w stylu gry komputerowej wydawało mi się co najmniej szalone i bardzo ryzykowne. Po pierwsze, nie ma tej immersji co gra. Po drugie, taka przeładowana stylistyka z czasem staje się nużąca. To pokazał parę lat wcześniej „Hardcore Henry”. Ale z „Guns Akimbo” jest trochę inaczej. Film Jasona Howdena jest polaną absurdalnym humorem komedią sensacyjną. Trochę klimatem przypomniał mi się „Nerve”, gdzie też była gra wirtualna i ludzkie życie było stawką. Tutaj jednak wszystko jest bardziej przerysowane, absurdalne, niedorzeczne. Fabuła jest pretekstem do pokazania strzelanin oraz zderzenia Milesa z rzeczywistością. Szaraczek znający świat z gier, tutaj musi wyjść ze swojej strefy komfortu, by obudzić w sobie wojownika oraz zacząć żyć. Brzmi głęboko, ale to nie jest poważne kino. Reżyser skupia się na bardzo dynamicznym, efekciarskim wręcz pokazywaniu scen akcji, gdzie dzieją się rzeczy. Kamera wręcz tańczy wokół postaci, kule świszczą ze wszystkich stron, a postacie rzucają czasem sucharkami.

Wszystko polane jeszcze mocno elektroniczną muzyką, która podbija rytm i buduje klimat przypominający grę komputerową. Ale także czuć podskórnie poczucie pewnego zagrożenia, z którego nie można się wyplątać. Nie brakuje tutaj zaskoczeń, przerysowanego antagonisty oraz krzywego spojrzenia na ludzi, którzy uwielbiają oglądać takie rzeczy jak Skizm. Zwykłych szaraczków, prowadzących nudne życie i nie mających odwagi czegoś zmienić. Albo szukających czegoś, co je ubarwi.

A to wszystko nie zadziałoby, gdyby nie dwie fantastyczne kreacje. Pierwszy jest ciągle zadziwiający Daniel Radcliffe, który w roli jest świetny. Początkowo przerażony, zdezorientowany i zagubiony okazuje się całkiem sprytnym facetem, w którym budzi się twardziel. Ale show kradnie Samara Weaving jako Nix i to jest postać silniejsza niż się wydaje. Może i wygląda bardziej jak chłopczyca, fetyszyzująca broń, walcząca bezwzględnie, konsekwentnie, z cynizmem oraz ironią jako wsparcie. Oboje działają jak prawdziwe petardy.

Dawno nie widziałem tak bezwstydnego, szalonego oraz ostrego kina akcji, które jest też zaskakująco przemyślane. I kolejny przykład tego jak nieoczywiste przedsięwzięcia bierze na siebie Radcliffe, który zamierza nas zaskakiwać. Cały czas mu się to udaje.

7/10

Radosław Ostrowski

On wrócił

Rok 2014 pozornie wydawał się zwykłym rokiem w kraju, gdzie na kiełbasę mówi się wurst, popija się piwo, zaś symbolem urody jest Angela Merkel. I właśnie tutaj budzi się kompletnie nie znając przyczyny… Adolf Hitler. Tak, ten sam wąs, ten sam uniform, tylko kompletnie upaprany piachem i błotem. Ale rzeczywistość wydaje się dla niego kompletnie obca i wtedy pojawia się zwolniony pracownik telewizji, niejaki Fabian Sawatzki, który przypadkowo sfilmował przywódcę III Rzeszy.

on_wrocil1

Niemiecka komedia – samo sformułowanie brzmi bardziej groźnie niż jakakolwiek broń masowego rażenia zrobiona kiedykolwiek przez ludzkość. Dodatkowo w roli głównej mamy Adolfa Hitlera, którego poglądy bardziej wywołują przerażenie niż śmiech. Początkowo film może się wydawać zbiorem gagów, gdzie Fuhrer popełnia kolejne gafy, nie rozpoznając się we współczesnym, poprawnym politycznie świecie. I nie boi się reprezentować swoich poglądów, nadal chce rządzić światem i uczynić Niemcy wielkie. Przecież wydawałoby się, że dzisiaj ktoś taki już mieć racji bytu. Prawda? Reżyser pokazuje, że… niekoniecznie byłaby to prawda. O ile na początku jego obecność wydaje się ciekawostką, jednak wykorzystanie przez Hitlera nowych narzędzi komunikacji (telewizja, Internet, Facebook) sprawia, że śmiech zaczyna coraz bardziej tkwić w gardle. Bohaterowie zaczyna zaś dostrzegać prawdę o człowieku uważanym za błazna. Ale czy wtedy nie będzie już za późno?

on_wrocil2

Choć wiele scen jest autentycznie rozbrajających (rozmowa Hitlera z szefem neonazistów czy Hitler malujący… portrety), „On wrócił” ma kilka trafnych obserwacji oraz bardzo dużo goryczy. Atakuje się zarówno telewizję serwującą kontrowersyjne programy oraz lekką rozrywkę, polityków pozbawionych siły woli oraz charyzmy, wszelkiej maści YouTuberów komentujących program czy celebrytów. Ale najbardziej przeraża coś innego – gdy zaczniemy się wsłuchiwać w poglądy Adolfa H., okazuje się mieć wiele racji. Zaś samą ciszą potrafi przyciągnąć uwagę bardziej niż długimi przemówieniami. I to, że wiele ludzi z tymi poglądami skrycie się identyfikuje, jakby wiedział o pragnieniach, poczuciu wielkości. Jakby trafnie znał ukryte pragnienia, tłumione lęki oraz rasizm, homofobię, nienawiść do imigrantów. To bardzo mocno przypomina ostatnia scena, gdzie widzimy zamieszki, protesty oraz przemówienia polityków z bardziej skrajnej sceny europejskiej polityki.

on_wrocil3

Czy ten świat już oszalał? Czy niczego się nie nauczył? – pyta reżyser przy okazji tej świetnej satyry. Bardzo dobrze wykonanej, świetnie zagranej (tutaj błyszczy rewelacyjny Oliver Masucci w roli Hitlera) oraz bardzo przerażająco gorzkiej. Bo wnioski nie nastrajają optymizmem, ale o tym przekonajcie się sami.

7/10 

Radosław Ostrowski