Trzej muszkieterowie: D’Artagnan

Są pewne historie, które wydają się ponadczasowe i przenoszone na ekran kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt razy. Nie inaczej jest w przypadku jednej z najsłynniejszych powieści Alexandre’a Dumasa „Trzej muszkieterowie”, których wersji filmowych powstało około… 30. Teraz, po bardzo wielu latach, z klasyką postanowili się zmierzyć Francuzi. Oraz podzielili całość na dwie części.

3muszkieterowie1-1

Punkt wyjścia jest powszechnie znany – młody Gaskończyk d’Artagnan (Francois Civil) wyrusza do Paryża, żeby zostać muszkieterem. Po drodze jednak walczy w obronie atakowanej karocy, by… zostać postrzelonym i pochowanym żywcem. To wyjaśnia dlaczego przybywa do stolicy Francji cały upier****ny w błocie i piachu. Niemal od razu chłopak pakuje się w tarapaty: zadrze z trójką przyjaciół (Atosa, Portosa i Aramisa), doprowadzając do wyzwania ich na pojedynek w co godzinnym odstępie. Do tego ostatniego nie dochodzi przez pojawienie się gwardzistów kardynała Richelieu. Efekt? Konfrontacja zakończona rozszarpaniem oddziału na strzępy oraz ochrzanieniem przez samego króla (Louis Garrel). Ale to dopiero początek historii, gdzie Gaskończyk z nowymi przyjaciółmi pakuje się w grubszą intrygę polityczną. Inaczej może wszystko skończyć się wojną między katolikami a protestami, wspieranymi przez Anglików oraz skandalem związanym z ujawnieniem romansu między żoną króla Anną Austriaczką (Vicky Krieps) a księciem Buckinghamem (Jacob Fortune-Lloyd). Wszystko w rękach pociągającego za sznurki kardynała (Eric Ruf), co smak władzy absolutnej poczuł.

3muszkieterowie1-4

Reżyser Martin Bourboulon trzyma się literackiego pierwowzoru tak jak Dumas faktów historycznych. Czyli niby wiernie, ale sporo modyfikując, co w sporej części się sprawdza. Mieszanka awanturniczo-przygodowego klimatu z potraktowaną na poważnie skomplikowaną intrygą. Wszystko wygląda na bardziej przyziemne, w bardziej stonowanych kolorach oraz – co było dla mnie największą niespodzianką – w plenerach i naturalnych krajobrazach. Ze 150 dni zdjęciowych – czas realizacji obu części – w studiu nakręcono raptem… 2 dni, co czuć. Jest ogrom scen kręconych w naturalnym oświetleniu (głównie nocą), przez co wiele kadrów jest wypranych z kolorów i wiele osób może mieć problem z zauważeniem, co się dzieje na ekranie. A kiedy już mamy pojedynki, pościgi i sceny to kamera dosłownie szaleje. Mimo stosowania mastershotów, jest chaotycznie, ale nie jest to chaos a’la „Jezu Chryste, to Jason Bourne” (choć parę razy jest blisko).

3muszkieterowie1-2

Z drugiej strony nie można się nie zachwycić fantastyczną scenografią i różnorodnymi kostiumami. Bo inaczej przecież są ubrani ludzie na dworze (jest tu przepych), ale nasi muszkieterzy mają nie tylko mniej barwne ubrania, lecz także są zużyte. To ma dodać tego „realistycznego” podejścia do całości, tak samo jak charakteryzacja. I tu reżyser potrafi zrobić cuda, trzyma w napięciu oraz z wyczuciem prowadzi do dramatycznej kulminacji. Niestety, całość urywa się cliffhangerem, zaś na finał trzeba będzie czekać aż pół roku. Niemniej wsiąkłem w tą znaną (choć zmodyfikowaną) opowieść.

3muszkieterowie1-3

Niemniej jest parę drobnych zgrzytów. Poza kwestiami oświetlenia narracja bywa dość skrótowa, rzucając czasem jakieś parę zdań, bez zarysowania większego kontekstu. Więc trzeba być mocno skupionym w trakcie seansu. Drugim problemem była dla mnie zadziwiająca nijaka muzyka oryginalna. Za bardzo i za mocno „inspirująca się” stylem Hansa Zimmera (mocno czuć tutaj „Sherlocka Holmesa”), przez co trochę wydaje się nie pasować za bardzo do filmu. I trzecia, dość dziwna kwestia, której nie umiem niczym wytłumaczyć. Mianowicie widok zmasakrowanego ciała (nagiego ciała kobiety)… rozmazano, żeby nie było nic widać. Po co ta cenzura? Pojawia się na krótko, ale wywołuje to konsternację. I czy to tylko w naszym kraju dystrybutor zrobił, czy doszło do tego na etapie post-produkcji? Drobną pierdółką jest tutaj (na szczęście kontrolowany) patos, który zdradza wiek materiału źródłowego.

3muszkieterowie1-5

A jak radzą sobie tutaj aktorzy? Tutaj też reżyser zaskoczył, obsadzając w rolach muszkieterów aktorów starszych wiekiem od swoich literackich odpowiedników. Niemniej nadal jest między nimi silna chemia i czuć, że Atos, Portos oraz Aramis (kolejno: Vincent Cassel, Romain Duris, Pio Marmai) to zaprawieni w boju wojownicy, co niejedno przeszli. Mimo, iż niewiele o ich przeszłości się dowiadujemy, to czuć jak bardzo miała na nich wpływ (szczególnie u Atosa). Bardzo porządnie przy ich ramieniu wypada Francois Civil jako mniej doświadczony d’Artagnan. Ma w sobie urok młodzieńca, zbyt dużą pewność siebie, niemniej nie brakuje mu zarówno odwagi i sprytu, co ratuje go parę razy z obsesji.

3muszkieterowie1-6

Niemniej drugi plan zazwyczaj jest dość solidny, choć jest kilka perełek. Dla mnie najjaśniejszą osoba na drugim planie jest Vicky Krieps (królowa Anna Austriaczka), której działania niejako są paliwem do całej politycznej intrygi i drobnymi gestami pokazuje rozdarcie między obowiązkiem a miłością. Demoniczna Eva Green wydaje się być skrojona do roli milady de Winter, czyli niejako prawej ręce kardynała. Manipulująca intrygantka, wykorzystująca wszystko do osiągnięcia celu i mimo niewielkiego czasu ekranowego przykuwa uwagę. Niestety, dość blado prezentuje się Eric Ruf jako pociągający za sznurki Richelieu. Głównie dlatego, że bardzo rzadko się pojawia i jest dziwnie stonowany, nie mający za dużo do roboty. Za to naprawdę dobrze wypadł Louis Garrel jako trochę niepewny, będący pod silną presją król Ludwik XIII.

Pierwsza część „Trzech muszkieterów” pokazuje, że ciągle jest (po pewnych modyfikacjach) miejsce na staroszkolną historię awanturniczo-przygodowa. Najbardziej poważna z widzianych przeze mnie inkarnacji, co jest dość odświeżającym doświadczeniem, ale z paroma upadkami z konia. Niemniej to trzymająca w napięciu jazda, oszałamiająca wizualnie i świetnie zagrana. Czekam na kontynuację.

7,5/10

Radosław Ostrowski

The Spy

Rok 1960. Izrael jest atakowany przez Syrię, zaś dane wywiadowcze pokazują ruch wojsk ku granicy, gdzie… kompletnie znikają. W końcu Mossad decyduje się wyszkolić agenta, by wszedł na teren Syrii, wywęszył co jest grane oraz przekazywał informację. Samo przeszkolenie miałoby trwać dwa lata, ale wywiad ma na to tylko pół roku. Wreszcie zgłasza się do nich Eli Cohen – zwykły, szary pracownik, który już dwa razy składał papiery, lecz odrzucono jego propozycję. Czasy są jednak niezwykłe, więc mężczyzna przechodzi szkolenie, by wejść w teren.

the spy1

Kolejny miniserial od Netflixa oparty na faktach, czyli coś, co ostatnio streamingowemu gigantowi udaje się najbardziej. Tym razem jest to serial z Izreala od Gideona Raffa, czyli twórcy oryginalnego „Homeland”. Tylko, że szpiegowska opowieść tylko pozornie wydaje się łatwa do wykonania, bo musi ona trzymać w napięciu. Sama historia jest opowiedziana w sposób prosty, bez nadmiernego powtarzania, ale potrafi zaangażować. Najbardziej uderza kolorystyka w różnych krajach: Izrael jest wręcz wyprany z kolorów, Szwajcaria zielonkawa, a najmocniej kolory są widoczne w Syrii. I to pomaga wejść w ten klimat, zaś realia lat 60. odtworzono z pietyzmem. Tak samo ciekawie prezentował się sprzęt szpiegowski (radiostacja schowana w maszynie do szycia czy bomby w kształcie mydła) oraz pokazanie napiętych relacji między krajami, gdzie stawką było ludzkie życie. A władzę pragnie przejąć radykalna organizacja Bass, idąca na konfrontację z Izraelem.

the spy2

Dla mnie pewnym problemem był fakt, że naszemu bohaterowi w akcji niemal wszystko przechodzi bardzo łatwo. Nawet za łatwo, przez co nie do końca mnie to obchodziło. Bardziej mnie chwyciły momenty, gdy nasz bohater wracał z domu i nie był w stanie uwolnić się ze swojej „roli”. Wtedy widać jak bardzo niebezpieczna jest praca szpiega, który nie może nawet najbliższym powiedzieć o swojej pracy. Tak samo może drażnić fakt, że na początku dostajemy niemal cały finał (Cohen zostaje schwytany). Ale na szczęście nie osłabia to siły zakończenia, którego się nie spodziewałem.

the spy3

Największą gwiazdą serialu jest Sacha Baron Cohen, kojarzony raczej z rolami komediowymi. Tutaj jest bardzo wyciszony, bardzo stonowany, bo w końca gra kogoś, kto… udaje kogoś zupełnie innego. Może dlatego nie robi aż takiego wrażenia, jakiego mógłbym się spodziewać, jednak jest to solidny występ. Drugą znana twarzą jest Noah Emmerich w roli oficera prowadzącego, który jest naznaczony dramatycznymi wydarzeniami z przeszłości i tutaj też wypada dobrze. Każdy z obsady prezentuje solidny poziom, ale brakuje czegoś wyrazistego.

the spy4

„The Spy” ze wszystkich mini-seriali Netflixa z tego roku prezentuje się najsłabiej. Nie oznacza to, że jest zły, bo prezentuje dobry poziom. Lecz w materii szpiegowskich dzieł bardziej na mnie podziałała „Mała doboszka” od duetu AMC/BBC. Czy to będzie nowy etap w karierze Cohena? Mam nadzieję.

7/10

Radosław Ostrowski

Kryptonim HHhH

Pamiętacie taki film „Operacja Anthropoid”? Wydawałoby się, że już wszystko opowiedziano o zamachu na Reinharda Heydricha – protektora Czech i Moraw. Fanatyczny wyznawca nazizmu, wcześniej oficer marynarki wojennej wydalony za romans. Tym razem tą historię postanowili opowiedzieć spece z Hollywood, więc należało spodziewać się najgorszego.

hhhh1

Cedric Jimenez postanowił cała historię opowieść dwutorowo. Pierwsza część to historia Heydricha, z kolei druga część to przygotowanie do zamachu z perspektywy zamachowców. Sam pomysł na ten sposób opowieści wydawał się fantastyczny, gdzie rozbicie perspektywy dawało spory potencjał na wciągającą opowieść. Niestety, wszystko jest zrobione tutaj bardzo płytko. Historia Heydricha jest zbiorem przypadkowo rzuconych scenek, które (na siłę) można jakoś powiązać w pewną całość. Mamy wyrzucenie z marynarki i sąd wojskowy, by po paru minutach przenieść się na farmę Himmlera, który proponuje Heydrichowi kierowanie nową komórką wywiadowczą. A następna scena to likwidacja komórki komunistycznej, szantaż na generale, wreszcie atak na Polskę. Skaczemy z wątków na wątek niczym z kwiatka na kwiatek, a najciekawsze (czyli prywatne życie Heydricha oraz jego drogi ku ideologii) zostaje tylko liźnięte. Na szczęście Heydrich nie jest traktowany jako komiksowy, przerysowany czarny charakter, ale brakuje jakiegoś głębszego portretu psychologicznego.

hhhh2

Taki sam mam problem ze scenami przygotowań do zamachu. Po pierwsze dlatego, że widziałem wspomnianą wcześniej „Operację Anthropoid”, skupioną tylko na tym wątku (świetnie poprowadzony i trzymający w napięciu). Sprawiło to, że ten wątek wydawał mi się bardzo skrótowy, a zamachowców (Kubis i Gabcik) też potraktowano tylko jako papierowy schemat – młodzi patrioci, ale też normalni chłopcy z marzeniami. Scena zamachu i tuż po nie potrafiły mnie już utrzymać w napięciu.

hhhh3

Sytuację (poza naprawdę ładnymi zdjęciami oraz sugestywną muzyką) próbują ratować aktorzy. I dobrze wywiązują się ze swoich zadań. Pochwalić trzeba przede wszystkim Jasona Clarke’a w roli Heydricha, czyli mieszanka opanowana i czułości z bezwzględnym posłuszeństwem wobec ideologii. Co czasem doprowadza do krótkiego spięcia z żona (solidna Rosamond Pike), ale to zostaje tylko w jednej scenie. Reszta aktorów po prostu jest, chociaż może Mia Wasikowska jako ukrywająca jednego z zamachowców kobieta oraz kompletnie zaskakujący Stephen Graham w roli Himmlera zapadają w pamięć

hhhh4

Wszystko tutaj wydaje się takie mechaniczne, pozbawione emocji i zaangażowania. Przez co „Kryptonim HHhH” jest kompletnie nieangażujący, nudny oraz nieciekawy. Kolejny przykład zmarnowanego potencjału świetnego tematu.

5/10

Radosław Ostrowski