Seks według Eda

Ed Cole chce podjąć pracę jako nauczyciel, jednak problemem jest brak wolnych miejsc. Dlatego Ed dorabia sobie w sklepie z ptysiami i tym podobnymi słodkościami. W końcu idąc do związku nauczycielstwa (a raczej ich amerykańskiego odpowiednika), udaje się dostać posadę w szkole, do której uczęszczają mniejszości (czarni i Latynosi), gdzie Ed ma uczyć podczas zajęć dodatkowych. Pod wpływem incydentu, mężczyzna decyduje się na wychowanie seksualne.

sex_ed1

Komedia z seksem? To jest zawsze niebezpieczne połączenie, które zazwyczaj kojarzy się z rynsztokiem, wulgarnością, co jest nieuniknione. Reżyser próbuje sięgnąć po ten temat i chce, by było zabawnie. Najlepszy dowcip jest taki, że to działa, mimo pewnych pikantnych sytuacji (zobaczenie swoich najlepszych kumpli – kobietę i faceta razem, w łóżku czy skorzystanie z usług profesjonalistki, który okazuje się facetem) oraz dość balansującego na granicy smaku gagów (pytania dzieci o sprawach seksu – niektóre rozbrajająco poniżej pasa), ale jestem zaskakująco zadowolony z seansu. Zdecydowanie nie jest to film dla młodego widza. Nie brakuje kilku obyczajowych obserwacji oraz pokrzepienia osób mających problem ze spełnieniem, jednak nie należy tego traktować jako przewodnika po seksie. Samej golizny tutaj nie ma, a kilka razy zdarzyło się zaśmiać. Nie jest to jednak poziom specjalnie wielki, tylko propozycja w sam raz na rozluźnienie po cięższym dniu.

sex_ed2

Jednak to wszystko nie zagrałoby, gdyby nie grający główną rolę Haley Joel Osment. Jako chłopiec widział martwych w „Szóstym zmyśle”. Gdy dorósł, stał się pulchny i w tym filmie gra troszkę ciapowatego prawiczka, który ma uczyć seksu. Brzmi jak popis kaskaderski, ale to zaskakująco dobrze działa i nie czuć w tym fałszu. Równie naturalnie wypadli młodzi aktorzy, mianowicie dzieci – rozbrajająco śmieszne. No i jeszcze jest bardzo apetyczna Lorenza Izzo (Pilar, siostra jednego z uczniów), która dodaje walorów wizualnych, że się tak wyrażę, a także rozbrajający Matt Walsh (Washout z amerykańskiego ZNP).

sex_ed3

Jak wspomniałem, „Seks według Eda” to nie jest film, który wywoła wstrząs światopoglądowy, odmieni oblicze świata czy doprowadzi do przyśpieszenia badań nad Parkinsonem. Wątpię tez, by spopularyzował pigułkę „dzień po”. Wiedzy na temat seksu też nie poszerzy, ale całkiem miło spędziłem czas.

5,5/10

Radosław Ostrowski

Tusk

UWAGA!

Tekst zawiera spojlery.

Z czym wam się kojarzy Kanada? Ze spokojem, nudą, Winnipeg oraz tym, że są w przeciwieństwie do Amerykanów jakieś 10 lat do tyłu (kto oglądał „Jak widziałem wasza matkę”, wie o czym mówię). A także z tego, że jest tam spora banda idiotów. Ich przedstawiają dwaj prezenterzy radia internetowego – Teddy i Wallace z Non-See Party. Ten drugi wyrusza do kanady, by przeprowadzić wywiad z internetową gwiazdą, jednak na miejscu okazuje się, że osobnik nie żyje. Przypadkowo nasz radiowiec znajduje notkę z intrygującą treścią i tak poznaje Howarda Howe’a, co mocno zmieni jego życie.

tusk3

Jak można z tego opisu, film Kevina Smitha nie jest biografią Donalda Tuska. Nawet dziadka z Wehrmachtu tu nie znajdziecie (jest co prawda wspominany Adolf Hitler, jednak to tyle w tym temacie). Sam początek wydaje się typową komedią w stylu Smitha (nieprzyzwoite żarty, niepozbawione wulgarności i ciosów poniżej pasa, ale to nadal zabawne), jednak dalej humor staje się coraz bardziej smolisty, atmosfera mroczniejsza i na granicy obrzydzenia. Sama intryga (która rozkręca się po 30 minutach) mogła powstać tylko w chorym umyśle – stworzenie człowieka, który fizycznie i mentalnie przemieni się w morsa budzi odrazę i poczucie wstrętu. Napięcie jest tutaj budowane bardzo powoli, jednak całość jest tak strasznie groteskowa i surrealistyczna, że nie było możliwością powstrzymania się od śmiechu (walka morsów czy opowieści Howe’a). Pomieszana chronologia pozwala na bliższe poznanie głównych bohaterów, którzy jednak nie wzbudzają do końca naszej sympatii.

 

W cała tą pokręconą konwencję wpisali się aktorzy. Znakomity jest Michael Parks w roli Howe’a – początkowo sprawia wrażenie interesującego gawędziarza, jednak pod tym wszystkim skrywa się szaleniec z chorym pomysłem. Przypomina on stara prawdę, że najbardziej przerażający jest człowiek. Sekundują mu bardzo dobrzy Justin Long (niewierny i arogancki Wallace) oraz powracający do gry Haley Joel Osmond (misiowaty Teddy). I kiedy wydaje się, że już nic ciekawego nie może się zdarzyć, pojawia się detektyw Guy LePointe, grany przez… Guya LePointe (to żart Smitha, tak naprawdę LePointe nazywa się Johnny Depp). Dziwaczny detektyw z bardzo charakterystycznym akcentem, jest tak przerysowany, jakby wzięty z innej opowieści, wnosząc i tak dużą dawkę humoru.

tusk4

Takiego oblicza Smitha się nie spodziewałem. Niby horror, niby dramat, niby komedia. Zgrywa i groteska idą tutaj ręka w rękę z obrzydliwością i poczuciem niesmaku. Ostrzegam, ten koktajl nie wszystkim się spodoba, ale jeśli macie twarde żołądki i chorą wyobraźnię, „Tusk” jest dla was idealną propozycją.

7/10

Radosław Ostrowski

A.I.: Sztuczna inteligencja

Przyszłość dla naszej ludzkości nie zapowiada się zbyt wesoło. Szalejący klimat (burze, zalane wielkie miasta), wyczerpane zasoby naturalne, a ludzie coraz bardziej skręcają ku zagładzie. I wtedy zaczęli produkować roboty, który stały się naszymi służącymi. W końcu, profesor Hobbs wpada na szalony pomysł stworzenia robota-dziecka, które będzie w stanie kochać nieograniczoną miłością – Davida. Jako prototyp trafia do rodzinę jednego z pracowników Cybertechu, którego syn zapadł w nieuleczalną chorobę. Ale kiedy „prawdziwy” syn wraca do zdrowia, „mecha” zostaje porzucony w lesie. Razem z mechanicznym misiem Teddy postanawia odnaleźć Błękitną Wróżkę, która zrobi z niego prawdziwego chłopca.

Kiedy dochodzi do spotkania wielkich osobowości, oczekiwania staja się gwałtownie zawyżone. Chyba dlatego film „A.I.: Sztuczna inteligencja” spotkał się z taką ostrą krytyką. Gdy doszło do spotkania Stevena Spielberga ze Stanleyem Kubrickiem, który planował zrobić ten film dawno temu (niestety, nie dożył chwili realizacji), wtedy wymagania były wręcz kosmiczne. Ja niestety, też oczekiwałem wiele i czułem się lekko rozczarowany. Ale po kolei.

AI2

Streszczenie fabuły może wydawać się idiotyczne, ale Spielberg wie jakie struny naszych emocji trzeba pociągnąć, by poruszyć i tylko to potwierdza. Trudno przejść obojętnie zresztą wobec maszyny, która chce być człowiekiem. Człowiekiem, czyli kim? To jest bardzo poważne pytanie w czasach, gdy ludzie nienawidzą swoje stworzone „mechy” (mocna scena w parku rozrywki) i odrzucają je. Tak jak Monika odrzuca Davida, kiedy o mały włos podczas zabawy robot topi się razem z „braciszkiem” i zostawia go w lesie. Od tej pory klimat staje się mroczniejszy, a wizualnie film ociera się o „Blade Runnera” – bardzo mroczny las, Rouge City pełen mocno świecących świateł czy zalany Nowy Jork (jeszcze z wieżami WTC, zniszczonymi po premierze filmu) – to wszystko robi kolosalne wrażenie, zarówno od strony operatorskiej aż po scenografię i kostiumy (może poza Ścigaczami polującymi na roboty – niemal żywcem przeniesieni z pierwszego „Tronu”). No i zakończenie, które wielu z was (także i mnie) wprawi w konsternację i poważnie może zastanowić. Są tutaj jeszcze mniejsze bzdury (kiedy żigolak Joe zostaje schwytany magnesem przez gliniarzy, czemu policyjny helikopter z Davidem też nie idzie w górę? I czemu David tak bardzo kocha tylko swoją „mamę”, skoro był zaprojektowany dla par?), które mogą mocno psuć oczy i zwłaszcza mózg w trakcie seansu, jednak nawet one przestają mieć poważniejsze znaczenie.

AI1

Wszystko – w sporej części –  rekompensuje niesamowita gra aktorska. Haley Joel Osment, co wcześniej widział martwych ludzi tutaj jako android David jest po prostu genialny. Niewyobrażalna dobroć i miłość płyną z oczu (i nie tylko) tego chłopca, który podąża za swoim marzeniem i jest on w tym taki uroczy oraz naturalny, że po prostu zachwyca. Drugim istotnym bohaterem jest żigolak Joe w wykonaniu wybornego Jude’a Lawa, który staje się jego przyjacielem. Chemia między tymi bohaterami jest naprawdę namacalna. Poza nimi na drugim planie najbardziej wybijają się świetni William Hurt (profesor Hobbs – „stwórca” Davida), Brendan Gleeson (tropiący roboty lord Johnson-Johnson) oraz Frances O’Connor (Monika, która matkuje Davida).

AI3

„A.I.” pozostaje dla mnie dobrą, choć pełną sprzeczności wariacją „Pinokia” w sztafażu SF. Czasami trochę naciąganym, gdzie logika czasami chodzi swoimi drogami, ale na pewno poruszającym dziełem. Spielberg nie po raz ostatni wchodzi w fantastykę, ale o tym opowiem jeszcze innym razem.

7/10

Radosław Ostrowski