Agentka Carter – seria 1

Jest rok 1946. Peggy Carter jest agentką pracującą w Naukowych Rezerwach Strategicznych.  Jednak zamiast działać w terenie, stoi za biurkiem i nadal opłakuje śmierć Kapitana Ameryki. Sytuacja ma się zmienić. Jej przyjaciel – miliarder i wynalazca, Howard Stark, zostaje oskarżony o sprzedaż swoich wynalazków obcym mocarstwom. I to Stark prosi ją o pomoc w oczyszczeniu swojej reputacji, ale musi to zrobić po cichu.

agentka_carter1

Marvel atakuje nie tylko komiksami czy filmami. Przegrupował swoje siły i z powodzeniem podbija tez mały ekran. Najpierw „Agentami TARCZY”, wreszcie kapitalnym „Daredevilem”, ale między tą dwójką weszła produkcja Christophera Markusa i Stephena McFeely’ego (scenarzyści obu części „Kapitana Ameryki” oraz drugiego „Thora”), dla których jest to debiut telewizyjny. Ci, co oglądają filmy Marvela poczują się jak w domu, bo będą mogli wytropić masę smaczków i aluzji. Chociaż żeby ogarnąć o co chodzi, nie jest potrzebna znajomość „Kapitana Ameryki: Pierwszego starcia” (fragmenty pojawiają się jako retrospekcje), co na szczęście jest plusem. Sama historia i intryga jest na tyle skomplikowana, by skupić uwagę odbiorcy, jednocześnie jest to tak lekkie (ten miejscami złośliwy humor), iż nie wywołuje znużenia. Szpiedzy, tajemnicza organizacja Lewiatan (atmosfera i zagadka budowana wobec tego tworu jest precyzyjna) i traktowanie kobiety jako tylko oraz wyłącznie mistrzyni zadań dla sekretarek – tak wygląda świat Peggy Carter.

agentka_carter2

Twórcom udało się wiernie odtworzyć realia lat 40. I nie chodzi tu tylko o wizualną stylizację (knajpy z neonami, eleganckie stroje, dym z papierosów) czy świetne efekty specjalne, ale też czasy, gdzie może i słyszano o feminizmie, ale nikt sobie z tego nic nie robił. Mentalność, gdzie kobieta musi być przyzwoitą damą i nie może nawet myśleć o samodzielności czy niezależności była nie do pokonania. Sceny akcji są zrobione dynamicznie i efektownie, aczkolwiek zdarza się szybki montaż (nie zbyt często, ale jednak) i całość miejscami pędzi na złamanie karku (akcja w ZSRR). Jedyne do czego bym się przyczepił to dość krótki czas trwania całości (tylko osiem odcinków) i finałowej konfrontacji, która sprawiła we mnie poczucie niedosytu (częściowo ratuje to ostatnia scena, która buduje podwaliny pod II serię), odrobinka patosu w kilku scenach czy traktowanie kolegów Carter z pracy jak idiotów – na szczęście nie wszystkich.

agentka_carter3

Dodatkowo aktorzy wczuli się w klimat i świetnie odnaleźli się w swoich rolach. Ci, co widzieli Hayley Atwell w pierwszym filmie o przygodach Steve’a Rogersa ten wie, że jest to niezależna i twarda kobieta, bardzo odbiegająca od wizerunku damy w opałach. Tutaj tylko to potwierdza, bo Peggy nie jest grzeczną dziewczynką i nie zależy jej bardzo na akceptacji męskiego grona. Twarda, elokwentna i inteligentna fighterka działająca dla dobra kraju – mimo bycia harcerką, nie jest nudną kobietą. Partnerujący jej panowie nie są tylko dodatkiem do fabuły, lecz mają swoje zadania: silny i odpowiedzialny dowódca Roger Doodley (Shea Whigham potwierdzający swoją klasę), seksistowski, wywyższający się Jack Thompson (dobry Chad Michael Murray) czy dociekliwy kaleka Sousa (przekonujący Enver Glokaj) to wyraziste, choć może stereotypowe postacie.

agentka_carter4

Najbardziej wybijają się dwaj panowie. Pierwszy to Howard Stark (świetny Dominic Cooper) – miliarder, playboy i genialny wynalazca, posiadający pragmatyczne podejście i cyniczny humor. Widać, że syn posiadł wszystkie cechy tatusia (dodał tylko od siebie zbroję). Drugim jest kamerdyner Stark, Edwin Jarvis (genialny James D’Arcy, kradnący każdą scenę) – elegancki, lojalny dżentelmen z krwi i kości. Czuć silną chemię między nim a Carter – może i sprawia wrażenie ciapowatego oraz zbyt oddanego swojej żonie, ale gdy przychodzi do poważnych akcji jest cennym pomocnikiem. Na pewno wróci w następnej serii.

agentka_carter5

 

Druga seria będzie w przyszłym roku i jedno jest pewne – będzie więcej odcinków. Marvela uniwersum coraz bardziej się zazębia, co może wprawić wielu w zakłopotanie. „Agentka Carter” to lekka i bezpretensjonalna rozrywka na wysokim poziomie, a oglądanie jej sprawia wielką przyjemność. Nie wiem jak wy, ale ja nie mogę się doczekać dalszego ciągu.

8/10

Radosław Ostrowski

W.E. Królewski romans

Wally Wintrop jest młodą kobietą zafascynowaną losami Wallis Simpson. Zbiera ona wszelkie pamiątki na temat Wallis, zauważając pewne podobieństwa między nią a sobą. Zwłaszcza że jej małżeństwo (pozornie szczęśliwe i bogate) nie jest udane. Intensywnie chodzi na wystawę poświęconej Wallis i Edwardowi, gdzie przykuwa uwagę rosyjskiego ochroniarza.

w.e.

Zawsze, gdy za kręcenie filmu bierze się osoba spoza środowiska filmowego, wywołuje to spore emocje i pytanie: po co to jest właściwie robione? Dla zwiększenia sławy, popularności, pokazania, że też potrafię? A może jest to czwarty, rzadko rozważany wariant pt. Jestem artystą i mam w tej formie coś do powiedzenia? Więc dlaczego Madonna – znana piosenkarka, niezbyt dobra aktorka, posiadająca pieniędzy jak lodu na biegunie północnym, w ogóle bierze się za reżyserowanie? Nie mam pojęcia. Jednego zaś nie mogę odmówić – warstwa audio-wizualna jest najmocniejszym atutem tego filmu, zaś przeplatanie wątków Wally i Wallis uatrakcyjnia ten film. Spowolnienia, kolorystyka, a jednocześnie realia lat 30-tych, gdzie za złamanie pewnych reguł groziło wykluczenie – to naprawdę robi wrażenie. A jeśli do tego dodamy muzykę nie tylko Abla Korzeniowskiego, to już jest miód. Ale mimo to czułem się lekko rozczarowany. Dlaczego? Nie czułem tego wszystkiego i oglądałem ten film z kompletną obojętnością. Nie jest to jednak winą aktorów, bo ci zrobili tyle, ile mogli (ze szczególnym wskazaniem na Abbie Cornish i Andreę Risenborough w rolach Wally i Wallis), dialogi też niezłe, scenariusz poprawny. To w czym problem? Żebym to ja wiedział.

w.e.1

Reżyserka mierzyła wysoko i spadła z konia. Niemniej jedno jest pewne – ogląda się to całkiem nieźle, nie ma dłużyzn czy nudy. Gdyby jeszcze to było angażujące kino.

6/10

Radosław Ostrowski