To wspaniałe życie

Małe miasteczko Bedford Fells, gdzie niemal wszyscy są sterroryzowani przez niejakiego Pottera – chciwego oraz bezwzględnego kapitalisty. Ale tutaj działa mała firma zajmująca się udzielaniem małych pożyczek niezbyt zamożnym ludziom do budowy swoich domów. Prowadzi ją Peter Bailey, mieszkający razem z synami, żoną i służącą (czarnoskórą), ale całą historię poznajemy z perspektywy George’a.

to_wspaniale_zycie1

Ten młody chłopak miał własne plany na życie – podróże, praca jako inżyniera, zdobycie wykształcenia i wyjazd z miasteczka. Ale jak wszyscy wiemy, los lubi weryfikować swoje plany. Najpierw ma na 4 lata poprowadzić rodzinny interes, a potem miał go zastąpić jego młodszy brat. Później pojawiła się pewna dziewczyna zadurzona w nim. Później ojciec dostaje wylewu i zostaje zmuszony zostać w miasteczku, by postawić się Potterowi. Ale cała historia opiera się na wigilijnym dniu, gdy problemy coraz bardziej George’a pogrążają i decyduje się na ostateczne rozstanie z tym światem. Ale Najwyższy ma inne zdanie i wysyła anioła Clarence’a, by powstrzymać Baileya.

to_wspaniale_zycie2

Nakręcony ponad 70 lat temu film Franka Capry jest zaskakująco świeży, energiczny oraz mówiący bardziej obrazem. Na pierwszy rzut oka wydaje się on troszkę sentymentalny, ale ciągle ciepły, mieszający powagę z żartem. Chociaż wnioski i przesłanie może wydawać się banalne: dobre uczynki wracają do Ciebie, a rodzina + przyjaciele to prawdziwe bogactwo tego świata. Ale to wszystko reżyser opowiada w taki bezpretensjonalny sposób, czyniąc bez poczucia fałszu, co nie jest wcale takie proste. Nie brakuje poważnych słów (pierwsza słowna konfrontacja George’a z Potterem w zarządzie, zaginięcie 8 tysięcy dolarów), ale wszystko jest okraszone taką pozytywną dawką humoru (pierwszy powrót do podniszczonego domu, taniec na balu maturalnym zakończony… wpadnięciem do wody), że czyni to ten tytuł dziełem ponadczasowym. Jeszcze bardziej to czuć w scenach, gdy George widzi świat bez siebie, mając uświadomić jego wartość jego życia.

to_wspaniale_zycie3

Co jeszcze bardziej zaskakujące, Capra unika cynizmu, złośliwości oraz ironii. Dzisiaj wydaje się to nie do pomyślenia, ale wtedy takie troszkę sentymentalne, ale bardzo szczere i zrobione z sercem. Dziwna kombinacja, z dość prostymi, sympatycznymi postaciami, bogatym drugim planem (taksówkarz i policjant). Ale tak naprawdę liczy się tylko jeden aktor – James Stewart jako George. Bardzo sugestywnie zostają pokazane dwie twarze tego bohatera: niepoprawnego marzyciela, człowieka sukcesu oraz przygniecionego problemami społecznika, poświęcającego czas innym. Trudno nie polubić tej postaci, by móc jej kibicować aż do samego końca, tak samo jak łatwo znienawidzić Pottera (świetny Lionel Barrymore) – starego, zgorzkniałego starca na wózku. Kontrastem dla Baileya jest przeurocza Donna Reed, czyli Mary, będąca silnym oparciem oraz pełną dobrej energii.

to_wspaniale_zycie4

Do tej pory zastanawiam się jakim cudem ten wiekowy film Capry ma nadal w sobie tyle energii, ciepła i ciągle potrafi poruszyć. Powinienem to dzieło zmieszać z błotem, bo jest zbyt naiwne, sentymentalne, ale jest w tym wszystkim tyle ciepła, spokoju kontrastującego z tym rozpędzonym, szalonym, materialistycznym światem, że się nie da. Pytanie o sens życia, czy należy podążać za marzeniami, czy zmierzyć się z tym, co dostajemy, nadal pozostaje aktualne, a wartości serwowane przez twórców są w sposób nienachalny. Świetnie zrobiony, fantastycznie zagrany (niewiarygodne) oraz posiadający prawdziwą magię. Ale o takie filmy coraz trudniej.

9/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Sklep na rogu

W Budapeszcie znajduje się sklep z galanterią, którego właścicielem jest starszy pan o nazwisku Matuschek. Najstarszym i najlepszym pracownikiem jest Alfred Kralik, a wszystko działa tam jak w zegarku. Pewnego dnia do sklepiku przychodzi młoda kobieta – Klara Nowak, która poszukuje pracy. Zostaje ona przyjęta, a miedzy nią a Kralikiem dochodzi do spięć. Oboje też dostają listy od tajemniczych wielbicieli: „drogich przyjaciół”, którzy jeszcze się nie widzieli. Przypadkowo Alfred odkrywa, że tą osobą piszącą do niego jest Klara.

sklep_za_rogiem1

Pamiętacie pewnie taki film „Masz wiadomość” z Tomem Hanksem i Meg Ryan? Twórcy inspirowali się nakręconą w 1940 roku komedią Ernsta Lubitscha, o której wam opowiem. Sam reżyser był uważany za twórcę realizującego ciepłe i subtelne komedie o charakterze uniwersalnym. Pozornie ta historia wydaje się naiwna, ale wywołuje uśmiech na twarzy, gdy poznajemy całą intrygę, ale nie to jest największą siłą filmu. Subtelny, delikatny humor (dialogi inteligentne) miesza się tutaj z poważnymi sprawami jak kryzys gospodarczy, samotność, zdrada małżeńska czy próba samobójcza. Niuanse i subtelność realizacyjna (skupienie na detalu jak w scenie, gdy dłoń Klary szuka listy w skrytce pocztowej czy finał z padającym śniegiem), nadaje temu filmowi uroku oraz poczucie bezpretensjonalnej rozrywki na wysokim poziomie.

sklep_za_rogiem2

Swoje robi tutaj przede wszystkim fantastyczny duet James Stewart/Margaret Sullivan. On jest poważny i inteligentny, ona wygadana (udaje się jej sprzedać słabe pudełko na cygara z pozytywką) i zadziorna. Nie znoszą się w pracy, ale okazują się wrażliwymi i serdecznymi ludźmi, którzy szukają drugiej połówki. Między tą dwójką jest bardzo mocno odczuwalna chemia, choć kłócą się jak tylko się da. Aktorsko trudno się do kogokolwiek przyczepić, nawet epizody są wyraziste – zabawny chłopiec na posyłki Pepi (William Tracy), fałszywy subiekt Vadas (Joseph Schildkraut) czy skromny przyjaciel Kralika, Pirovitch (Felix Bressart)  mają swoje pięć minut.

sklep_za_rogiem3

Lubitsch bardzo pewnie opowiada tą historyjkę, ale ma to swój urok. A mimo upływ lat film ogląda się z niekłamaną przyjemnością, bo – jak pewnie niektórzy wiedzą – pewne rzeczy nie starzeją się nigdy.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Anatomia morderstwa

Małe miasteczko Iron Riot, gdzie życie toczy się dość wolno i spokojnie. I tutaj mieszka kiedyś bardzo ceniony adwokat Paul Biegler, były pracownik prokuratury. Zamiast być w sali sądowej, czas spędza na łowieniu ryb. Przynajmniej do czasu, gdy dostaje sprawę i to nie byle jaką. Oskarżony o morderstwo zostaje porucznik armii USA, Frederick Manion. Zabił właściciela baru, Barneya Quilla, który miał zgwałcić jego żonę. Biegler ostatecznie decyduje podjąć się obrony porucznika i decyduje się na nietypową linię obrony – chwilową niepoczytalność.

anatomia_morderstwa1

Mało kto ze współczesnych widzów kojarzy nazwisko Otto Preminger, jednak w latach 40. i 50. był jednym z ważniejszych reżyserów kina gatunkowego w USA (ze wskazaniem na kryminały). „Anatomia morderstwa” to najbardziej znany film tego Austriaka z dyplomem doktora prawa. Cała opowieść poznajemy z perspektywy spłukanego obrońcy, który posiada jednak spore doświadczenie. Wszystko widzimy tylko z jego perspektywy, nie ma miejsc na retrospekcje, łamanie chronologii czy pokazania prawdziwego przebiegu wydarzeń. Preminger umieszcza nas jako ławników i podczas procesu serwuje dowody przekazywane przez obie strony i sami musimy ocenić sytuację. Nie ma jednoznacznych i niezbitych dowodów, ale pewne sytuacje dają sporo do myślenia – postawa barmana (Alphonse’a Paquette’a), który coś ukrywa czy samo zachowanie żony, która mimo aresztowania męża, nie rezygnuje z przebywania w barach czy flirtowaniu z innymi mężczyznami. To nie daje jednoznacznego rozstrzygnięcia sprawy.

anatomia_morderstwa2

Wisienką na torcie są tutaj sceny procesu, który zaczyna się po godzinie seansu. I mimo powagi sprawy (morderstwo, gwałt), reżyser pozwala sobie troszkę na luz i wprowadza sporo humoru (nawet więcej niż Billy Wilder w „Świadku oskarżenia”). Wynika to niejako z moralności i norm czasów, w których realizowano ten film. Słowa takie jak gwałt, sperma, majtki były uznawane za „brudne” zwroty, a reakcja publiczności na użycie tego ostatniego słowa (gwałtowny śmiech) współgra z tym, co czułem w trakcie sprawy. Mimo tej lekkości, każde słowo i zeznanie jest tutaj na wagę słowa – odbijanie piłeczek odbywa się w szybkim tempie, a utarczki słowne i trzymanie się przepisów zdaje się być ważniejsze niż ustalenie prawdy. Ale czy ona tak naprawdę kogoś obchodzi? Preminger polemizuje tutaj z Lumetem i pokazuje największa lukę systemu prawniczego – manipulowanie i dowolność interpretacyjną każdego materiału dowodowego.

anatomia_morderstwa3

Mimo tego, że znakomicie się bawiłem w dojściu do prawdy, „Anatomia” nie jest w mojej ocenie arcydziełem. Z czego to wynika? Z dwóch poważnych powodów. Pierwszy to mało wiarygodna (i z dzisiejszej perspektywy śmieszna) przemiana współpracownika Parnella McCarthy’ego – miejscowego pijaczka w trzeźwego i dociekliwego pracownika. Wtedy może stwierdzenie i powiedzenie, że nie będę pił gorzały wystarczyłoby do wytrzeźwienia, ale dzisiaj jest abstrakcyjne. Druga kwestia to pojawienie się (niczym deus ex machina) ostatniego świadka, który rzuca nowe światło na sprawę – ograna i przewidywalna klisza. Można to było lepiej rozegrać. To jednak drobiazgi, nie psujące zbyt mocno wrażenia z seansu, a te pozostają bardzo silne.

anatomia_morderstwa4

Reżyser jednak trzyma rękę na pulsie i pozwala cieszyć się (niemal) precyzyjnym scenariuszem oraz znakomitym aktorstwem. Grający główną role James Stewart trzyma klasę w roli mecenasa Bieglera, który wykorzystuje wszystkie sztuczki (poza tymi nieczystymi) do obrony swojego klienta. Upór, solidne przygotowanie, konsekwencja w trakcie procesu oraz charyzma aktora sprawiają, ze kibicujemy mu z całych sił. Ale Stewartowi film ukradli inni aktorzy. Wyborny jest tutaj przede wszystkim George C. Scott jako zastępca prokuratora Dancer, który pomaga przy sprawie prokuraturze. Opanowany, inteligentny i bezwzględny, a także bardzo pewny siebie prawnik stanowi silny kontrast z poczciwym Bieglerem. No i jeszcze państwo Manion, których trudno rozgryźć. On (świetny Bez Gazzara) sprawia wrażenie opanowanego, wyciszonego, jednak bardzo zazdrosnego wobec swojej żony. Ona (niezawodna Lee Remick) nie boi się flirtować i zachowywać swobodnie wobec innych mężczyzn oraz alkoholu. Nie sprawia wrażenia ofiary, co budzi wątpliwości w sprawie.

anatomia_morderstwa5

Nadal najlepszym dramatem sądowym dla mnie pozostaje „12 gniewnych ludzi” Sidneya Lumeta, jednak „Anatomia…” Premingera jest filmem co najmniej bardzo dobrym. Trafnie oddaje realia epoki i zawiera w sobie więcej odcieni szarości niż można było się spodziewać. Inteligentne, trzymające w napięciu kino, którego dzisiaj już się nie robi tak często i z taką maestrią.

8/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Zawrót głowy

John Ferguson zwany przez kolegów Scottie jest gliniarzem, który cierpi na lęk wysokości. Z tego powodu, musiał zrezygnować z zawodu. Jednak jego dawny znajomy z czasów wojny, prosi go o przysługę. Ma śledzić jego żonę, obawiając się, że dostanie obłędu. Pozornie prosta sprawa okaże się bardziej skomplikowana.

vertigo1

Alfred Hitchcock był specjalistą od pomysłowych i efektownych dreszczowców, jednak „Zawrót głowy” bije wszystko, co do tej pory widziałem. Początkowo jest to dość senny i spokojnie zrealizowany kryminał, w którym przewija się wątek miłosny (śledzący zakochuje się w śledzonej), przerwany w dość dramatyczny sposób. Następnie jest mocne zwolnienie tempa i pozorny spokój, ale widzimy postępującą obsesję bohatera. Aż wtedy…., a nie, nie. Więcej ode mnie nie wyciśniecie. Zaskakujące wolty, intryga zaskakująca precyzją i pomysłowością (pokazanie agorafobii – „wydłużające się” schody czy kapitalnie zrobiona scena koszmaru bohatera). Choć przez sporą część dzieje się praktycznie niewiele, atmosfera tajemnicy, wręcz sennego koszmaru jest namacalna, napięcie gwałtownie skacze, prowadząc do dramatycznego finału w kościelnej dzwonnicy. Najbardziej precyzyjnie wykonana robota w całej karierze reżysera.

 

vertigo2

Poza dobrymi dialogami, drugim mocnym atutem są niezawodni aktorzy. Tutaj prym wiedzie kapitalny James Stewart. Scottie jest porządnym facetem ze skazą, zaś miłość do Madeleine okazuje się dla niego niebezpieczna, a jego załamanie i obsesja stają się jedynym napędem zmuszającym go do działania. Mocna postać i bardzo złożona, co zostało pokazane bez zgrzytów. Jednak najbardziej fascynowała Kim Novak. Grając dwie różne postacie wypada po prostu znakomicie – chora, zakochana, bardzo tajemnicza, apetyczna. Poza tym duetem wybija się rozbrajająca Barbara Bel Gedden (Marjorie Wood, współlokatorka Scottiego) oraz opanowany Tom Helmore (Gavin Elster).

Nie zawaham się użyć stwierdzenia, że to najlepszy film Hitchcocka. Dlaczego? W zasadzie wszystko tam gra i jest dopięte do najdrobniejszego detalu, intryga pomysłowa i wodząca za nos, aktorstwo kapitalne i wszystko to tworzy całość, która fascynuje do dnia dzisiejszego.

9/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Okno na podwórze

L.B. Jeffries zwany Jeffem jest zawodowym fotografem, który z powodu złamanej nogi ma przymusową przerwę w pracy. W tym czasie podgląda sąsiadów znad przeciwka w ten sposób zabijając nudę i monotonię. Aż do chwili, gdy widzi nietypowe zachowanie Larsa Thorwalda, który nagle wieczorem wychodzi z domu. Mężczyzna podejrzewa, że sąsiad zabił swoją żonę.

„Okno na podwórze” jest uznawane za arcydzieło w dorobku Alfreda Hitchcocka. Ja jednak jestem daleki od entuzjazmu. Sama intryga jest dość prosta i oczywista, zaś pomysł na bohatera uziemionego, który jest podglądaczem jest pomysłowe. Jednak dla mnie znacznie ciekawszy był wątek obyczajowy, gdzie Jeff nie chce się ożenić z bardzo atrakcyjną modelką Lisą Fremont. Tutaj bardziej było wyczuwalne napięcie (no i w samym finale), w dodatku naszpikowane ironicznymi dialogami. Technicznie trudno się do czegokolwiek przyczepić, ale obserwowanie przez okno sąsiadów przestało być interesujące.

okno

Zaś od strony aktorskiej film prezentuje się naprawdę dobrze. James Stewart (ulubieniec Hitcha) po raz kolejny przykuwa uwagę. Znudzony, samotny Jeffries to facet, który potrzebuje mocnych wrażeń i adrenaliny, nie potrafi siebie wyobrazić w roli ustatkowanego męża, zaś swoją dziewczynę uważa za zbyt idealną dla siebie. Partneruje mu Grace Kelly i jest po prostu zjawiskowa. Piękna, ale jednocześnie niepozbawiona sprytu, wierzy Jeffowi na słowo, zaś zakończenie pokazuje, że chyba się zeszli ze sobą. Poza nimi wyróżniają się Thelma Ritter (opiekuńcza Stella) oraz Wendell Corey (porucznik Doyle, trzeźwo myślący).

Sama intryga kryminalna tutaj była za prosta i oczywista, jednak o dziwo całość wypada dobrze. Ja jednak liczyłem na coś innego i bardziej interesującego. To po prostu dobry film i tyle.

7/10

Radosław Ostrowski

Lina

Brandon i Phillip są studentami. Obaj zabijają w swoim mieszkaniu ich kolegę Davida, ukrywają ciało w skrzyni i organizują przyjęcie dla ojca zabitego. Wśród gości jest ich wykładowca Rupert Cadell, który zaczyna się wszystkiego domyślać.

lina1

Alfred Hitchcock o zbrodni doskonałej. Choć całość może sprawiać wrażenie bardziej uczestnictwa w Teatrze TV (jedno miejsce akcji, jeden wątek), to reżyser bardzo pewnie opowiada całą historię i mimo krótkiego trwania, wyciska z niej soki i trzyma w napięciu aż do finału. Świetne dialogi, precyzyjnie opowiedziana intryga, znakomita praca operatorska (cały film to 4 długie ujęcia kamery przerywane jedynie widokiem na plecy) i jest to pierwszy film Hitcha w kolorze. W dodatku mamy też wiarygodne portrety psychologiczne bohaterów (ze wskazaniem na sprawców mordu), zaś reżyser chyba podziela pogląd Dostojewskiego, że każda zbrodnia wyjdzie na jaw i kara jest nieunikniona. Zaś atmosfera powoli się zagęszcza, a każde słowo może być istotne.

lina2

Ten spektakl nie byłby tak znakomity (od strony technicznej to majstersztyk – zwłaszcza finał), gdyby nie równie znakomite aktorstwo. Na pierwszy plan wbija się w zasadzie postać drugoplanowa, bo profesor Rupert koncertowo zagrany przez Jamesa Stewarta. Podejrzliwy, zbijający z tropu za pomocą czarnego humoru i wyjątkowo dociekliwy, mógł być jedną z inspiracji do stworzenia postaci porucznika Columbo. Równie wyborni są obsadzeni na zasadzie kontrastu – opanowany i pewny siebie John Dall (Brandon) oraz wrażliwy, łamiący się Farlay Granger (Phillip). Reszta aktorów w zasadzie robi za tło, ale nie można się tu do nich przyczepić.

Hitchcock po raz kolejny udowadnia swój nieprzeciętny talent w opowiadaniu historii, tworząc jeden ze swoich najlepszych filmów w ogóle. Mocne, emocjonujące i dopieszczone do najdrobniejszego szczegółu.

9/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski