Jay-Z – Magna Carta… Holy Grail

00jayzmagna_carta_holy_grailweb2013

Jay-Z to jedna z tych postaci, których nie trzeba przedstawiać. Od 1995 roku na scenie hip-hopowej wyrobił sobie wysoką markę, która zawsze wywołuje zainteresowanie. Po wspólnie nagranym albumie z Kanye Westem, nagrał już 13 album. I cóż…

…”Magna Carta… Holy Grail” (tytuł zapowiadał, że będzie coś wielkiego) zawiera utworów 16 utworów, za których produkcję odpowiadają m.in. Timbaland, Pharell Williams i Swizz Beatz. I trzeba przyznać, że podkład jest naprawdę dobry, zaś wykorzystane sample (co jest normą) wzbogacają bity, co słychać m.in. w „Picasso Blue” (ten bas). Zaś różne cykacze i elektronika wywołują skręt w stronę popu (minimalistyczny „Tom Ford” czy „FuckWithMeYouKnowIGotIt”), a i nawet nie brakuje epickości (bębny w „Oceans”) czy jazzowych wstawek („F.U.T.W.”). Jednak też nie ma tutaj zbyt wiele zaskoczeń. Jest po prostu solidnie.

Jeśli chodzi o nawijkę, raper nawija o tym co zawsze: czarni, sztuka, miłość, kasa. I jeśli chodzi o technikę, to nadal trzyma poziom, to jednak słowa i treść już nie robią takiego wrażenia, bo już wcześniej Jay-Z nawijał w bardziej błyskotliwy sposób. Za to raper zaprosił wielu gości, którzy nie zawiedli, m.in. Justina Timberlake’a, Ricka Rossa, Nasa i Franka Oceana.

Nie jest to płyta, która odmieni oblicze hip-hopu czy wyznaczy nowe kierunki w tym gatunku. To prostu solidny materiał, choć niektórzy pewnie liczyli na więcej.

6,5/10

Radosław Ostrowski

 

The Great Gatby (Deluxe Edition)

the_great_gatsby

Kino lubi opowiadać historie, które już znamy. Tym razem Baz Luhrman podjął się własnej adaptacji „Wielkiego Gatsby’ego”. Filmu jeszcze nie widziałem, ale w ręce wpadł mi soundtrack, który wydawał mi się równie interesujący, co sam film.

Producentem wykonawczym (czyli takim nadzorującym) jest niejaki Jay-Z i zgodnie z poleceniem reżysera wcisnął w lata 20. i 30. muzykę jak najbardziej współczesną. Rozrzut wykonawców i stylistyk jest po prostu obłędny i każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Nie brakuje klasycznego orkiestrowych dźwięków („Young and Beautiful” Lany Del Rey z elektronicznie zmodyfikowaną perkusją), rockowej gitary („Love is Blindness” Jacka White’a, którego wokal zazwyczaj mnie drażni, ale nie tutaj), jazzu z epoki (Brian Ferry Orchestra – najpierw w stylowym coverze „Crazy in Love” Emeli Sande ze skreczami i w „Love is the Drug”, a potem jeszcze w samplach do niezłego „Bang Bang” will.i.ama oraz średnio udanego „A Little Party Never Killed Nobody (All We Got)” z mocno wkurzającymi elektronicznymi bajerami) rapu („No Church in the Wild” Jay-Z i Kanye Westa czy otwierający „100$ Bill” Jay-Z) czy elektroniki („Together” The xx). Można poczuć się lekko skonsternowanym, ale całość o dziwo trzyma poziom i to naprawdę wysoki.

Wydanie deluxe, które posiadam różni się kilkoma rzeczami. Po pierwsze zawiera dodane dialogi, co samo w sobie może wydawać się zbędne. Dwa jedna dodana piosenka, czyli pojawiająca się w zwiastunie „No Church in the Wild”. Po trzecie dwa utwory w innych jeszcze wersjach (elektroniczna wersja „Over the Love” Florence + The Machine z SBTRKT oraz „Young and Beautiful” Lany Del Rey w wersji symfonicznej), które może i wydają się zbędne, ale dla mnie brzmią równie ciekawie jak oryginały. Po czwarte jest jedna kompozycja Craiga Armstronga – kompozytora współpracującego z reżyserem od początku. Utwór ten z bardzo lirycznym solo na skrzypcach („Gatsby Believed In the Green Light”) prezentuje się naprawdę dobrze.

Ogólnie podsumowując, jest to bardzo ciekawa kompilacja. Nie wiem jak się ona sprawdza w filmie, ale na płycie słucha się tego wręcz wybornie. Owszem zdarzają się słabsze momenty (dosłownie 2), ale mimo tego „Wielki Gatsby” trzyma fason, co w przypadku kompilacji nie jest łatwe.

8/10

Radosław Ostrowski