Niezniszczalni II

Minęły dwa lata od akcji Niezniszczalnych w Vilenie. Teraz grupa Barneya Rossa dostaje nowe zadanie od Churcha, który nie do końca przełknął poprzednią akcję. Dostają nowe zadanie, pozornie warte: odebrać sejf z zestrzelonego samolotu, w czym ma pomóc pewna hakerka Maggie. Niestety, grupa wpada w zasadzkę i jeden z członków – snajper Billy the Kid – zostaje zabity przez szefa Sangów, Jeana Villaina. Od tej pory liczy się tylko zemsta, a plan jest prosty: track’em, find’em, kill’em.

niezniszczalni21

Gdy pierwsza część zarobi kupę szmalu, to musi powstać sequel – tak brzmi prawo pradawnego amerykańskiego boga Box-Office’a. Tym razem jednak reżyserii drugiej części przygód Sylwka Stallone’a i jego wesołej kompanii nakręcił Simon West – sprawny i doświadczony rzemieślnik. Nie ma tutaj chaotycznego i skocznego montażu, jest za to prowadzona pewną ręką nieskomplikowana fabuła, maksymalnie przyśpieszona i jadąca mocno po bandzie. Jest więcej rozróby, tempo znacznie szybsze (sam początek to jedna wielka sekwencja odbicia jeńców), wrogów do kasacji jeszcze więcej, a logiki jeszcze mniej niż w poprzedniej części. Ale umówmy się – takich filmów nie ogląda się dla fabuły. Dodatkowym atutem tej zarąbistej rozpierduchy za kupę kasy jest znacznie większa dawka autoironicznego humoru, gdzie panowie pozwalają na dystans wobec swoich poprzednich wcieleń i kultowych tekstów. I co najważniejsze – każdy z bohaterów dostaje mniej więcej tyle samo czasu, by zabłysnąć. Efekt jest po prostu przedni.

niezniszczalni22

Stara ekipa wróciła w formie (najbardziej zaskakuje Dolph Lundgren, którego bohater trochę się uspokoił i przypomina sobie o wykształceniu chemicznym), a poważnym wzmocnieniem jest danie większego czasu ekranowego Bruce’owi Willisowi i Arnoldowi Schwarzeneggerowi, którzy ruszają w teren. Ich arcywrogiem jest sam Jean-Claude van Damme (Jean Villain) i prezentuje się po prostu świetnie. Jest zły do szpiku kości i brakuje tylko kąpieli w wannie pełnej krwi do całego portretu. Ale z drugiej strony nasza dzielna ekipa ma potężnego sojusznika, czyli samego Chucka Norrisa. A wiadomo jak się pojawia Chuck Norris (tu dla nie poznaki nazwany „Samotnym wilkiem” Bookerem), to wszystko zostaje zniszczone w pył (cudowne ocalenie bohaterów z zasadzki Sangów w mieście) i nic nie jest w stanie go zabić. Nawet królewska kobra. Tylko czemu gdy wchodzi Chuck pojawia się muzyka z „Dobrego, złego i brzydkiego” Ennio Morricone?

niezniszczalni23

West przynajmniej nie udaje, że chodzi o coś więcej niż rozpierduchę, a „Niezniszczalni II” przebijają część pierwszą niemal pod każdym względem. Jest znacznie brutalniej, a jednocześnie oldskulowo i z dowcipem. Takiej jatki nie pamiętam od czasów „Hot Shots II”. I liczę, że będzie lepiej niż przy „trójce”.

8,5/10

Radosław Ostrowski

Niezniszczalni

Tytułowi Niezniszczalni to grupa najemników. A jak powszechnie wiadomo najemnicy to goście,którzy zabijają za pieniądze. Grupą dowodzi niejaki Barney Ross, a jej członkami są: nożownik Lee Christmas, karateka Yin Yang, strzelec Gunnar Jensen oraz mięśniacy: Toll Road i Hail Caesar. Grupka dostaje kolejne zlecenie do wykonania: zabicie generała Garzy – dyktatora wysepki Vilena kontrolowanego przez byłego agenta CIA Jamesa Monroe.

niezniszczalni1

30 (mniej więcej) lat temu niejaki Sylvester Stallone – jeden z największych filmowych mięśniaków i twardzieli Hollywood wpadł na pomysł zrobienia filmu z etatowymi twardzielami czasów popularnych wtedy kaset VHS. Ale wtedy nie doszło do realizacji z dwóch powodów: strasznie napiętego kalendarza oraz rywalizacji Sylwka z Arnoldem Żelaznym. Ale w końcu udało się doprowadzić sprawę do końca w 2010 roku, kiedy to nastąpiła symboliczna zmiana warty, a napakowanych mięśniaków zastąpiły herlawe człopaczki pokroju Matta Damona (seria Bourne’a). Stallone nie tylko wymyślił historię i napisał jaki taki scenariusz, ale tez podjął się reżyserii tego cudeńka. Plan był prosty: miało być oldskulowo, w starym brutalnym stylu (i zero komputera) i z wielkimi gwiazdami lat 80. Co z tego wyszło?

niezniszczalni2

Po kolei: scenariusz jest tylko i wyłącznie pretekstem do pokazania kolejnych scen akcji (wielkie cztery rozróby, z czego największa to finałowa rozgrywka na wyspie w okolicy pałacu), gdzie poznajemy Niezniszczalnych, ich szczątkowe dylematy i sucharowe żarty (i tak śmieszne niż te z „Familiady”). Z kolei gdy dochodzi do walki bohaterowie używają wszelkich środków do zmniejszania populacji takich jak karabiny, pistolety, noże i pięści. Takiej brutalności nie powstydziliby się fani slasherów (ręce i głowy lecą), co w czasach zdominowanych przez kategorię PG-13 jest błogosławieństwem. I nie mam żadnych wątpliwości, ze wszystko zostało zrobione dzięki pomocy pirotechników i kaskaderów, choć komputer jest obecny w śladowych ilościach (ogień pod koniec). Psychologia jest mocno uproszczona, ale historia ma ręce i nogi. Nawet dylematy moralne są dość szybko rozwiązywane. Jedyna rzecz przeszkadzająca to zbyt chaotyczny montaż w scenach akcji przypominający trochę trylogię Bourne’a – kamera trochę gubi wątek i czasami nie widać kto komu co robi (najbardziej rzuca się to w scenie „rozpoznania”).

niezniszczalni3

Druga sprawa to obsada. Stallone zebrał parę znanych twarzy – w tym samego siebie – choć z tego pokolenia na pewno jest Dolph Lundgern (lekko szajbnięty Gunnar) i grający bad Guya zapomniany Eric Roberts. Młodsi Jet Li (w latach 80. popularny w Chinach) i Jason Statham świetnie uzupełniają ekipę, popisują się swoimi umiejętnościami, podobnie zapaśnik WWE Randy Coulture oraz Terry Crews. Jednak jedynym facetem, który pokazuje swój talent aktorski to grający byłego członka grupy Toola Mickey Rourke, który przyjmuje zlecenia. A scena, w której opowiada o „stracie duszy” naprawdę porusza.

niezniszczalni4

Do historii przeszła słynna scena w kościele, gdzie dochodzi do przyjęcia zlecenia. Tam Stallone, Bruce Willis (Church) i Arnold Schwarzenegger przerzucają się autoironicznymi tekstami, choć bardziej chcielibyśmy zobaczyć ich w akcji. Ale jedno trzeba przyznać „Niezniszczalnym”: to surowe, bezkompromisowe kino, choć nie pozbawione wad. Na szczęście zostały one poprawione w „dwójce”, ale o tym innym razem.

7,5/10

Radosław Ostrowski