Żona

Rok 1992. Niemłode już małżeństwo Castlemanów jest bardzo rozpoznawalną parą w wyższych sfera. Ona – wyciszona, skromna, elegancka pani domu, on – uznany, wybitny pisarz z bardzo bogatym dorobkiem. Wieczorem przychodzi telefon z informacją, że mąż otrzyma literacką Nagrodę Nobla. Wyjazd do Szwecji stanie się dla kobiety szansą do bilansu życia.

zona1

„Żona” to pozornie film obyczajowy, gdzie tak naprawdę trudno znaleźć coś, co wyróżniałoby się mocno. Ale tak naprawdę ta obyczajowa historia ma swoje drugie dno. Pamiętanie takie przysłowie, że za sukcesem każdego mężczyzny stoi mądra kobieta. Tutaj zostało to potraktowane bardzo dosłownie, ponieważ jest pewna mroczna tajemnica związana z dziełami noblisty. Bo tak naprawdę książki pisała jego żona, a on tylko nanosił poprawki. Dlaczego kobieta obdarzona takim talentem nie zdecydowała się na karierę? Wplecione retrospekcje mocno pokazują jak to było w latach 50. i 60., gdzie kobiet zwyczajnie nie wydawano, albo one nie odnosiły takich sukcesów jak mężczyźni. Więc niejako dostosowała się do reguł społeczeństwa, tylko czy aby na pewno to była właściwa decyzja? Czy warto było podtrzymywać ego swojego partnera?

zona2

Reżyser spokojnie opowiada swoją historię, by pokazać pewne rysy tego małżeństwa z długim stażem: romanse i zdrady męża, spięcia na linii ojciec-syn, który też próbuje swoich sił jako literat oraz ukrywane pretensje żony, tłumione przez te wszystkie lata. Momenty małżeńskich kłótni należą do najlepszych fragmentów tego filmu, tak samo jak porządnie wykonanie retrospekcje z lat młodości przyszłej pani Castleman. Niby wiemy jak to się skończy, ale finał i tak potrafił zaskoczyć. Ta kameralność z jednej strony może wydawać się bardzo teatralna, ale same dialogi oraz praca kamery pozwala wejść w ten świat oraz mocniej się zaangażować.

zona3

„Żona” byłaby jednym z wielu filmów obyczajowych, gdyby nie świetna kreacja Glenn Close. Pozornie bardzo stonowana, wręcz wyciszona pani Castleman może wydawać się nudna, w zasadzie jest na ekranie. Ale w oczach i na twarzy malują się tłumione, niewypowiedziane emocje – ból, poświęcenie, poczucie bycia tą gorszą, przez co nie można oderwać oczu. Równie cudowny jest Jonathan Pryce jako błyszczący na salonach mąż, z bardzo giętkim językiem oraz wieloma demonami w sobie. To połączenie potrafi zaintrygować i przykuć uwagę do samego końca. Pozytywnie mnie za to zaskoczył Christian Slater jako śliski „biograf” Nathaniel Bone, niejako kradnąc każdą scenę i pokazując wysoką dyspozycję, tak samo Max Irons jako syn z ambicjami literackimi.

„Żona” na pierwszy rzut oka wydaje się skromnym, przewidywalnym dramatem obyczajowym o męskim ego oraz tłumionych ambicjach kobiety. Bardzo gorzki, sprawnie opowiedziany oraz tak cudownie zagrany, że wznosi to całość na wyższy poziom.

7/10 

Radosław Ostrowski

Oczy szeroko zamknięte

Bill i Alice Harfordowie są małżeństwem z 9-letnim stażem. Jednak w ich związek wkrada się rutyna. Podczas przyjęcia u Victora Zieglera, on zostaje poproszony o pomoc z narkomanką (przedawkowanie narkotyków), ona spotyka uwodziciela, z którym rozmawia o seksie i miłości. Po imprezie dochodzi między małżonkami do spięcia, podczas którego Alice wyznaje o swojej niewierności. Wtedy Bill dostaje wezwany do pacjenta. Po wyjściu jest świadkiem dość dziwnych sytuacji.

oczy_szeroko_zamkniete1

Ostatni film nakręcony przez Stanleya Kubricka i zmontowany już po jego śmierci. Tym razem reżyser postanowił opowiedzieć o różnych obliczach miłości, pożądania i seksu. Ale żeby nie było tak nudno, jest pewna drobna intryga kryminalna związana z tajemniczą sektą (scena orgii w pałacu), która zaczyna „obserwować” Billa i dochodzi to tajemniczych wydarzeń. Od strony formalnej to Kubrick jakiego znamy – dopieszczony wizualnie, umiejętnie posługujący się kolorami, z płynnie poruszającą się kamerą, świetnym montażem oraz perfekcyjnym zgraniem muzyki z obrazem, choć wszystko to już widzieliśmy i nie ma tu elementu zaskoczenia. Niemniej film wciąga, a psychologiczna gra zmusza do myślenia i doprowadza do zaskakującego finału – nie, więcej nic nie zdradzę. Bo w tym tkwi też sekret tego filmu.

oczy_szeroko_zamkniete2

Ale co najważniejsze – od strony aktorskiej jest wiele do pokazania. Najbardziej zaskakuje tutaj Tom Cruise, który obsadzony wbrew swojemu wizerunkowi buduje bardzo ciekawą rolę pewnego siebie faceta wierzącego w wierność swojej żony. Jednak jego wędrówka po Nowym Jorku powoduje wątpliwości, wahania i strachu. Oszczędność gry Cruise’a kontrastuje z bardziej ekspresyjną Nicole Kidman – nie akceptującą ograniczenia swobody seksualnej mąci, sprawia ból i prowokuje negatywne emocje. Choć pod koniec filmu dochodzi do pogodzenia się małżonków (czy aby na pewno?). Poza tym duetem, drugi plan jest wręcz przepełniony ciekawymi postaciami, które nawet pojawiając się na kilka minut zapadają w pamięć jak Sydney Pollack (Victor Ziegler), Sky Du Mont (Sandor Szavost), Todd Field (pianista Nick Nightingale) czy Alan Cumming (recepcjonista). Jest tego dużo więcej, ale nie wystarczyło by mi czasu ani miejsca na wymienienie wszystkich.

oczy_szeroko_zamkniete3

Sam film może wydawać się lekko powolny i ospały, zaś dla fanów Kubricka mało zaskakujący i pozbawiony pewnej nutki szaleństwa i brawury. Nie zmienia to faktu, że jest to film udany i intrygujący. Godne pożegnanie reżysera z kinem.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Kupiec wenecki

William Szekspir – gdyby żył dzisiaj, byłby najlepiej opłacanym scenarzystą świata. Niemniej jednak nada trzyma się świetnie, bo filmowcy bardzo wykorzystują twórczość słynnego Anglika. Chociaż zdarzają się utwory mniej znane niż „Hamlet”, „Romeo i Julia” czy „Makbet”. Taki jest „Kupiec wenecki”, który nawet w czasach samego autora wywoływał kontrowersje. Sama historia jest dość ciekawa – w Wenecji mieszka kupiec Antonio oraz jego przyjaciel Bassario, który prosi kupca o pomoc z zdobyciu pożyczki. Pieniądze mają pomóc zdobyć piękną kobietę imieniem Porcję mieszkającą na wyspie Belmont. Obaj idą do żydowskiego lichwiarza Shylocka, która zgadza się dać 3 tysiące dukatów pożyczki na 3 miesiące, stawiając warunek – w razie nie oddania pożyczki Shylock w ramach zastawu weźmie funt ciała Antonia.

Brzmi poważnie? Szekspir znany był z tego, że łączył powagę (wątek Shylocka i pożyczki) z humorem (wątek romansowy), zaś reżyser Michael Radford wiernie przenosi jego treść. Żadnego uwspółcześniania, postmodernistycznych gier czy zabawy gatunkowej. Odtwarzając epokę (scenografia i kostiumy stoją na wysokim poziomie), nie zapominana się o postaciach, ich emocjach, a to jest najważniejsze. Problemem mogą być dialogi i monologi bohaterów pełne kwiecistego słownictwa i metafor, co może wprowadzić lekkie zamieszanie i niezrozumienie, o co im chodzi, ale to zdarza się naprawdę rzadko.

kupiec_Pacino

Największą jednak siłą „Kupca” jest obsada i to z najwyższej półki. A czy może być inaczej, jeśli w jednym filmie pojawia się Al Pacino i Jeremy Irons? Chyba nie, a obaj panowie grają koncertowo. Jednak bardziej zapada w pamięć Pacino. Jego Shylock to z jednej strony człowiek interesu, ale za tą twardą skurupą widzimy człowieka zgorzkniałego, nienawidzonego przez społeczeństwo (w XVI w. w Wenecji Żydzi mieszkali w gettach, zaś nie mając praw posiadania majątku zajmowali się lichwą, za co byli potępieni przez chrześcijan) i odtrąconego przez własną córkę, która uciekła, zaś jego monolog w sądzie jest przykładem aktorstwa z najwyższej półki. Irons prezentuje się zaś bardzo dobrze jako kupiec, oddany przyjaciel, gardzący Żydami. Z drugiej strony mamy równie przekonujących Josepha Fiennesa (Bassario – zakochany, ale rozumny chłopak) oraz Lynn Collins (Porcja – kolejny dowód tzw. kobiecego sprytu, a jednocześnie piękne kobieta), zaś ich losy są równie wciągają jak Antonia i Shylocka.

Film jest dowodem na to, że Szekspir jest wiecznie żywy. Zaś adaptacja Radforda jest przykładem dobrego, ciekawego kina, w którym można czerpać przyjemność. Czy trzeba coś więcej?

kupiec_2

7/10

Radosław Ostrowski