Ted Lasso – seria 2

Pamiętacie tego amerykańskiego trenera, co pojechał do Anglii, by kierować klubem z Richmond w Londynie? Cóż, jego pierwszy sezon zakończył się spadkiem do drugiej ligi, ale pojawiła się nadzieja na odwrócenie losu. Głównie dzięki motywowaniu zawodników oraz całej zarządzającej ekipy. Pierwsze mecze kończą się remisami, jednak podczas ósmego dochodzi do tragedii. Strzelający karnego Dani Rojas trafia piłką… psa, będącego maskotką drużyny, co osłabia jego pewność siebie. By pomóc zawodnikowi, zostaje sprowadzona psycholog sportowa, dr Fieldstone.

ted lasso2-1

Pierwsza seria była ogromną niespodzianką, która spotkała się z bardzo entuzjastycznym przyjęciem. Nawet wśród osób niezainteresowanych piłką nożną. Prawdę mówiąc sport jest tutaj pretekstem do opisania relacji między bohaterami. Oraz jaki wpływ ma swój trener na zawodników i poznanych ludzi, próbując zmienić ich w najlepszą wersję siebie. Nawet mimo nieznajomości reguł gry w piłkę nożną. Tutaj jest w zasadzie podobnie, z sezonem jesienno-zimowym. Sportowe mecze nadal są tylko pokazane w kluczowych fragmentach, ale nawet w tych momentach ciągle pojawia się napięcie oraz zaangażowanie. Udaje się cały czas zachować ton między momentami bardziej poważnymi momentami, które są rozładowywane akcentami humorystycznymi.

ted lasso2-2

Oczywiście, w centrum pozostaje Ted w wykonaniu Jasona Sudeikisa, który robi rzeczy wręcz nieprawdopodobne. Ma w sobie ciągle ten potężny urok oraz dawkę amerykańskiego optymizmu, jednak jeszcze zyskuje w dwóch ważnych momentach: podczas rozmów z rodziną przez internet, a drugi raz przy rozmowach z terapeutką. Dr Fieldstone (świetna Sarah Niles) jest odporna na urok Teda – nawet wypiekane ciastka nie robią na niej wrażenia, liczy się szczera rozmowa. Ta relacja może wydawać się przewidywalna: od nieufności po moment wyznania ciężkiej tajemnicy. I ten ostatni moment potrafi poruszyć, serwując jedną z wielu niespodzianek. A wierzcie mi, jest tego o wiele więcej: od ćwiczenia choreografii tanecznej by pożegnać psychiatrę przez alter ego Teda – Leda Tasso po pogrzeb ojca właścicielki klubu, korzystanie z portalu randkowego oraz trenowanie przez Roya Kenta piłkarskiej drużyny 8-latek i roli eksperta w telewizji. Bardzo w stylu Roya kurwa Kenta (Brett Goldstein znowu błyszczy).

ted lasso2-3

Każda z postaci ma swoje pięć minut, by wykazać się i zaprezentować z najlepszej strony. Nawet jeśli nie poznajemy za bardzo ich historii (Holender Jan Mass mówiący to, co myśli), wypowiedziane jedno zdanie mówi wiele o ich charakterze: lojalności, wątpliwościach, zaangażowaniu czy stresie. Co do zawodników, najwięcej czasu poświęca się Jamie’emu Tartowi (Phil Dunster) oraz pochodzącemu z Nigerii Samowie Obisayanie (Toheeb Jimoh). Pierwszy jest synem marnotrawnym, próbującym wrócić do gry, znienawidzony przez resztę drużyny. Zaczynamy poznawać jego trudną relację z ojcem, co zmieniło go w palanta, powoli stając się istotnym członkiem drużyny. Z kolei drugi zaczyna zwracać swoją uwagę skutecznością, stając się mocnym strzelcem i wokół niego toczą się dwa wątki: próba kupienia go przez ekscentrycznego miliardera z afrykańskiego, zaś drugi wokół tajemniczej rozmówczyni z portalu randkowego.

ted lasso2-4

Ja jeszcze nie wspomniałem o związku Kenta z Keeley, który – jak każda relacja – ma lepsze i gorsze dni, ale ostatecznie wszystko idzie ku dobremu czy asystencie trenera o imieniu Nate oraz jak powoli zaczyna mu woda sodowa uderzać. Tu się dzieje dużo, ale nigdy nie miałem poczucia przesytu czy przeładowania. Wątki nie są urywane, zaś zakończenie jest satysfakcjonujące, zostawiając po drodze otwartą furtkę na ciąg dalszy. Wszyscy grają co najmniej bardzo dobrze, a twórcy ciągle potrafią zaskoczyć zabawą formą (równoległy montaż, gdzie słyszymy wyznanie Teda i Rebeki na przemian) czy zmianą klimatu. Są tutaj dwa niespodziewane odcinki – świąteczny, skupiony na spędzaniu Wigilii z dwoma wątkami kapitalnie poprowadzonymi (Święta w dmu Higginsa, który przyjmuje piłkarzy spoza UK oraz problem nieświeżego oddechu u siostrzenicy Kenta) i jeden odcinek skupiony na nocnym powrocie trenera Bearda do domu (mocno surrealistyczny w klimacie „Po godzinach” Scorsese).

ted lasso2-5

Ciągle jestem zdumiony, że pozornie prosty serial jak „Ted Lasso” potrafi oczarować, chwytać za serce, rozbawić i wzruszyć. I to wszystko bez popadania w przesadę, w żadną ze stron, co nie jest wcale takie łatwe. Sudeikis & spółka prowadzą narrację w sposób wręcz wzorowy, dając dawkę pozytywnej energii na dzisiejsze czasy oraz podsyca apetyt na kolejną serię.

9/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Ted Lasso – seria 1

Ile to było sytuacji, gdzie bohater zostaje wyrzucony ze swojego naturalnego środowiska do nowego miejsca? Niemal każdy film czy serial wykorzystuje ten prosty pomysł, zmierzając we wszystkich możliwych kierunkach. Nie inaczej los potraktował Teda Lasso. Jest on amerykańskim trenerem szkolnej drużyny futbolu amerykańskiego z Teksasu i dostaje niezwykłą propozycję: objęcie posady trenera klubu piłkarskiego z Premier League. Wydaje się to pomysłem szalonym, wręcz niepoważnym. Właścicielka klubu Rebecca jednak wie, co robi: wynajęcie Lasso ma doprowadzić klub jej byłego męża (niewiernego psa na baby) do upadku w ramach zemsty za rozwód i upokorzenia. Lasso jednak decyduje się naprawić atmosferę w podupadającym klubie, stosując dość niekonwencjonalne metody.

ted lasso1-1

Na pierwszy rzut oka serial Apple TV+ może wydawać się nieskomplikowaną komedią z piłką nożną oraz kulturowymi spięciami na pierwszym planie. Tylko, że nie do końca to jest prawda. Jest to komedia, skupia się na piłkarskim klubie, zaś nasz bohater wydaje się być najmniej kompetentną osobą do tego stanowiska. Jednak piłka nożna oraz mecze rozgrywają się w tle, a serial bardziej skupia się na ludziach, postaciach z krwi i kości. I to jest chyba największa niespodzianka, jak i siła „Teda Lasso”. Z każdym odcinkiem zaczynamy poznawać kolejnych bohaterów: od właścicielki klubu i wyciszonego asystenta ds. PR-u przez zróżnicowanych piłkarzy (charakterologicznie, etnicznie oraz wiekowo) aż po dawno nie widzianą przyjaciółkę Rebeki czy pojawiającej się na krótko żony Teda. Wszyscy są wyraziści, świetnie napisani i nagrani, a także tutaj niemal wszyscy są dobrzy. Tylko, że mają swoje frustracje i problemy do rozwiązania: od kwestii mentalnych po… wypędzenie duchów z „przeklętego” gabinetu.

ted lasso1-2

Wtedy pojawia się Ted (wybitny Jason Sudeikis) – człowiek, który sprawia wrażenie przybysza z zupełnie innego świata. Może nie zna zasad piłki nożnej, ale dla niego liczy się coś zupełnie innego. Nie wynik drużyny, tylko wydobycie z zawodników wszystkiego, co mają najlepsze nie tylko na boisku. Oraz by wszyscy działali jak dobrze naoliwiona maszyna. Jak to osiąga Ted Lasso? Nie uwierzycie, ale… dobrocią, empatią, optymizmem i wsparciem. Nie przypomina trenerów, co przekonują do swoich racji krzykiem, agresją oraz wyzwiskami. Cały czas spokojny, opanowany, pozbawiony ego wydaje się niemal idealnym mentorem, świadomym jak jest przez innych odbierany. I ten lekceważący stosunek potrafi wykorzystać na swoją korzyść, by wprawić w zaskoczenie. Zaiste, zadziwiające.

ted lasso1-3

Także drugi plan jest tutaj fenomenalnie zrealizowany: żądna zemsty Rebecca (wspaniała Hannah Waddingham), powoli zaczynająca dostrzegać bezsensowność swoich działań i pokazuje swoje bardziej pozytywne oblicze, najstarszy piłkarz Roy Kent (Świetny Brett Goldstein), nie mogący pogodzić się ze stopniowym brakiem sił, silny Jamie Tartt (kradnący szoł Phil Dunster) o wielkim talencie i jeszcze większym ego czy absolutnie najbardziej ewoluujący bohater – Nathan (rewelacyjny Nick Mohammed). To niby tylko chłopak odpowiedzialny za sprzęt, ale wiedzący o zawodnikach więcej niż oni sami, jednak strasznie nieśmiały oraz wyciszony. To się jednak zmieni, kiedy Ted zauważa jaki ten człowiek ma potencjał.

ted lasso1-4

Choć samo zakończenie jest słodko-gorzkie „Ted Lasso” to potężna dawka pozytywnej energii, jakiej w dzisiejszych czasach bardzo potrzebujemy. A w tym całym tabunie śmiechu oraz zabawnych sytuacji, jest tutaj o wiele więcej emocjonalnej głębi niż się ktokolwiek spodziewał. Tak jak sam Ted Lasso – niepozorny, wydaje się dziwny, lecz zawsze trafia w tarczę i ma więcej dużo do zaoferowania.

9/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Zabijam gigantów

Odkąd poznajemy Barbarę wiemy, że coś z nią jest nie tak. I nie chodzi nawet o to, że nosi królicze uszy, ma okulary oraz jeździ rowerkiem. To samotna dziewczyna, troszkę wywyższająca się od innych i żyjąca w bardzo swoim świecie. Tam jest wojowniczką, która walczy z gigantami ze swoim potężnym młotem. Jej dość wariackie życie zmienia się w momencie, kiedy do szkoły trafia nowa dziewczyna z Anglii o ślicznym imieniu Sophia.

zabijam gigantow1

Sam tytuł świadczyłby o tym, że mamy do czynienia z kinem fantasy. Tak jak sam plakat, jednak to zmyłka. Film Andersa Waltera bardzo skupia się na trudnej relacji Barbary z całym światem. Jej fiksacji na punkcie gigantów, które widzi tylko ona. Brakuje jej przyjaciół, relacja z rodzeństwem w zasadzie nie istnieje. Widać, że coś siedzi w jej głowie, zachowuje się dość dziwacznie i ona jest tego w pełni świadoma. Wszyscy próbują ją jakoś rozgryźć, ale dziewucha musi sama dojść i skonfrontować się. Z tym, co symbolizują te giganty, wałęsające się po lesie. I właśnie z tym mam pewien problem. Kiedy zostają odkryte karty, okazuje się, że film mocno przypomina „Siedem minut po północy”. Też mamy podobny temat, czyli zderzenie z umieraniem matki. Matki, która poza jedną sceną jest praktycznie nieobecna. Jakby zupełnie została wyparta z pamięci, będąca tematem tabu (podczas rozmowy z Sophie to słowo zostaje zagłuszone). Podoba mi się kierunek oraz powolne odkrywanie całej układanki. Troszkę przeszkadzały za to zbyt znajome wątki poboczne jak dziewczyna gnębiąca Barbarę, próbująca do niej dotrzeć pani psychiatra (solidna Zoe Saldana). Jej rozmowy z nią mają w sobie – z powodu reakcji dziecka – coś w rodzaju konfrontacji, której wyniku trudno przewidzieć.

zabijam gigantow2

Najbardziej działała na mnie relacja Barbary z Sophią, która jest budowana stopniowo. I nawet pomimo dziwactw naszej bohaterki udaje zbudować się więź. Chociaż jest ona wystawiona na bardzo ciężką próbę i dodaje pewnego dramatyzmu. Równie dobrze wyszły te sceny z samymi gigantami oraz innymi monstrami, zaś ich kameralny charakter nie kłóci się z resztą filmu. To nie jest duży blockbuster i chodzi tu o coś zupełnie innego, ale finałowe starcie (za krótkie dla mnie) robi dobre wrażenie.

zabijam gigantow3

Choć grające główne role Madison Wolfe (Barbara) i Sydney Wade (Sophie) są absolutnie świetne, a do realizacji ciężko mi się przyczepić, „Zabijam gigantów” mnie nie porwało. Czegoś tutaj zabrakło, by poruszyć, choć wydaje się mieć wszystko, co trzeba. Niemniej jest to bardzo intrygujący kawałek kina.

6,5/10

Radosław Ostrowski