Niezwykła podróż fakira, który utknął w szafie

Kino od zawsze lubiło opowiadać bajki, a ludzie zawsze lubili je słuchać. Ale potem niektórzy zaczęli z tych bajek wyrastać, traktując je jako coś naiwnego, infantylnego, głupiego. Bo to nieprawdziwe, zmyślone, nie mogące mieć prawa wydarzyć się, zbyt nieprawdopodobne. To dlaczego w niektóre z tych opowieści wierzymy, a niektóre nie? Nie wiem, a czy uwierzycie w opowieść zaserwowaną przez Kena Scotta? Przekonajmy się.

Tytułowym fakirem jest niejaki Ajatashatru Patel – hinduski chłopak, który marzył o dwóch rzeczach: byciu bogatym oraz pojechać do Paryża. Myśl o bogactwie pojawiła się odkąd zaczął chodzić do szkoły, a nasiliła się w chwili, gdy do rąk Ajy trafił katalog Ikei. Pracując jako fakir na ulicy zbiera wystarczająco dużo pieniędzy, by polecieć do Paryża. Tylko, że mafiozo rządzący ulicą ma inne zdanie, zaś nasz bohater wyrusza mając tylko paszport i fałszywe 100 euro. Nieźle jak na początek wielkiej przygody, prawda?

podroz_fakira1

Reżyser od samego początku zapowiada, że będziemy mieli do czynienia z bajką. Nie oznacza to jednak, że nie będzie scen mrocznych, dramatycznych czy lekko brutalnych. Trudno oderwać oczy od barwnych ulic Indii, ale po drodze zwiedzimy Paryż, Londyn, Barcelonę (a właściwie lotnisko, co przypominało „Terminal”), Rzym, a nawet trafimy do Afryki – przejścia między tymi rejonami niemal żywcem zostały wzięte z „Indiany Jonesa”. Ale to nie wszystko, co spotkamy, bo ta wyprawa będzie bardzo ważną nauką dla naszego bohatera. Odczuje miłość, poczucie znaczenie bycia uchodźcą, pozna kilku przyjaciół, zdobędzie duże pieniądze oraz… wykona swoją największą sztuczkę w całej karierze iluzjonisty. Umowność wydarzeń pokazują choćby tak absurdalna scena w brytyjskim urzędzie imigracyjnym, gdzie oficer… wyśpiewuje i tańczy o dalszych losach swoich podopiecznych (rozbrajająca scena).

podroz_fakira2

Choć na początku zostaje poruszona kwestii tego, jakie czynniki decydują o twoim życiu (pochodzenie, wygląd, rozmiar czy kim są nasi rodzice), to jednak reżyser wierzy w dość prostą, oczywistą, lecz czasem zapominaną przez nas prawdę: że to my jesteśmy kowalami naszego losu i jak zagramy kartami danymi przez los. Może przypadkiem nie zdobędziemy walizki ze 100 tysiącami euro, ale w końcu uda się znaleźć swoje miejsce oraz sens życia. Może i prawdy mogą wydawać się dość banalne, jednak reżyser sprzedaje je w tak bezpretensjonalny sposób, że nie czułem jakiejkolwiek manipulacji.

podroz_fakira3

Największą siła tego filmu jest niejaki Dhanush, który jest rozbrajająco sympatyczny do samego końca, mieszając łobuzerski urok z prostolinijnością oraz pakowaniem się (i wyplątywaniem się) w różne tarapaty. Nawet powtarzające się gagi nie wywołują znużenia dzięki niemu (nieważne, czy czaruje jako fakir, wychodzi z szafy/kufra czy tańczy niczym gwiazdor bollywoodzkich hitów – cudna choreografia), co jest wielką sztuką. Równie zjawiskowa jest Berenice Bejo (dość ekscentryczna aktorka Nelly), a drugi zapełniają wyraziste kreacje Gerarda Jugnota (taksówkarz), Barkhada Abdiego (imigrant Wiraj) czy Bena Millera (kapitan Smith).

Jeśli świat za oknem wydaje się tak brzydki i mroczny, a potrzebujecie zastrzyku pozytywnej energii to „Niezwykłe przygody fakira…” są skierowane właśnie dla was. Czysta zabawa, pełna niesamowitej magii wykreowanej ze szczerości, lekkości, a nie tylko za pomocą efektów komputerowych. Dzisiaj to rzadko się zdarza.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Wizyta inspektora

Rok 1912, Anglia. Powoli prasa wysyła wieści, że wkrótce zbliża się wojna. Ale w rezydencji rodu Birlingów – miejscowych fabrykantów, jest spokój i radość, gdyż trwa uroczystość zaręczynowa. Córka rodu ma wziąć ślub z Gerardem Croftem – również przedsiębiorcą z wysokiego rodu. Jednak ten nastrój sypie się jak domek z kart, a wszystko z powodu przybycie inspektora Goole’a. Mężczyzna prowadzi śledztwo w sprawie samobójstwa dziewczyny – Evy Smith, która wcześniej pracowała w fabryce Birlingów.

inspektor1

Jak trudno przenieść na ekran sztukę teatralną, wie niemal każdy reżyser, który próbował dokonać tego wyczynu. Jednak telewizja próbowała takich wysiłków wielokrotnie, tak jak w przypadku tego tytułu z zeszłego roku opartego na sztuce J.B. Priestleya z 1945 roku. Tak jak sztuka toczy się ona w jednym miejscu (rezydencja wieczorem), gdzie mamy kilka postaci obok siebie – rodzinę, przyszłego zięcia oraz inspektora. Niby wszystko oparte jest na dialogu i po pewnym czasie łatwo przewidzieć kierunek zdarzeń, ale atmosfera jest tak gęsta, że czeka się z zainteresowaniem na rozwój wypadków. Twórcy pozwalają nam obserwować te zdarzenia, dzięki retrospekcjom podczas przesłuchania całej rodziny, dzięki czemu nie ma miejsca na znużenie. Imponuje warstwa wizualna – stylowe zdjęcia, wiernie prezentująca epokę scenografia oraz budującą mroczny klimat muzyka, troszkę przypominająca dokonania Michaela Nymana.

inspektor2

Żeby jednak nie było tak słodko, jest jedna poważna wada – owszem, wiernie odtworzono tło i mentalność tamtej epoki, gdzie wyzysk był na porządku dziennym, każdy człowiek miał liczyć na siebie, a jedno zdarzenie wywołuje całą lawinę. Tak dramatyczny splot wydarzeń wydaje się dość mało prawdopodobny i aż dziwne, że nikt z rodziny nie zwrócił uwagi na tą kobietę. Chociaż co ja tam wiem, tutaj mamy rodzinę może nie patologiczną, ale każdy z członków ma wiele na sumieniu – alkoholizm, niewierność, przywiązanie do pieniądza oraz pozorów. Dodatkowo ostatnia mowa inspektora jest dość mocno „socjalistyczna” i wywołała we mnie wątpliwości co do tego, kim tak naprawdę była ta postać. I to właśnie zakończenie, pokazujące to, co się dzieje po wyjściu inspektora wywołuje największy zamęt w głowie, ale to musicie sami się przekonać.

inspektor3

Aktorstwo jest tutaj pierwszorzędne i każdy tutaj ma swoje duże pole do popisu – władcza Miranda Richardson (pani domu), twardy Ken Stoll (pan domu) czy widziana tylko w retrospekcjach Eva Smith (kompletnie mi nieznana Sophie Rundle) to postacie, wobec których trudno przejść obojętnie. Jednak i tak pozostają w cieniu doskonałego Davida Thewlisa. Jako inspektor skupia swoją uwagą, chociaż w zasadzie tylko patrzy (bardzo uważnie i wnikliwie) oraz mówi (spokojnie i bez krzyku, z jednym małym wyjątkiem) – sprawia wrażenie wszechwiedzącego, przynajmniej jeśli chodzi o tą rodzinę. Ciemno ubrany w kapeluszu, Thewlis magnetyzuje i zmusza bohaterów do zastanowienia się nad swoimi czynami oraz wzięciem odpowiedzialności za wszystko. To mocna rola, nie dająca zapomnieć o sobie.

inspektor4

Niby nie jest to nic nowego, ale „Wizyta inspektora” jest tym, co fani kryminałów lubią – pomysłową intrygę oraz wyraziste aktorstwo z kilkoma woltami w tle. Mimo tekstu sprzed ponad 50 lat, nadal daje do myślenia i trafnie pokazuje życie na początku XX wieku.

7,5/10

Radosław Ostrowski