Obywatel Jones

Rok 1935, Europa nadal jest pogrążona w kryzysie gospodarczo-politycznym, w Niemczech władzę sprawuje Adolf Hitler, zaś jedynym krajem rozwijającym się jest Związek Radziecki. Przynajmniej takie informacje płyną od korespondentów. Sprawę tą postanawia wybadać Gareth Jones – brytyjski dziennikarz oraz jeden z doradców premiera Davida Lloyda George’a. Wyrusza do Moskwy i liczy na możliwość przeprowadzenia wywiadu z Józefem Stalinem. Na miejscu dowiaduje się, że jego przyjaciel Paul Kleb został zamordowany.

obywatel jones1

Agnieszka Holland wraca do tematyki politycznej, pokazując zachłyśnięcie się świata nad Związkiem Radzieckim. Krajem bardzo szybko modernizującym się oraz kuszących zagranicznych kontrahentów wielkim rozwojem. Historia ta służy do postawienia pytań na temat etyki pracy dziennikarskiej. Czy powinien dochodzić do prawdy za wszelką cenę? Czy powinien stawiać niewygodne pytania oraz samemu szukać odpowiedzi? Czy może bardziej ufać oficjalnym komunikatom i tylko przepisywać je? Zwłaszcza w kraju, gdzie media służą jako narzędzie propagandy i dezinformacji? Pytania jak zwykle ważne, ale odpowiedzi wydają się być podane łopatologicznie. Bo jak inaczej wyjaśnić wplecenie w narrację procesu pisania „Folwarku zwierzęcego” przez George’a Orwella? Chyba tylko chęcią wyjaśnienia dla widzów spoza Europy Wschodniej.

obywatel jones2

Drugim problemem były dla mnie postacie, które bardziej stają się reprezentantami pewnych idei i postaw niż ludźmi z krwi i kości. Tytułowy Jones to niezłomny idealista, będący typem dziennikarza idealnego. Czyli opisującego fakty bez ubarwień, odporny na naciski oraz presję. Przez co kompletnie mnie nie interesował. Tak samo przedstawiciele ZSRR, który są bardzo sprytnymi manipulatorami, udającymi bardzo otwartych i szczerych. Korespondentów reprezentują dwie osoby: Niemka Ada Brooks (solidna Vanessa Kirby) oraz doświadczony Amerykanin Walter Donnelly (najlepszy z obsady Peter Sarsgaard). Tutaj dopiero pojawia się odrobina szarości, bo są to ludzie wierzący w ideologię rewolucji komunistycznej, ale jednocześnie są wplątani w sidła władzy. Sprzedali się, stając zakładnikami i brakuje mi tutaj głębszego wejścia w tą dwójkę. Dzięki temu łatwiej można byłoby zrozumieć funkcjonowanie korespondentów w Moskwie.

obywatel jones3

Reżyserka bardzo uważnie przygląda się systemu opartemu na kłamstwie oraz propagandzie, chociaż większość akcji jest bardzo statyczna. I nawet nie miałbym z tym problemu, gdyby nie może podejrzenia wobec przebiegu fabuły. Zbyt wiele rzeczy wiedziałem i słyszałem na temat historii tego kraju, by mnie zaskoczyć. Najmocniejszymi fragmentami są ze środka filmu, kiedy Jones obserwuje Ukrainę. Ale robi to bez swojego anioła stróża, przez co ten obraz nie jest zafałszowany. I tam dzieją się wręcz przerażające sceny rodem z horroru – ciągła zima, nieustanna walka o żywność czy nawet akty kanibalizmu. Wszystko w otoczeniu bieli śniegu oraz niemal opustoszałych wsi. Wszystko podparte bardzo niepokojącą pieśnią w wykonaniu dzieci, tworząc klimat grozy.

„Obywatel Jones” to kolejny przykład solidnego kina zaangażowanego, gdzie za pomocą przeszłości mówi o czasach obecnych. Fake newsy, manipulacja faktami i użycie ich do celów propagandowych. Czasami się wlecze, jednak wizyta na Ukrainie potrafi wstrząsnąć oraz przerazić. Bo czasem pewne rzeczy trzeba powiedzieć wprost, by nie zagubić się w odcieniach szarości.

6/10

Radosław Ostrowski

Przekładaniec

Bohaterem jest pewien młody, inteligentny chłopak w kolorze blond. Jest biznesmenem, który dostarcza towar, dostaje za to kasę i płaci działkę szefowi. Niby pierze swoje pieniądze, a ma ich dużo, dzięki biznesowi: dilerce narkotyków. Jednak coraz bardziej zaczyna myśleć o emeryturze. Przed tym dostaje dwie robótki do wykonania. Pierwsza dotyczy odnalezienia córki starego przyjaciela, która za bardzo lubi ćpać i zniknęła bez śladu. Druga sprawa to standard, czyli dobicie targu i sprzedaż tabletek ecstasy. Problem w tym, że jest to towar kradziony.

przekladaniec1

Na hasło brytyjskie kino gangsterskie dzisiaj wymawiane jest jedno nazwisko: Guy Ritchie. Nakręcony w 2004 „Przekładaniec” miał być kolejnym jego filmem, ale Brytyjczyk był zajęty innym projektem. Zamiast niego pojawił się jeden z jego współpracowników, czyli producent Matthew Vaughn. Czuć ten klimat znany z „Porachunków” i „Przekrętu”, chociaż jest to bardziej serio niż w/w. Bliżej jest do późniejszej „Rock’n’Rolli”, gdzie mamy zderzenie grubych ryb z drobnymi płotkami, nie brakuje gangsterów wykorzystujących policję dla własnych celów. Jest też w końcu prosty plan, który z każdą minutą coraz bardziej zaczyna się sypać, a poczucie bycia sprytnym od reszty wydaje się iluzoryczne. Pojawia się też humor, jednak jest go o wiele mniej niż w pierwszych film Ritchiego czy tego montażowego stylu. Zabawa w podchody, serbscy zabójcy, drobne cwaniaczki, kompletni idioci – dzieje się tu dużo, a posklejanie elementów układanki potrafi dostarczyć wiele frajdy. Nie brakuje trzymania w napięciu (akcja ze snajperem czy zabicie szefa mafii), jak i poważniejszych momentów.

przekladaniec2

Wygląda to bardzo porządnie i stylowo. Vaughn jeszcze nie jest tak efekciarski jak w „Kingsman”, ale potrafi bawić się równoległym montażem. Wszystko podbite bardzo fajną muzyką oraz eleganckimi zdjęciami. Vaughn spokojnie prowadzi narrację i potrafi ciągle zaskakiwać aż do finału zakończonego cliffhangerem.

przekladaniec3

Do tego mamy prawdziwą plejadę aktorów, którzy – w większości – nie są tak rozpoznawalni jak teraz. W roli naszego bezimiennego protagonisty wciela się Daniel Craig i to dosłownie przed zagraniem agenta 007. Pan X wydaje się bardzo pewny siebie, działa według określonego planu, jakby mając wszystko pod kontrolą. Niby wydaje się taki cool, ale to wszystko jest kamuflaż i parę razy widać, że w tej głowie coś się dzieje. Magnetyzująca, charyzmatyczna postać. Nie zawodzi Colm Meaney jako bardzo lojalny Greg, będący gangsterem starej daty, nie znoszący sprzeciwu Kenneth Granham, czyli szef Jimmy oraz bardzo śliski Michael Gambon (Eddie Temple). Gdybym miał wymienić wszystkie rozpoznawalne twarze, nie starczyło by czasu, ale mamy choćby znanych z „Porachunków” Jasona Flemynga i Dextera Fletchera, jest też Tom Hardy, Sally Hawkins czy Sienna Miller. Każde z nich ma te swoje przysłowiowe pięć minut, dodając swoją cegiełkę.

Największym grzechem debiut Matthew Vaughna jest pewne poczucie deja vu. Niemniej „Przekładaniec” to ciągle świetny brytyjski kryminał z przełomu wieków oraz wprawka do kolejnych, droższych produkcji tego producenta.

7,5/10

Radosław Ostrowski