Ciągle są jakieś filmy – głównie z naszego podwórka – które porównuje się do innych tytułów, by nadać im „lepszego” statusu. Tak działają głównie krytycy albo specjaliści od marketingu. Tak było z „Domem złym” Smarzowskiego, gdzie wskazywano podobieństwa do Tarantino czy braci Coen. O wiele bliżej pasowałoby to (choć też na siłę) do powstałej w 2001 roku „Stacji”.

Film Piotra Wereśniaka dzieje się w jakimś małym miasteczku gdzieś w górach. Tam znajduje się z dala od zgiełku stacja paliw, prowadzony przez niejakiego Dymeckiego (Zbigniew Zamachowski). Mężczyźnie pomaga młody student zwany Bananem (Bartosz Obuchowicz). Ruch jest niewielki, więcej czasu trzeba na zbicie nudy oraz rozmowach o pierdołach. Ale wtedy pojawia się Audi, prowadzone przez niezbyt młodego gościa (Bogusław Linda). Chcąc się załatwić za krzakami, bo toalety nie ma, traci przytomność. Panowie chcą wezwać pogotowie i policję, jednak nieznajomy wyciąga pistolet. To oznacza jedno: albo będą wykonywać polecenia gangstera (zamiast lekarza z NFZ – prywatna wizyta za sporą kasą) i przy okazji dostaną niezły hajs albo pójdą do piachu. Takiego dnia nie da się zapomnieć.

Reżyser i scenarzysta we własnej osobie próbuje zrobić swoją wariację „Fargo”. Zimowa sceneria, torba z pieniędzmi, policjanci, a nawet pewien moralny dylemat (choć mi skojarzył się z „Prostym planem” Raimiego) – tak, są pewne wspólne elementy. Jakby cała ta historia skupiła się wokół trójki, mógłby to być ciekawy thriller. Problem w tym, że Wereśniak dorzuca do tego wątku jeszcze masę pobocznych postaci. Jakby rozumiem, że trzeba dodać odrobinę kolorytu i osadzić całość w szerszej perspektywie. Tylko tych postaci jest zwyczajnie za dużo: lekarz (Sławomir Orzechowski) mający problemy z żoną oraz dorosłym synem, co podkradł auto; dwójka ochroniarzy zabitego biznesmena; komendant policji na chorobowym z grypą (Olaf Lubaszenko). Te poboczne opowieści z jednej strony potrafią dodać odrobiny humoru (nawet jeśli opartego na rzucaniu przekleństwami), ale z drugiej mocno zaburzają tempo oraz atmosferę. Czuć tu całkiem niezłe ucho do dialogów, poczucie izolacji oraz miejscami zaskakujące zbiegi okoliczności. Jednak to wszystko się nie spina ze sobą, pozostawiając pewne wątki bez jakiegoś rozwiązania. Najgorsze jednak jest kompletnie niesatysfakcjonujące zakończenie, sprawiające wrażenie nagle urwanego.

„Stacja” jest porządnie sfotografowana, ma dość dziwną muzykę, jakby nie do końca pasującą tonalnie i potrafi zamulić swoim tempem. Nawet bardzo rozpoznawalne twarze nie są w pełni wykorzystane (szczególnie Katarzyna Figura, Sławomir Orzechowski czy znowu będący twardym – choć umierającym – cynglem Boguś Linda). Największym paliwem napędowym jest duet Obuchowicz/Zamachowski, gdzie ten pierwszy jest młodym, naiwnym chłopakiem z zasadami, drugi stanowi mieszankę prostactwa (klnie jak szewc), prostolinijności oraz szansy na łatwy zarobek. Przynajmniej na początku, gdyż z kolejnymi minutami zaczyna się zmieniać.

Dziwaczne, pomieszane, chaotyczne kino, które wymaga sporej cierpliwości i uwagi. Niemniej nie mogę pozbyć się wrażenia, że Wereśniak bardziej sprawdza się jako scenarzysta niż reżyser. Bo „Stacja” sprawia wrażenie niewykorzystanego potencjału, który w rękach pewniejszego reżysera dałby o wiele mocniejsze, intensywniejsza albo ostrzejsze kino.
6,5/10
Radosław Ostrowski










