Wśród nocnej ciszy

Przedwojenne miasteczko nadmorskie. To tutaj dochodzi do coraz gwałtowniejszych ataków seryjnego mordercy dzieci. Przy ich ciałach zostawia zabawkę z namalowanym kotkiem. Są już dwie ofiary, a prowadzący śledztwo komisarz Teofil Herman może tylko czekać na błąd zabójcy. Co i tak nie poprawia jego napiętych relacji z synem, Wiktorem. Śledztwo zaczyna się wymykać, aż w końcu pojawia się podejrzany.

wrd_nocnej_ciszy1

W Polsce kryminał (i w ogóle kino gatunkowe) uważany jest za coś gorszego i niepoważnego. Ale to nie zrażało naszych filmowców do mierzenia się z kinem gatunkowym. Tak też w 1978 roku zrobił Tadeusz Chmielewski – uznawany za specjalistę od komedii, postanowił się zmierzyć z powieścią Ladislava Fuksa i zrealizował dziwaczną mieszankę kryminału z dramatem psychologicznym. Bo tak naprawdę liczą się dwa wątki, których spoiwem jest komisarz Teofil Herman. Samo śledztwo poprowadzone jest w klasyczny sposób: analiza dowodów i ciągłe rozmowy ze świadkami, czasami nie da się uniknąć szantażu (mocna rozmowa z żoną podejrzanego), a poszlaki są bardzo wątłe. Za to imponuje wręcz szczegółowość w pokazywaniu paru technik jak tworzenie portretu rysownika czy – największa niespodzianka – rozmowa z głuchoniemym wywiadowcą. Powoli zaczyna być budowany klimat grozy i niepokoju, a zimowa aura tylko potęguje atmosferę psychozy strachu (próba linczu na gazowniku). Nie ma tutaj popisywania się dynamiczną akcją, a fatalizm losu wydaje się być gwoździem do trumny dla naszego bohatera.

wrd_nocnej_ciszy2

Drugi wątek (kto wie, czy nie ważniejszy) to relacja ojca z synem – młodym, nadwrażliwym chłopcem, pragnącym wyrwać się z miasteczka. Wiktor dla ojca jest wspomnieniem po zmarłej żonie, a bardzo surowe wychowanie w pruskim stylu (dyscyplina, ślepe posłuszeństwo, oschłość i kary) coraz bardziej zaczyna ich od siebie oddalać. Chłopiec chce akceptacji i miłości ojca, ale jednocześnie czuje do niego nienawiść, doprowadzając do całkowitej zmiany dochodzenia. Więcej wam nie zdradzę, ale zakończenie wywraca wszystko do góry nogami.

wrd_nocnej_ciszy3

Reżyser mocno odtwarza realia przedwojennej Polski i nie mam na myśli tylko umundurowania policjantów. Imponuje przede wszystkim praca scenografów (nie da się zapomnieć mieszkania preparatora zwłok, które budzi prawdziwe przerażenie) oraz skupienie na drobnych detalach w postaci pudełek zabawek dla dzieci czy dawnych aparatów fotograficznych. Wszystko to oddano z pietyzmem, skupieniem na szczegół, budując bardzo wiarygodny świat. A jednocześnie twórcy unikają pokazywania makabrycznych szczegółów (samych morderstw nie widzimy).

wrd_nocnej_ciszy4

Do tego całość jest znakomicie zagrana. Wybija się przede wszystkim Tomasz Zaliwski w roli zdeterminowanego komisarza Hermana. Surowy i bezwzględny wobec wszystkich, ceni sobie przede wszystkim lojalność i posłuszeństwo, stawiając prawo na pierwszym miejscu. Syna zaś wychowuje w starym, pruskim modelu, przez co staje się oschłym, pozbawionym wrażliwości człowiekiem. Po drugiej stronie jest Piotr Łysak (Wiktor) – młody, nadwrażliwy chłopak, pragnący zostać marynarzem i pragnący akceptacji rodzica. Ten duet dynamizuje ten film, przez co nawet te spokojniejsze fragmenty mają podskórne napięcie. Trudno też nie docenić niezawodnego Henryka Bistę (śledczy Stefan Waniek), Bolesława Smelę (preparator zwłok Rastor) oraz Jerzego Bończaka (morderca Stopek), którzy wnoszą do filmu tajemnicę i autentyczność.

Gdyby ktoś mi powiedział, że Chmielewski zrobi kiedyś świetny kryminał, wyśmiałbym go w twarz. Jednak „Wśród nocnej ciszy” nie tylko zaskakuje swoim precyzyjnym wykonaniem, ale także bardzo mroczną atmosferą i skupioną na detalach intrygą. Wielu może zniechęcić tempo, ale warto dać szansę temu zapomnianemu i niedocenionemu dziełu Chmielewskiego.

8/10

Radosław Ostrowski

Palacz zwłok

Rok 1938. Karel Kopfrkingl jest pracownikiem krematorium, ma piękną żonę i dwójkę dzieci. Poza tym kocha muzykę klasyczną, dba o czystość i higienę. Jego dość spokojne życie ulega zmianom, gdy zbliżają się do kraju naziści. Pod ich pływem powoli staje się jednym z nich – najpierw zdradza swój naród, przyjmuje ideologię hitlerowców, w końcu popełnia morderstwo.

palacz3

Ladislav Fuks uważany jest za jednego z najwybitniejszych pisarzy czechosłowackich, tworzących nietypowe horrory, pełne groteski i mieszania z innymi gatunkami. Parę razy był przenoszony na ekran, zaś za najsłynniejszą adaptację uchodzi „Palacz zwłok” Juraja Herza. Reżyser ubrał historię konformisty w stylistyką kina grozy oraz niemieckiego ekspresjonizmu, bardzo zgrabnie operując czarno-białą taśmą, co w wielu scenach (wizyta w muzeum figur woskowych czy wygląd krematorium) robi naprawdę mocne wrażenie. O pewnej ręce reżysera już świadczy sam początek, gdzie za pomocą szybkiego montażu kontrastuje wygląda Karela (zbliżenia na fragmenty jego twarzy) i zwierząt z zoo, a także w momentach, gdy płynnie przenosimy się z miejsca na miejsce (z koncertu w gminie żydowskiej do spotkania z inżynierem Reinke).

palacz1

Jednocześnie reżyser próbuje wejść w psychikę bohatera, w którym zachodzi przemiana ze spokojnego i szarego obywatela w volksdeutscha i kapusia, zapalczywego wyznawcę ideologii nazistowskiej, którą widzi także w myślach Tybetu. To potrafi zatkać, jednak samego stricte straszenia, krwi nie ma tutaj zbyt wiele (końcówka, gdy bohater morduje swoją rodzinę, by ją ocalić), bo przeraża tutaj człowiek. Ale samo przesłanie jest dość oczywiste, a sam film (poza drugą połową) mnie nie zaangażował. W dodatku jest parę znaków zapytania – dla mnie największym pozostaje tajemnicza kobieta w czerni, z długimi włosami, nawiedzająca parę razy Karela.

palacz2

Jeśli zaś chodzi o obsadę, tak naprawdę liczy się tu jedna osoba – Rudolf Hrusinsky. Aktor znany mi z roli dobrego wojaka Szwejka magnetyzuje i tworzy dość nietypową rolę. To oczami Karela widzimy świat oraz niebezpieczną przemianę. Jednak nie jest to psychopata, z przerażającym śmiechem czy groteskowym wyrazem twarzy. Jest zawsze elegancko ubrany, zawsze uśmiechnięty i dbający o siebie (ten grzebień), opanowany człowiek. Na początku można go potraktować jako dziwaka, jednak potem widzimy jego obsesję na punkcie krematoriów oraz ocalenia ludzkości za pomocą pieca. Zaś w momencie, gdy widzimy go rozmawiającego z mnichem tybetańskim, który widzi w nim nowego Buddę – widzimy już całkowity obłęd.

Mimo paru wad, „Palacz zwłok” to klimatyczne (te zdjęcia, ten montaż, ta chóralna muzyka), ale na pewno nie łatwe kino. Raczej na więcej niż jeden raz.

7/10

Radosław Ostrowski