Informacja zwrotna

Dla fanów literatury nazwisko Jakuba Żulczyka jest wyznacznikiem wysokiej jakości w literaturze popularnej. Szczególnie po serialowej ekranizacji „Ślepnąc od świateł” wzrosło zainteresowanie filmowców dorobkiem pisarza. Już jest w trakcie realizacji „Wzgórze psów” przez Piotra Domalewskiego, ale już wcześniej Netflix zmierzył się z innym tekstem – „Informacją zwrotną”. A dokładniej reżyser Leszek Dawid i scenarzysta Kacper Wysocki.

Głównym bohaterem jest Marcin Kania (Arkadiusz Jakubik) – były muzyk rockowy, obecnie właściciel kilku wynajmowanych mieszkań oraz niepijący alkoholik. Uczęszcza na terapię AA, od dwóch lat jest trzeźwy, ale rodzina trzyma się od niego z daleka. W końcu lata życia z mocno podchmieloną głową rodziny nie należało do najłatwiejszych. Ale pewnego dnia mężczyzna budzi się podpity w swoim mieszkaniu, z pobitą głową oraz śladami krwi. Co bardziej niepokojące, umówił się tego wieczora ze swoim synem. Z którym nie ma żadnego kontaktu. Z niewyraźnych przebitek Marcina wydaje się, że chłopak został porwany. Tylko przez kogo i dlaczego?

Na pierwszy rzut oka serial wydaje się być kryminałem, gdzie główny bohater próbuje rozwikłać tajemnicę. Jednak twórców nie interesuje do końca łamigłówka, choć pojawiają się kolejne tropy, poszlaki oraz możliwości. W samym centrum jest Kania oraz jego zmagania z alkoholem, pełne wewnętrznych monologów i retrospekcji z mrocznych czasów chlania. Dla mnie to były najmocniejsze fragmenty, które pokazywały jak bardzo silny wpływ ma na całą rodzinę alkohol. Nawet jeśli mijają lata, strach najbliższych jest mocno odczuwalny. Bo oni nie nabiorą się na kolejne obietnice, przyrzeczenia – zbyt wiele ich słyszeli. Zbyt wiele razy widzieli ich łamanie, wiedzą o ukrywanych butelkach w różnych kątach i spodziewają się najgorszego. Zresztą nawet sami twórcy w paru scenach (słyszane głosy, zwidy, te same wydarzenia pokazane inaczej) poddają w wątpliwość narrację naszego bohatera. Wiarygodność podważają też pojawiające się dziury fabularne, jednak to wszystko jest całkowicie celowym celem.

Bo finał to bardzo mocny strzał z liścia, gdzie wszystko układa się w sensowną całość, a bohater poznaje prawdę o sobie samym. A prawda ta nie jest ani łatwa, ani przyjemna, lecz pozwala zdjąć zasłonę kłamstw. Poznać kto jest prawdziwym przyjacielem, kto tylko wykorzystywał i manipulował, a kto wspierał. Tylko czy nie jest już na to za późno? Czy jeszcze można się zmienić oraz wyjść z nałogu? Ta kwestia pozostaje otwarta i zależy to od nas.

Niejako przy okazji twórcy dotykają istotnego dla fabuły wątku reprywatyzacji kamienic, na którym nasz bohater trochę zyskał. To jak brutalnymi i bezwzględnymi metodami wykurza się lokatorów z kupionych domostw jest mocne, choć jest ten wątek w zasadzie tłem wydarzeń.

Ale najmocniejszym punktem tego serialu jest rewelacyjny Arkadiusz Jakubik, który przechodzi tu samego siebie. Kania z jednej strony potrafi być złamanym przez życie alkoholikiem, z drugiej totalny paranoik zdolny do agresji, wręcz wybuchowy. W retrospekcji też pokazuje dwie sprzeczności: pozorną wesołość i nagłą wściekłość, a także zażenowanie, smutek, ból, frustrację. To wszystko aktor ogrywa bezbłędnie, tworząc bardzo złożony i nie idący na łatwiznę portret alkoholika. Równie mocny jest Jakub Sierenberg w roli Piotrka – bardzo wycofany, zamknięty w sobie, ale próbujący się postawić ojcu. Najmocniejszą sceną w jego wykonaniu pozostaje finał, który wręcz szarpie za gardło. Poza tą dwójką jest tu masa wyrazistych ról drugoplanowych: od Andrzeja Konopki (śliski Zbyszek, dawny kumpel z zespołu) przez Przemysława Bluszcza (komisarz Cezary Karłowicz) po Nel Kaczmarek (Ula, córka Kanii).

Informacja zwrotna” może wydawać się kolejnym thrillerem/kryminałem jakich było wiele, ale to przede wszystkim bardzo mocny portret psychologiczny człowieka mierzącego się z demonami przeszłości. Miejscami oniryczny, ale bardzo naturalistyczny i do bólu szczery. Z życiową rolą Jakubika, która zostanie z wami na bardzo długo po seansie.

8/10

Radosław Ostrowski

Pakt – seria 2

Po wydarzenia z pierwszej serii Piotr Grodecki (Marcin Dorociński) przeniósł się do Katowic i redakcji „Tygodnika”. Nie oznacza jednak, że zrezygnował z opisywania afer oraz polityki. Tym razem trafia na seksaferę związaną z ministrem gospodarki Janiakiem, jednak ofiara – asystentka polityka, Natalia (Magdalena Berus) – boi się o tym mówić. Ale dziennikarzowi udaje się przekonać ją i to doprowadza do destabilizacji rządu. W konsekwencji zostają rozpisane przyspieszone wybory. Cztery miesiące później w kopalni „Brygida” dochodzi do wybuchu i ginie 36 górników. Prezydent miasta Bytomia Anna Wagner (Magdalena Popławska) oskarża premiera o odpowiedzialność za katastrofę i ignorowanie sygnałów. Kobieta dołącza do stworzonej przez Dariusza Skalskiego (Adam Woronowicz) partii Odnowa.

Niby wszystko wydaje się nie mieć zbyt wiele ze sobą wspólnego, ALE… Grodecki w tajemnicy spotyka się z Wagner. I to jest pierwszy łącznik, a drugim jest otrzymana wiadomość z anonimowego źródła. Z tego wynika, że cała seksafera oraz dymisja Janiaka była ukartowana. Kto zmanipulował dziennikarza i jakie jest tu drugie dno? Grodecki próbuje dociec.

Drugi sezon tym razem zrealizowany został przez reżysera Leszka Dawida i tym razem jest to historia oryginalna, nie podparta na licencji. Tutaj już bardziej skupiamy się na politycznych gierkach, podchodach, kantach oraz wszelkich innych nieczystych zagrywkach. Wszystko w jednym celu i jednym celu wszystko: władzy. Dla niej można posunąć się do wszystkiego, nawet do morderstwa. I tak jak poprzednio mamy kolejną intrygę, która jest odkrywana powoli, po drodze serwując wiele trupów, tajemnic i zmiennych. Znowu mamy spisek ludzi na styku polityki, biznesu i służb specjalnych, jednak tutaj bardziej czuć klimat… „House of Cards”. Przesadzam? Troszeczkę, bo jednak nasz bohater bardziej przypomina superherosa, co niemal z każdej sytuacji wychodzi za pomocą sprytu lub szczęścia. No i świat brudnej, nieczystej polityki, gdzie trzeba szybko się uczyć jak przetrwać i walczyć. Tylko czy walka o władzę za wszelką cenę jest jedynym sposobem?

Nadal zachowany jest taki szaro-bure kadry z paroma nieostrymi ujęciami oraz pulsującą, elektroniczno-ambientową muzyką. Zdarzają się pewne problemy z uchwyceniem dialogów, lecz nie tak częste jak w poprzedniku. O wiele bardziej za to wypada montaż. I nie chodzi tylko o sceny dialogów czy rozmów, ale choćby użycie montażu równoległego, szybkich cięć, pokazywania (na ekranie, który nie jest monitorem) redagowanego tekstu czy szybkich zbitek z fragmentami rozmów dziennikarzy, zdjęć, tekstów. To o wiele urozmaicało seans.

Mieszanka starych znajomych z nowymi postaciami jest wręcz piorunująca. Dorociński nadal trzyma fason, ale to wyga i trudno mu nie kibicować. Tak samo solidnie się prezentuje Witold Dębicki (Andrzej Bitner), Mariusz Bonaszewski (premier Kostrzewa) czy świetny Adam Woronowicz (Dariusz Skalski). Ten drugi zostaje pogłębiony jako pozornie opanowany i spokojny, ale też doświadczony weteran zagrywek politycznych.

Najjaśniejszym nowym punktem obsady – przynajmniej dla mnie – była rewelacyjna Magdalena Popławska jako Anna Wagner. Lokalna polityk, której bliżej jest do idealistki z zasadami i zostaje zderzona z brutalnymi, bezwzględnymi zagrywkami, próbując zachować twarz. A nie jest to łatwe zadanie, gdy odkrywa kolejne brudy oraz jak głęboko sięga cały układ. Równie mocna jest Kinga Preis, czyli przełożona Piotra, Olga oraz Roman Gancarczyk w roli tajemniczego oficera ABW. Pojawiają się kolejne znajome twarze o różnym stopniu znaczenia, ze szczególnym wskazaniem na Łukasza Simlata (Sebastian Malik), Zbigniewa Zamachowskiego (Roman Hanus) i Borysa Szyca (właściciel Tygodnika, Łukasz Seidler).

Drugi sezon „Paktu” trzyma poziom poprzednika, a w paru miejscach wręcz przebija. Ciągle mroczna, brudna, lepka i nieprzyjemna kombinacja powiązań polityki, mediów, biznesu oraz służb specjalnych. Trzymająca w napięciu, z mocnymi dialogami i wyrazistymi postaciami. Ale trzeciej serii już nie dostaliśmy, co wynika z braku furtki na ciąg dalszy. Może to i lepiej.

8,5/10

Radosław Ostrowski

Broad Peak

Broad Peak to góra znajdująca się w łańcuchu górskim zwanym Karakorum. Jest obok jednego z najwyższych szczytów świata – K2. To właśnie na ten szczyt w 2013 roku wyruszyła grupa himalaistów pod wodzą Krzysztofa Wielickiego i udało się go zdobyć w marcu tego roku. Ale podczas schodzenia ze szczytu zginęło dwóch alpinistów – Tomasz Kowalski i Maciej Berbeka. O tym postanowił opowiedzieć reżyser Leszek Dawid.

Czekałem na ten film bardzo, a premierę miał mieć już w zeszłym roku na dużym ekranie. Ostatecznie produkcja trafiła na Netflixa, co wywołało we mnie pewne przygnębienie. Wyobraźcie sobie jak by wyglądały te górskie krajobrazy w kinie. Robiłyby większe wrażenie niż przed telewizorem czy (jak w moim przypadku) na laptopie. Po seansie jednak myślę, że to była dobra decyzja.

broad peak1

„Broad Peak” skupia się na Macieju Berbece (Ireneusz Czop) i z jego perspektywy obserwujemy historię. Wszystko zaczyna się w roku 1988, gdy alpinista uczestniczy w wyprawie, której celem jest zdobycie K2. Grupą dowodzi Andrzej Zawada (Tomasz Sapryk), jednak pogoda mocno psuje szyki ekspedycji. Wobec powolnych postępów, Berbeka razem z Olkiem Lwowem (Piotr Głowacki) decydują się na zdobycie sąsiadującego szczytu Broad Peak. Udaje się uzyskać zgodę Zawady i duet rusza na parę dni. Jednak przed samym wejściem Lwow się wycofuje z powodu złej pogody. Jednak determinacja Berbeki jest tak silna, że w końcu udaje się wejść na szczyt. Przynajmniej tak to wyglądało, bo dopiero po paru miesiącach okazało się, iż alpinista dotarł do przedwierzchołka Rocky Summit. Do szczytu zabrakło kilkunastu metrów.

broad peak2

Reżyser dzieli się ten film na dwie części. Pierwsza to ekspedycja z 1988 roku, zaś druga to życie po niej w cieniu kłamstwa oraz drugie podejście do Broad Peak. To, co absolutnie się udało to niesamowite zdjęcia górskie. I nie chodzi mi tylko o krajobrazy, bo te zapierają dech w piersi. Ale jest tu parę ujęć pokazujących pewną bezradność oraz – często zapominany fakt – jak człowiek wobec natury jest bardzo mały. Wręcz jest tylko małą kropką w ocenie śniegu, mrozu i białego puchu. Takie sceny na pewno zapamiętam z tego seansu, włącznie z dwudniowym pobytem w jamie na wysokości powyżej 8 tysięcy metrów.

broad peak4

Ale niestety, w momencie powrotu do domu coś poszło nie tak. Odkrycie kłamstwa, sceny domowe (niewiele, lecz jednak są), czyli takie spowolnienie mnie wybiło z rytmu. A potem jest już rok 2012 i pojawia się Wielicki z planem wyprawy na zdobycie Broad Peak. I miałem takie wrażenie, że to za szybko się dzieje, a samego bohatera nie poznałem za dobrze. Poza jego uporem i determinacją w dążeniu do celu. Także same sceny tej drugiej ekspedycji były dużo krótsze, zostawiając z dużym poczuciem niedosytu oraz… brakiem emocji. Może z wyjątkiem wywiadu radiowego Berbeki oraz wykorzystanego na końcu archiwalnego nagrania dźwiękowego.

broad peak3

Aktorsko tutaj najbardziej wybija się Czop, który – przynajmniej tak mi się wydaje – pierwszy raz gra główną rolę. I wypada świetnie w scenach górskich, wymagających wysiłku fizycznego, pokazania bólu. Wszystko prezentuje wiarygodnie, w obydwu pokazywanych inkarnacjach. Reszta aktorów tak naprawdę robi za tło, choć kilka osób się wyróżnia jak Łukasz Simlat (Krzysztof Wielicki), Piotr Głowacki (Aleksander Lwow) czy Tomasz Sapryk (Andrzej Zawada). Za to kompletnie niewykorzystani są Maja Ostaszewska i Dawid Ogrodnik. Ona w roli żony Berbeki, Ewy, będącej tak naprawdę strasznie jednowymiarową postacią. Czyli wspierającą żoną, pogodzoną z „pracą” męża. Z kolei Ogrodnik w zasadzie tylko wypowiada kilka zdań, w zasadzie będąc tylko cameo.

Kolejny film w ostatnim czasie, który wywołuje we mnie mieszane uczucia. Technicznie jest imponujący z niesamowitymi zdjęciami Łukasza Gutta, dobrym dźwiękiem (!!!) oraz solidnym aktorstwem. Jednak w połowie wszystko siada i dopiero pod koniec zaczyna odzyskiwać swoją siłę. Ale jest już wtedy za późno. Można było wycisnąć z tego duuuuuuuuuuużo więcej.

6,5/10

Radosław Ostrowski

W głębi lasu

Paweł Kopiński jest warszawskim prokuratorem, samotnie wychowującym córkę. Obecnie prowadzi śledztwo w sprawie gwałtu, gdzie podejrzanymi są dwaj chłopcy z bogatych rodzin. Ale mocno go dręczy przeszłość. 25 lat temu był opiekunem obozu letniego w lesie, gdzie doszło do tragedii. Zginęło dwoje jego rówieśników, a jeszcze dwie osoby (w tym młodsza siostra) przepadły bez śladu. Przeszłość jednak potrafi wrócić w najmniej oczekiwanym momencie, a wszystko z powodu pojawienia się zwłok. Kopiński rozpoznaje w nich Artura – chłopaka, zaginionego podczas lata 1994. Kto go zabił i co się tak naprawdę tam wydarzyło?

w glebi lasu1

„W głębi lasu” to drugie podejście polskich twórców do zrobienia serialu dla Netflixa. Tym razem jednak postanowiono przenieść na ekran powieść Harlena Cobena i dostosować ją do naszego podwórka. Sama akcja prowadzona jest dwutorowo (jak choćby ostatnio w „Żmijowisku”), gdzie przeszłość przeplata się z teraźniejszością. Intryga jest budowana bardzo powoli jak w klasycznym kryminale przystało. A wszystko – jak w książce Cobena przystało – zbudowane jest na tajemnicach oraz budowanych kłamstwach, coraz bardziej odkrywanych przez bohatera. Everymena, który nie może nikomu zaufać, nawet członkom rodziny, przez co zaczyna tracić grunt pod nogami. Jest to nawet nieźle poprowadzone, a poczucie zaciskanej pętli coraz bardziej się nasila. Kolejne pytania, odkrywane informacje oraz mylne tropy są sprawnie podrzucane przez reżyserski duet Leszek Dawid/Bartek Konopka.

w glebi lasu2

Bardzo, ale to bardzo podobały mi się sceny z roku 1994 oraz przywiązanie do detali. Scenografowie wykonali kawał świetnej roboty, tak samo jak osoby odpowiedzialne za dobór muzyki oraz rekwizytów. I ten wakacyjny klimat jest odczuwalny, skontrastowany ze sterylną, wręcz chłodną współczesnością miasta. Ale dość wolne tempo na początku może zniechęcić, jednak dla mnie problemem było samo rozwiązanie, które mnie nie satysfakcjonowało. Mało tego, wydawało mi się na siłę udziwnione i przekombinowane, przez co zachowanie niektórych postaci było dla mnie irracjonalne. Nie chcę zdradzać wiele, lecz końcówka wywołała we mnie skojarzenia z „Rojstem”, gdzie też ostatni odcinek mocno zawodzi. Jakby tego było mało wiele wątków pozostaje otwartych i niewyjaśnionych, co jeszcze bardziej frustruje.

w glebi lasu5

Aktorsko jest dość nierówno i choć nie brakuje tutaj znanych twarzy, nie wszyscy zostają w pełni wykorzystani. Najlepiej wypada tutaj Grzegorz Damięcki w roli prokuratora Kopińskiego. Jest to postać zdeterminowana, naznaczona mrokiem oraz balansująca czasami na granicy prawa. Mimo pewności siebie oraz opanowania, wyczuwa się w nim pewien niepokój, zagubienie, nawet przerażenie w drobnych gestach. To jego kreacja napędza ten serial i podnosi go na wyższy poziom. Równie dobrze wypada Agnieszka Grochowska, czyli obozowa miłość Laura. Kobieta też jest naznaczona przeszłością i staje się niejako partnerką Pawła w celu rozwikłania tajemnicy. Między tą dwójką czuć chemię oraz pewne podskórne napięcie. Ich młodsze wcielenia (Hubert Miłkowski i Wiktoria Filus) są okej, tak jak cała reszta młodych aktorów – ogląda się ich bez bólu.

w glebi lasu4

Jednak drugi plan, gdzie jest parę znajomych twarzy (m.in. Roman Gancarczyk, Przemysław Bluszcz, Ewa Skibińska czy Dorota Kolak) nie do końca zostaje wykorzystany. Z tego grona najbardziej wybijają się kreacje Adama Ferency’ego (Lubelski, który prowadzi śledztwo w 1994), Arkadiusza Jakubika (inspektor Jork ze współczesnych czasów) oraz Cezarego Pazury (dziennikarz Dunaj-Szafrański, ojciec jednego z oskarżonych dzieciaków o gwałt).

w glebi lasu3

Jak ocenić „W głębi lasu”? Nie miałem aż tak wielu oczekiwań i dostałem w sumie solidny tytuł, choć niepozbawiony potknięć oraz niejasności. Podobno pojawiły się plotki o planowanej drugiej serii, ale jakoś tego nie widzę. Typowa europejska produkcja kryminalna bez większych ambicji.

7/10

Radosław Ostrowski

Nielegalni

W naszym pięknym kraju nad Wisłą nie powstaje obecnie zbyt wiele produkcji szpiegowskich. Przynajmniej na taśmie filmowej od czasu „Pogranicza w ogniu”, o którym mało kto pamięta. Sytuację postanowiło zmienić Canal+ i dało zielone światło na ekranie powieści Vincenta V. Severskiego. Bohaterami są członkowie komórki szpiegowskiej zwanej Departamentem Q. Grupą kieruje pułkownik Ewa Dębska oraz jej najskuteczniejszy agent, Konrad Wolski. Ekipa tym razem dostaje dwa bardzo poważne zadania. Po pierwsze, polowanie na handlarza bronią znanego jako Gruz. Po schwytaniu przekazuje informacje o planowanym zamachu terrorystycznym przez islamistów na terenie Europy. Po drugie, znalezienie dokumentów kompromitujących przeszłość obecnego premiera. Wszystkie tropy prowadzą do Białorusi, gdzie działa jeden z najlepszych agentów Travis – wtyczka działająca w KGB. Problem w tym, że agent zostaje zdekonspirowany i trzeba go stamtąd ewakuować.

nielegalni1

„Nielegalni” nakręcili Leszek Dawid oraz Jan P. Matuszyński, czyli obiecujący twórcy głośnych filmów. Panowie podzielili się po połowie, co widać w realizacji, ale do tego dojdę później. Akcja jest tutaj prowadzona wielowątkowo, co samo w sobie nie jest złe. Problemem dla mnie było wejście w tą opowieść, bo jest to bardzo poszatkowane i początkowo przeskakujemy z postaci na postaci. Sztokholm, Warszawa, Mińsk – dzieje się tutaj wiele, zaś wiele scen początkowo wydaje się nieistotnymi zapychaczami. Czego tu nie ma: infiltracja, obserwacja, szantaż, podchody, porwania oraz współpraca z innymi wywiadami. To ostatnie przypomina taniec na bardzo kruchym lodzie, gdzie zaufanie nie jest zbyt częstym towarem. Więc jak możliwe, że wszystkie tajne służby jeszcze funkcjonują? To pytanie na inną dyskusję. Im bliżej końca, wszystko zaczyna się bardziej spinać, doprowadzając do dramatycznego finału. I te szpiegowskie wątki potrafią wciągnąć, doprowadzając do kilku zwrotów oraz zaskoczeń. Jednocześnie zostawiona jest furtka na kolejną część.

nielegalni3

Mniej pociągające były dla mnie momenty z życia prywatnego naszych szpiegów (niektórych). Rozumiem, że chodziło o pokazanie ceny wynikającej z wykonywania tej profesji. Przebolałbym to, że jest takim spowalniaczem, tylko że albo jest niekonsekwentnie (nagłe bóle głowy Wolskiego, które pojawiają się i znikają), albo jest strasznie szablonowe (rozbite małżeństwo Dębskiej). To nie angażuje tak bardzo jak szpiegowskie intrygi, brzmi to sztucznie i zwyczajnie przynudza.

nielegalni2

Realizacyjnie widać dwa różne style realizacji, gdzie zmiana następuje w połowie. Pierwsza część od Leszka Dawida jest pozornie bardziej dynamiczna. Kamera niemal ciągle jest w ruchu, rwany montaż, niemal stonowana paleta barw. W scenach związanych z Travisem ta realizacja czyni ten wątek bardziej intensywnym oraz dodatkowo trzyma w napięciu. Druga połowa wygląda… normalniej, z bardziej płynną kamerą i kilkoma długimi ujęciami, pozornie sugerując spokój. Same sceny akcji też wyglądają bardzo dobrze, nie wywołując dezorientacji.

nielegalni4

Aktorsko w dużej części jest solidne, skupiając się na kilku członkach komórki. Świetnie wypadają Grzegorz Damięcki (Wolski) oraz Agnieszka Grochowska (Dębska), pełniących rolę dowódców, chociaż tylko Wolski działa w terenie. Czuć między nimi zgranie oraz chemię, mimo kilku spięć wynikających z działania Wolskiego na własną rękę. Większość ekipy stanowi raczej wsparcie i nie mają tutaj zbyt wiele do zagrania (Andrzej Konopka, Tomasz Schuhardt, Arkadiusz Detmer, Wojciech Żołądkowicz), ale trzymają fason. Są jednak dwie perły, które podnoszą całość na wyższy poziom. Pierwszym jest Filip Pławiak, czyli agent Travis działający na Białorusi. Wydaje się być opanowany oraz dobrze sobie radzi z presją, jednak coraz bardziej widać wyczerpanie i wypalenie. Jego lawirowanie między swoimi szefami, „narzeczoną” widać bardzo w jego oczach, co czyni jego wątek najbardziej poruszającym. Drugą postacią jest tajemniczy Hans Jorgensson w znakomitej interpretacji Andrzeja Seweryna, choć najbardziej widać to w drugiej połowie. Niby stary i zmęczony agent, ale nadal niepozbawiony sprytu oraz – co najbardziej zaskakujące – empatii oraz szacunku swoich zwierzchników. Ta postać magnetyzuje i emanuje spokojem aż do samego, tragicznego końca.

nielegalni5

„Nielegalni” mają troszkę potknięć i wad, ale wyłania się z tego bardzo sprawny serial sensacyjno-szpiegowski, dziejący się tu i teraz. Można było troszkę lepiej zarysować wątki prywatne bohaterów (albo z nich zrezygnować) i całość wzniosłaby się na wyższy poziom. Mam nadzieję, że powstanie kontynuacja.

7/10

Radosław Ostrowski

Jesteś Bogiem

Polskie filmy traktowane są bardzo krytycznie, wręcz z wrogością. Ale ten film miał jeszcze gorzej od poprzednich, bo mierzył się z legendą i to nie byle jaką. Film Leszka Dawida opowiada o hip-hopowym składzie Paktofonika, który pod koniec XX wieku okazał się jednym z najważniejszych składów grających rap w Polsce, a to wszystko przez jedną płytę i jeden kawałek.

bog1

Sama historia wydaje się jedną z wielu biografii jakich do tej pory nakręcono. Klamrą spajająca całą historię jest ostatni koncert Paktofoniki w katowickim Spodku już po śmierci Magika. Cofamy się potem piec lat wstecz i poznajemy historię o tym jak powstał hip-hop. Pozornie wydaje się to ciągiem niepowiązanych ze sobą scen, ale dzięki nim trochę bliżej poznajemy skład, ze wskazaniem na Magika oraz jego psychikę. Wszystko to oczywiście w rytm hip-hopowej muzy, z bardzo surowymi i realistycznymi zdjęciami, przy okazji pokazując szarą rzeczywistość Polski końca wieku – szarą, brudną, z nie do końca uczciwymi ludźmi. To wszystko ogląda się z dużym zaangażowaniem, jest świetnie zrealizowane i opowiedziane.

bog2

Ale najtrudniejsze zadanie mieli aktorzy grający główne role, ale oni się wybronili. Świetnie poradził sobie Marcin Kowalczyk pokazując Magika jako outsidera, zagubionego i wrażliwego faceta, który ma świetną nawijkę, ale w życiu prywatnym nie idzie mu zbyt dobrze, miewa koszmary.  Partnerujący mu Dawid Ogrodnik i Tomasz Schuhardt (Rahim i Fokus) dorównują mu kroku, zaś w scenach wymagających nawijania są bezbłędni (zwłaszcza Schuhardt). Poza tą dwójką moją uwagę skupił Arkadiusz Jakubik (Gustaw – wydawca płyty, który pomagał im i wspierał), zaś pojawiający się w epizodzie Marcin Dorociński był ciekawy.

Autentyczna i udana polska produkcja filmowa – coś takiego zdarza się bardzo rzadko, ale się zdarza. Tu wszystko jest na miejscu i bardzo silnie angażuje, nie tylko dla fanów hip-hopu.

8/10

Radosław Ostrowski