Można odnieść wrażenie, że jak się widziało jeden film o egzorcyzmach, to widziało się wszystkie. Jakby znamy zestaw sztuczek, jakie mogą się pojawić w takiej produkcji (wyginanie ciała w sposób, który zawstydziłby gimnastyczki; jakieś bluzgi, modlitwy, Ave Satan itp.). Więc co jeszcze można stworzyć i wymyślić, by uczynić ten podgatunek horroru interesującym? Twórcy „Ostatniego egzorcyzmu” chyba znaleźli pewien sposób.

Cała historia skupia się na pastorze Cottonie Marcusie (Patrick Fabian przed „Better Call Saul”) – niby to duchowny, ale bardziej przypomina szołmana lub wodzireja na imprezie. Sam jednak przechodzi silny kryzys wiary i nawet dla niego odprawianie egzorcyzmów to pic na wodę, by uspokoić ludzi. Odprawi rytuał, poprawiając ich samopoczucie i pozbywając myśli. Dostaje jednak niepokojący list od farmera z Luizjany, który uważa swoją córkę za ofiarę diaboła. Marcus razem z grupą dokumentalistów wyrusza „odprawić egzorcyzm”. Niby wszystko wydaje się być dobrze, ale… jednak dziewczyna zachowuje się dziwnie.

Reżyser Daniel Stamm zaczyna całość niczym film dokumentalny. Mamy wywiad przeprowadzany z samym duchownym oraz jego rodziną. Pozwala to lepiej poznać nam duchownego z masą wątpliwości oraz sporą dawką cynizmu w sercu. Konwencja found footage działa bardzo odświeżająco, tak jak zadziwiająco niewiele ilustracji muzycznej. Do tego bardzo dobrze jest oddany klimat małomiasteczkowej Luizjany, ze sporą ilością wyniszczonych domów oraz poczuciem izolacji. Bardziej niż horror „Ostatni egzorcyzm” przypomina bardziej odcinek serialu mystery. Bo razem z pastorem próbujemy ustalić, czy aby na pewno mamy do czynienia z opętaniem, a może tu potrzebny jest psychiatra? Wszystko jest tu bardzo powoli odkrywane i dawkowane, wywołując także we mnie konsternację.

Wszystko jest naprawdę dobrze sfotografowane, choć widać tu niewielki budżet. Początek może wydawać się mocno humorystyczny (do pierwszego egzorcyzmu), jednak po 30 minutach robi się coraz bardziej niepokojąco. Może nie wywołujące strachu, ale robi się naprawdę gęsto. Spora w tym zasługa świetnej Ashley Bell, czyli panny Schwarzer. Początkowo wydaje się być typową nastolatką – może troszkę nieśmiałą i skrytą, ale od razu budzącą sympatię. Potem jednak wchodzi na wyższy poziom, balansując między odrętwieniem, dezorientacją a obłędem (egzorcyzm w stodole!!! – majstersztyk). Bez niej ten film by nie zadziałał, tak jak bez fantastycznego Patricka Fabiana w roli cynicznego sceptyka, do niemal samego końca racjonalnego.

I ten film mógłby być naprawdę świetną rozrywką, jednak reżyser w ostatnich 10 minutach robi taki odlot, że nie chce się wierzyć. Cała aurę tajemnicy szlag trafia, zaś rozwiązanie nie satysfakcjonuje. Ale i tak dostajemy bardzo przyzwoity thriller z elementami nadnaturalnymi.
6,5/10
Radosław Ostrowski





