Raz na jakiś czas na naszym podwórku powstaje interesujące kino gatunkowe. Takie naprawdę na poziomie światowym, nie tylko pod względem technicznym. Ostatnimi czasy jednak chyba coś ruszyło i tych lepszych filmów z rodzaju kryminałów, thrillerów, horrorów itp. Dlatego tak bardzo czekałem na „Ukrytą sieć”, którego marketing przykuł moją uwagę.
Film oparty jest na pierwszej części trylogii Jakuba Szamałka i skupia się na postaci dziennikarki Julity Wójcickiej (Magdalena Koleśnik). Dziewczyna pracuje w brukowcu, a te zawsze gonią za sensacją, kliknięciami i nakładem. Dlatego być może relacje Julity z ojcem (Andrzej Seweryn) – szanowanym dziennikarzem-emerytem są tak chłodne. Plus jeszcze nieprzepracowana trauma po śmierci matki. Kobieta zaczyna interesować się bieżącą tragedią, czyli wypadkiem samochodowym, co skończył się śmiercią kierowcy. Co w tym niezwykłego? Ofiarą był Gustaw Miller (Mariusz Czajka) – prezenter programów dla dzieci. Wygląda na to, że wpadł w poślizg, rozbił się o barierkę i wypadł z mostu. Ale zeznanie jednego ze świadków sugeruje, iż mogło to być coś innego. Wtedy dziewczyna popełnia głupi błąd, co mocno odbija się na jej prywatności.

Reżyser Piotr Adamski ewidentnie tutaj wzoruje się na Davidzie Fincherze, ze szczególnym wskazaniem na „Dziewczynę z tatuażem”. Sami historia jest pozornie prostym dziennikarskim śledztwem, gdzie trafiamy na kolejne dziwne zdarzenia i ktoś próbuje zastraszyć Julitę. Ale kto? Czy to naprawdę był wypadek, a jeśli nie, komu na tym zależało. Kolejne odkrywane tajemnice zaczynają prowadzić do króliczej nory. I mocno jest tu pokazany wpływ Internetu oraz jak łatwo – trochę przez swoją głupotę – można stracić swoją prywatność, wpuszczając do swojego telefonu czy laptopa hakera. Oraz wiele rzeczy w sieci nie jest tym, co na pierwszy rzut oka się wydaje.

Technicznie trudno się do czegoś przyczepić, a nawet trzeba pochwalić. Dawno nie widziałem w polskim kinie tak gęstej czerni. Jest tak czarno, że z niepokojem czekałem co lub kto się z niej wyłoni, a jednocześnie wszystko jest czytelne i klarowne. Szczególnie jak w paru nocnych ujęciach gra się oświetleniem i kolorem (czerwień dominuje!). Jeszcze bardziej mnie zaskoczyło jak wiele scen jest tu świetnie wyreżyserowanych – zarówno te typowe dla gatunku momenty (pozbycie się ochroniarza, by zdobyć nagrania z monitoringu i ucieczka przed nim czy szybki powrót do domu z powodu hałasów elektronicznej niani), jak te bardziej wyciszone sceny dialogowe.

Niestety, zdarzają się (drobne) skazy w tym obrazku. Adamskiemu zdarza się parę scen niepotrzebnie rozciągać, gdzie kamera skupiona jest na jednym miejscu lub postaci za długo. To niby tylko parę sekund, jednak jest to wkurzające. Z kolei im bliżej końca, tym bardziej napięcie było nierówne. ALE muszę przyznać, że reżyserowi udaje się pod koniec finału strzelić w pysk tak mocno, iż jestem w stanie ten drobiazg przełknąć. Za to bardzo podoba mi się otwarte zakończenie i daje mi nadzieję na kontynuację. Pod warunkiem, że pójdzie na to sporo narodu. Na moim seansie poza mną była tylko jedna osoba, to jednak zwalam na dość wczesną godzinę.

No i aktorsko jest po prostu pysznie. Kolejny raz błyszczy Magdalena Koleśnik, która potwierdza jak cholernie uzdolnioną jest aktorką i warto ją obserwować. Jej Julita to ten typ, który jest opisywany jako silno-słaby. Z jednej strony potrafi być twarda, silna i zadziorna, by w bardzo rzadkich momentach pozwolić sobie na chwilę słabości. Tyle emocji potrafi wyrazić wyłącznie samym spojrzeniem, że nie da się być obojętnym i nie kibicować tej postaci. Świetnie ją uzupełnia debiutujący Błażej Dąbrowski w roli Janka – speca od komputerów pochodzenia polsko-wietnamskiego, który jest też kimś więcej (nie zdradzę kim) oraz jak zawsze trzymający poziom Andrzej Seweryn (Henryk Wójcicki) czy solidna Wiktoria Gorodeckaja (Magda, siostra Julity). Nie mogę nie wspomnieć też o Piotrze Trojanie, choć jego rola jest zaskakująco niewielka. Niemniej bardzo mocno zapada w pamięć i coś czuję, że ten bohater może wrócić.

Piotr Adamski rozwija się jako reżyser i po surrealistycznym „Easternie” tym razem robi gatunkowe kino, ale po swojemu. Bardzo gęste, z ciągłym poczuciem zagrożenia i paranoi, które tak łatwo – dzięki technologii – można zbudować oraz doprowadzić do zaszczucia. Jeszcze nigdy Warszawa nie wyglądała tak niebezpiecznie i wrogo. Pozostaje mi mieć nadzieję, że cała trylogia Szamałka zostanie zekranizowana. I to już wkrótce.
8/10
Radosław Ostrowski




















