Tau

Sama historia zaczyna się banalnie. Julia jest młodą dziewczyną, która okrada innych i prostytuuje się. Ale po jednej z akcji zostaje zaatakowana i uśpiona. Kiedy się budzi, ma zakneblowane usta, związane ręce i nogi. I jest w jakiejś celi, próbując ogarnąć o co tutaj chodzi. Kim jest tajemniczy mężczyzna, dlaczego ma dziwne coś na karku. Po pewnej udanej próbie wyrwania z celi okazuje się, że znajduje się w domu należącym do naukowca, wykorzystującego tytułowego Tau – prototyp sztucznej inteligencji. Zaś dziewczyna ma wykonywać testy, by rozwinąć AI.

tau2

Kolejne cudadło od Netflixa, idące ku SF. Choć punkt wyjścia może troszkę przypominać „Cube” (zamknięta przestrzeń) czy „Ex Machinę” (relacja człowiek-maszyna), ale nie ma ambicji żadnego z tych. To ma być trzymający w napięciu thriller, w którym bohaterka próbuje uciec. Prowadzona jest ciągle gra między bardzo wycofanym Alexem a próbującą korzystać ze sprytu Julią. Gdzieś pośrodku jest Tau. Maszyna niby zaawansowana i bezwzględnie posłuszna Alexowi, ale jednocześnie izolowana od świata. Nie wiedząca o nim absolutnie nic, co może być pewnym atutem. Ale kto tu kogo oszuka i kto wygra. A kto zginie? Technologia wydaje się być tylko dodatkiem, tłem dla całej intrygi. A kiedy wydaje się, że wszystko łatwo pójdzie, to nie. Pojawia się parę niespodzianek (część jest przewidywalna), finał może wydawać się zbyt spektakularny, niemniej seans jest zaskakująco dobry.

tau1

Wrażenie robi scenografia, tworząca mocno futurystyczny klimat, zaś szczególnie gra oświetleniem. Kiedy jest poczucie zagrożenia, kolory są mocniejsze. Trudno się przyczepić do spraw technicznych, bo to jest bardzo porządnie wykonane. Efekty specjalnie nie kłują mocno po oczach i są wykonane dobrze. Także aktorstwo jest tutaj wykonane solidne. Więcej do pokazania ma Maika Monroe, próbująca wyrwać się z pułapki wszelkim możliwym sposobem. Problemem może być tutaj bardzo wycofany Ed Skrein – zbyt trudno do ugryzienia, ale nie idący w karykaturę. Klasyczny złol, działający dla tzw. wyższego celu. Za to kompletnie zaskoczył mówiący delikatnym głosem Gary Oldman w roli tytułowej – sztuczna inteligencja o wrażliwości dziecka, pragnące bardziej poznać świat. Zmuszony jest jednak do złych czynów, zaś więź między nim a Julią mocno go zmienia.

tau3

W dniu premiery „Tau” został ostro skrytykowany. Ale to tak naprawdę bardzo solidny thriller ze sztuczną inteligencją w tle. Można było troszkę rozwinąć tło, lecz efekt jest satysfakcjonujący.

7/10

Radosław Ostrowski

Coś za mną chodzi

Jay jest młoda dziewczyną, która niczym się nie różni od typowych nastolatek, poza tym, że jest piękna. Podczas randki z chłopakiem Jeffem, dochodzi do zbliżenia. I wtedy Jeff usypia ją, przywiązuje do siedzenia gdzie w opuszczonym budynku i opowiada, ze została „zarażona” przez coś, co będzie za nią łazić. Zjawa może przybrać dowolny kształt i zmienić się w kogokolwiek, nie da się jej zabić. Chyba, że się z kimś prześpisz, to wtedy cię zostawi. Ale jeśli ta osoba zostanie zabita i schwytana przez stwora, to jej życie znów zostanie zagrożone.

cos_za_mna_chodzi1

Horrory oglądam rzadko, przez co wydaje się troszkę spokojniejszy (przynajmniej takie mam wrażenie), jednak co jakiś czas pojawia się film intrygujący i próbujący inaczej podejść do ogranej kwestii. David Robert Mitchell idzie w kierunku pozornej oczywistości wśród horroru – seks jako źródło zagrożenia i niebezpieczeństwa. To przez seks przenosi się tajemnicze coś, co zabija naprawdę i nie da się tego powstrzymać. Nie da się zabić ani zastrzelić – istota idzie (wolno, ale idzie) i może być kimkolwiek, znajomym lub obcym, co tylko podkręca uczucie strachu oraz niepokoju. Reżyser świadomie wpuszcza w maliny, używa długich ujęć, by odbiorca uważnie przyglądał się temu, co się dzieje na ekranie. Świetnie się to ogląda, a kilka ujęć to prawdziwe perełki – scena ucieczki samochodem, nocna ucieczka Jay z domu czy finałowa konfrontacja w basenie. Atmosferę dodatkowo podkręca elektroniczna muzyka przypominająca dokonania z lat 80-tych (taki bardziej podrasowany John Carpenter), co jest zdecydowanie plusem.

cos_za_mna_chodzi2

Pozornie jednak pod płaszczykiem kina grozy, Mitchell opowiada o młodych ludziach, którzy tak naprawdę są zdani na siebie. Dorośli (rodzice, nauczyciele, policja) są tutaj niemal nieobecni, a nastolatki nie opowiadają im o swoich lękach. Nie dziwię się, bo przecież kto by im uwierzył? Zdani na siebie, sami odkrywają seks (wiedza na ten temat oparta jest na klasycznych źródłach jak pornosy – Internetu, o dziwo brak. Ciekawe dlaczego?), który staje się katalizatorem wydarzeń, chwile uniesienia stają się źródłem zagrożenia. Czym jest ta klątwa – HIV, brak miłości (seks powinien z nią iść w parze), choroba weneryczna, wina? Pól do interpretacji jest sporo, zwłaszcza w scenie finałowego starcia, gdzie zjawa ma kształt ojca Jay czy w scenie śmierci jednego z bohaterów (zjawa wtedy ma posturę jego matki) – fizycznego gwałtu. Może to tylko szukanie dziury w całym i na siłę próbuję odkryć coś głębszego? Sami oceńcie.

cos_za_mna_chodzi3

„Coś za mną chodzi” to jeden z ciekawszych horrorów ostatnich lat. Świetne role młodych, mało znanych aktorów, klimat i poczucie zagrożenia, estetyka lat 80. to najmocniejsze atuty Mitchella. Owszem, czasami szwankuje zachowanie młodych (próba „zastrzelenia” z pistoletu zjawy) i nie uciekanie przed nią, ale nie ma rzeczy doskonałych. A ten film będzie jeszcze jakiś czas za mną chodził.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Gość

Rodzina Petersonów wydaje się przeciętną, nie wyróżniającą się familia, która straciła swojego syna służącego w wojsku. Młody chłopak Luke jest bity, siostra Anna zadaje się z dealerem narkotykowym, matka nie pogodziła się ze śmiercią syna, a ojciec nie dostał awansu w pracy. I wtedy do ich drzwi puka niejaki David, który był kolegą z wojska zmarłego. Wydaje się być w porządku – wypije piwo, pomoże w praniu, nauczy młodego chłopaka jak się bić. I wtedy zaczynają się dziać dziwne rzeczy – narkoman zostaje aresztowany, prześladujące dzieciaki dostają łomot. Myślicie, że to ma związek z Davidem, który przybył, by przekazać ostatnie słowa ich syna oraz zadbać o nich?

gosc1

Adam Wingard stara się być cwanym filmowcem, który chce łączyć powagę z grozą, humorem oraz kiczem. Przy horrorze „Następny będziesz Ty” wyszło to co najwyżej średnio, jednak „Gość” wydaje się dużo lepszym towarem, choć sklejonym z tysięcy klisz. Zbuntowana nastolatka, chłopiec traktujący gościa jak autorytet, tajemnica związana z Davidem, strzelaniny oraz makabryczna konfrontacja w szkolnej dyskotece (to ostatnie troszkę pachnie „Carrie” De Palmy). Dialogi są lakoniczne, humor czerstwy, wizualnie pachnie starymi latami 80-tymi, z lekko kiczowatą stylistyką potęgowaną przez muzykę (disco, techno, Clan of Cymox). Niby wiemy co się stanie, ale stylowa forma powoduje, że jednak dostajemy parę zaskakujących wolt (niestety, wymagałoby to spoilerowania), świetnie zainscenizowane sceny przemocy (bijatyka w barze) – wszystko to zrobione na granicy groteski, kiczu i powagi. I to naprawdę dobrze wyważone, a ogląda się to świetnie.

gosc2

Swoje też robią świetnie poprowadzeni aktorzy. Dan Stevens wielu kojarzy się z serialem „Downton Abbey”, jednak tą rolą (oraz w „Krocząc wśród cieni”) zrywa ze swoim wizerunkiem eleganckiego dżentelmena. Nadal jest zabójczo przystojny, wydaje się być porządnym i miłym facetem, jednak nie boi się sięgać po siłowe argumenty. Więcej o nim nie powiem, bo to na tej postaci wiąże się fabuła filmu. Poza nim jeszcze kilka pozytywnie poprowadzonych postaci jak córka (Maika Monroe), chłopak Luke (Brendan Mayer) czy oficer żandarmerii (Lance Reddick), którzy wypadają naprawdę dobrze.

gosc3

„Gość” to jedna z największych niespodzianek roku 2014, zaś Adam Wingard garściami czerpie od Refna, Carpentera, Raimiego oraz innych klasyków kina klasy B. kto wie, co tym razem ten gościu wymyśli, ja czekam z niepokojem.

7/10

Radosław Ostrowski