Purpurowa róża z Kairu

Lata 30, New Jersey, czas wielkiego kryzysu. Cecilia jest młoda kobietą, która pracuje w restauracji w New Jersey, zaś jej mąż jest bezrobotnym. Jej największą miłością jest jednak kino, które odwiedza bardzo często. Właśnie teraz jest grany film „Purpurowa róża z Kairu”. Podczas jednego z seansów, Tom Baxter – jeden z bohaterów – zakochuje się w Cecilii i… opuszcza film, a oboje uciekają z kina.

roza_kair1

Woody Allen to facet, który ma naprawdę bogata wyobraźnię. Tutaj pokazuje historię z miłością (nie tylko) do kina w tle. To kino jest tutaj miejscem, gdzie ludzie zapominają o swoich problemach, nawet jeśli to trwa na chwilę. Ale tutaj fikcja miesza się z rzeczywistością, humor oparty jest na absurdalnej sytuacji i choć Allen nie pojawia się na ekranie, to jego duch jest odczuwalny. Z jednej strony mamy wiernie odtworzone realia czasów kryzysu, z drugiej całość ma lekko nostalgiczny klimat. Jednak Allen przestrzega: nie należy marzyć o innej rzeczywistości, tylko żyć chwilą, która trwa. Podobnie było w filmie „O północy w Paryżu”, gdzie główny bohater chciał żyć w Paryżu lat 20., bo ludzie mają skłonność do idealizowania przeszłości i lubią (chcieliby) żyć w bajce. „Purpurowa róża” to także ostatni film, w którym Allen współpracował z operatorem Gordonem Willisem, który tutaj także nie zawodzi. Także jazzowa muzyka Dicka Hymana buduje ten klimat.

roza_kair2

Co ciekawe aktorzy też tutaj nie zawodzą. Choć nie jest specjalnie wielkim fanem Mii Farrow, to ona tutaj stworzyła świetną rolę kobiety żyjącej marzeniami, która dzięki temu przynajmniej zaczyna przewartościowywać swoje życie. Pytanie tylko, czy dotrwa. Jednak najtrudniejsze zadanie miał Jeff Daniels grający dwie role: Toma Baxtera (romantycznego bohatera, który jest bardzo idealny) i aktora grającego tą postać Gila Shepherda, który bardziej dba o karierę i reputację, ale zakochuje się także w Cecilii. I obie te role są tak różne i autentyczne, jak tylko to możliwe. Poza nimi na drugim planie najbardziej wybija się Danny Aiello (prymitywny i prostacki Monk, mąż Cecilii) oraz świetna Dianne Wiest (prostytutka Emma).

Allen zrobił jeden z mniej allenowskich, ale za to bardzo klimatyczny, wręcz miejscami bardzo magiczny film. Nie wypada nie znać.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Danny Rose z Broadwayu

Danny Rose jest nowojorskim impresario, który nie ma zbyt wielkiego szczęścia w biznesie. Każda jego gwiazda, która odniosła wielki sukces, odchodziła od niego. W końcu udaje mu się załatwić poważny kontrakt jednemu ze swoich podopiecznych, wokaliście Lou Canovie. Mężczyzna prosi Danny’ego, by przywiózł na jego występ kochankę, Tinę. Efekt tego spotkania będzie dla niego mocno zaskakujący.

danny_rose2

Znowu Allen, znowu komedia i znowu Nowy Jork w czarno-białych taśmach. Znowu mamy błyskotliwy humor, wiele zabawnych sytuacji, gangsterów i satyrę pełną gorzkich obserwacji na temat szołbiznesu. Tutaj nie ma miejsca ani na sentymenty, ani na przyjaźnie, bo jak się dostaje lepszy kontrakt, zapewniający rozwój kariery, to się go bierze, zapominając o swoich początkach. Ta gorzka obserwacja nadaje Allenowi odrobiny smutku, zwłaszcza pod koniec. Całość okraszona ładną, włoską muzyką, pięknymi zdjęciami Gordona Willisa, budującymi lekko nostalgiczny klimat. Jeszcze galeria ciekawych indywidualności, którymi zajmuje się Danny (ślepy ksylofonista, brzuchomówca czy dziewczyna grająca na kieliszkach), miłość i happy end.

danny_rose1

Allen w roli głównej obsadza siebie, jednak tak jak w „Zeligu” nie jest to typowa rola dla niego. Danny w jego interpretacji to naiwny impresario, który przyjaźni się ze swoimi podopiecznymi. Na ten bezwzględny fach jest zbyt sentymentalny i za łagodny. Jednak nie ma o to pretensji. Poza nim wybijają się świetni Nick Apollo Forte jako śpiewak Lou Canova, który wraca w glorii i chwale – rubaszny grubas z wielkim talentem. Błysnęła za to Mia Farrow jako Tina. To dziewczyna-zazdrośnica, w dodatku pakująca Danny’ego w tarapaty.

Ten lekko zapomniany film Allena jest powrotem do wielkiej formy i jest TEN humor, który pokochały miliony i zmusza trochę do refleksji na temat sławy i sukcesu.

8/10

Radosław Ostrowski

Zelig

Leonard Zelig to człowiek, który ma bardzo dziwną przypadłość – potrafi zmienić się w postać, która znajduje się obok niego. Może być grubym, czarnym, Grekiem, nawet nazistą. Lekarze nie potrafią mu pomóc. Jednak dr Fletcher próbuje podjąć samodzielną walkę o uczynienie Zeliga człowiekiem.

zelig1

Woody Allen tym razem o człowieku-kameleonie, który dążył do powszechnej akceptacji. Reżyser ponownie wykorzystał formułę kina dokumentalnego, gdzie w rozmowach z postaciami tworzy portret lat 20., gdzie zostają wykorzystane archiwalne materiały oraz stylizowane na filmy z lat 20. losy Zeliga przeplatając to z rozmowami świadków wydarzeń.  Technicznie jest to majstersztyk i ma się wrażenie oglądania prawdziwego filmu dokumentalnego (znakomita imitacja dokonana przez Gordona Willisa i świetnie zmontowana). Nie sposób tego rozróżnić – poniszczone zdjęcia, pełne ziarna, pasków i innych niedoskonałości, także dźwiękowych. Niemniej mam wrażenie, że nie do końca wykorzystano potencjał tego filmu, który mógł być satyrą i drwiną z konformizmu, którego Zelig po części jest symbolem. Ale jednak całość oglądało się naprawdę dobrze.

zelig2

Allen tym razem zaskakuje – nie gra neurotyka, tylko faceta mogącego być każdym i nikim jednocześnie, pozbawionego własnej osobowości faceta, który fascynuje, intryguje i przeraża. Wypada zaskakująco dobrze, to samo można powiedzieć o Mii Farrow jako dr Fletcher – miła, inteligentna kobieta, którą cechuje determinacja i upartość. Także pełniący rolę narratora Patrick Horgan zasługuje na uznanie.

zelig3

Tutaj śmiech idzie w parze z gorzką refleksją i smutkiem. Po kilku średnio-niezłych filmach, Allen wraca do dobrej formy.

7/10

Radosław Ostrowski


Seks nocy letniej

Początek XX wieku. Do domu wynalazcy Andrew i jego żony Adrien przybywają goście, a okazja jest poważna (ślub). Poza nowożeńcami (profesor Leopold i piękna Ariel) pojawia się też najbliższy przyjaciel rodziny, dr Maxwell ze swoją dziewczyną, pielęgniarką Dulce. W ten weekend zdarzy się naprawdę wiele.

noc_letnia1

Woody Allen tym razem postanowił zrobić lżejszy film na ten sam temat, co zawsze (miłość). Jest lekko, czasami zabawnie (za bardzo się chyba przyzwyczaiłem do Allena w stylistyce „Annie Hall”), jednego zaś nie można odmówić tej produkcji. To najładniejszy wizualnie Allen, piękne plenery sfotografowane przez Gordona Willisa tworzą wrażenie obecności wręcz w Arkadii. Wrażenie to jest intensywniejsze wraz z obecnością muzyki Felixa Mendelsona. Mimo tego ten film mnie nie powalił. Owszem, jest sympatycznie, bohaterowie się miotają, finał jest dość intrygujący, ale brakuje mi tu zaangażowania, czegoś porywającego.

noc_letnia2

Aktorsko jest całkiem przyzwoicie. Allen też się pojawia, ale nie gra tu głównej roli i nie jest też neurotycznym Nowojorczykiem, tylko ekscentrycznym wynalazcą, którego działania nie zawsze się udają. Całość ukradł zdecydowanie Jose Ferrer jako opanowany i elegancki profesor. „Seks” to także pierwszy film, w którym pojawiła się Mia Farrow i poradziła sobie jako miotająca i niezdecydowana Ariel (nominacja do Złotej Maliny jest dla mnie dziwną decyzją). Reszty dopełniają; Tony Roberts (dr Maxwell), Julie Hagerty (pielęgniarka Dulcy) oraz Mary Steenburgen (Adrien, oziębła żona Andrew).

noc_letnia3

Nie jest to Allen w najwyższej formie, ale ogląda się to zaskakująco lekko. Całkiem niezły film, ale po Allenie liczyłem na coś więcej.

6/10

Radosław Ostrowski