Projekt: Monster

Na pierwszy rzut oka ten film wydaje się nie mieć jakiejkolwiek fabuły. Jest majowa noc oraz impreza pożegnalna, ponieważ nasz (przynajmniej tak się wydaje) bohater o szlachetnym imieniu Rob, wyrusza do Japonii jako wiceprezes korporacji. Jednak powoli atmosfera robi się nudna, wychodzi pewna paskudna tajemnica i wydaje się, że już gorzej nie będzie. Aż tu nagle pizgło, gwizdło i jebło. Gaśnie światło, trzęsie się ziemia i dochodzi do paru eksplozji.

cloverfield3

Film Matta Reevesa stał się początkiem pewnej nieoficjalnej serii zwanej „Cloverfield”. Film u nas nazwany „Projekt: Monster” jest utrzymany w konwencji wywołującej u mnie dość sporą niechęć – found footage. Innymi słowy, mamy tutaj zapis nagrania na kamerze z ręki. Zazwyczaj tego typu filmy mają wprawić w stan konsternacji oraz maskować bardzo niewielki budżet filmu. Zawsze są też momenty, gdzie można byłoby spokojnie rzucić kamerę w diabły i zwyczajnie uciekać, zamiast filmować całe otoczenie. Tutaj na szczęście nie jest tego aż tak dużo (może poza sceną pewnego bliższego spotkania – więcej nie zdradzę), ale i tak film nie do końca mnie zaangażował. Na plus trzeba pochwalić tutaj budowanie atmosfery tajemnicy, która bardzo powoli jest dawkowana. Panuje wielki chaos, nikt nic nie wie, nawet wojsko ze swoimi potężnymi zabawkami wydaje się zwyczajnie bezradne. A co najciekawsze, nie wszystko zostaje wyjaśnione, a pytanie skąd się wzięło tajemnicze monstrum pozostaje zagadką do samego końca. Czy to był nieudany eksperyment naukowy, może wybudzona bestia niczym Godzilla, a może jakaś pradawna bestia sprzed milionów lat? Pozostają tylko spekulacje, ale na odpowiedzi nie liczcie.

cloverfield1

Druga rzecz jaka uderza, to brak muzyki instrumentalnej przez niemal cały film. Gdzieś tam w tle przewijają się piosenki, ale wchodzą i wychodzą. Jeśli chodzi o miejscówki, to jest niemal klasyka kina katastroficznego: wyniszczone budynki, demolowane i okradane sklepy, wreszcie opustoszałe metro (niemal w ciemności) czy prowizoryczna baza wojskowa. To potrafi zrobić wrażenie, a napięcie budowane jest na zasadzie gwałtownego ataku (jump-scare’y) oraz pewnego poczucia bezsilności przed nieznanym. Za to kompletnie zaskoczyło mnie wplecenie scen sfilmowanych przed imprezą, wrzuconych niejako losowo, przez przypadek. Zderzenie radości, niemal sielankowych momentów pary bohaterów z niemal namacalnymi wizjami zagłady potrafią zrobić wrażenie. Tak samo bardzo przyzwoity wygląd montrum (w ogóle efekty specjalne wydają się spójnie połączone ze stroną wizualną), którego w całości nigdy nie widzimy. To potrafi miejscami przerazić.

cloverfield2

Sami bohaterowie, czyli zwykli szaraczkowie próbujący jakoś się z tego wykaraskać, zachowują się nawet w miarę logicznie, nie irytują (może poza zbyt rozgadanym Hudem, będącym jednocześnie operatorem). I byli zagrani przez wówczas mało rozpoznawalnych aktorów, którzy teraz są już bardziej kojarzeni (T.J. Miller, Lizzy Caplan, Odette Annable) niż w 2008 roku i wypadają całkiem nieźle.

Czy dzisiaj „Projekt: Monster” jest w stanie wciągnąć czy przerazić? Sama realizacja w takim pseudodokumentalnym stylu działała na mnie odpychająco, choć doceniam bardziej realistyczną i „brudną” wizję zagłady. Zakończenie pozostawia otwarta furtkę do wejścia głębiej w ten świat, z czego skorzystano. Ale to temat na inną historię.

6,5/10 

Radosław Ostrowski

Narcos – seria 3

Pamiętacie naszego cudownego agenta Javiera Penę? Nasz agent DEA znowu musi wrócić do gry, bo po Pablo Escobarze schedę w handlu narkotykami przejął kartel z Kali, kierowany przez braci Rodriguez. Cała historia zaczyna się w momencie, kiedy szef kartelu, Gilberto Rodriguez postanowił zrealizować plan poddania się w ciągu pół roku. Do tego czasu próbują się obłowić po raz ostatni, ale agent Pena idzie na konfrontację.

narcos_31

Wielu się obawiało trzeciej serii „Narcos”, bo jak zrobić serial o narkotykowych baronach po śmierci głównego bohatera? I czy w ogóle jest sens ciągnąć to? Ale panowie z Brazylii wiedzą, co robią, a serial nadal podtrzymuje wysoki poziom. Całość jest nadal skomplikowaną łamigłówką, gdzie nasi główni wrogowie bardziej działają w cieniu niż blasku reflektorów. Nie znaczy to jednak, ze nie będzie krwi, strzelanin i przemocy. Wszystko się coraz bardziej gmatwa, komplikuje, gdyż nie wszystkim pasuje ten układ (zwłaszcza konkurencji), a zdrada wydaje się jedyną formą wyjścia z sytuacji. Pena tym razem pełni rolę dowódcy i rzadko wychodzi na teren, ale to nie znaczy, że nie ma nic do roboty. Próba zdobycia świadków (żywych) jest znacznie trudniejsza niż w poprzednich seriach, bo kartel z Kali ma bardzo szeroko rozbudowany wywiad (niemal wszędzie podsłuchy, siatki informatorów oraz aktywnych ludzi), skorumpowani policjanci, politycy, co na pewno nie ułatwia sprawy. Trzeba wtedy liczyć na farta albo potknięcie przeciwnika – tak schwytano Gilberta, to doprowadziło do eksplozji jednego z laboratorium w Nowym Jorku.

narcos_32

Formalnie jest tak jak zawsze – narracja z offu, wplecione materiały archiwalne oraz wiele zaskakujących faktów. To wszystko ogląda się z wielkim zaangażowaniem, mamy wyrazistych bohaterów, dochodzi do roszad, a najmocniejszy wątek dotyczy niejakiego Jorge Salcedo (rewelacyjny Matias Valera). Facet odpowiedzialny za wywiad decyduje się nawiązać współprace z DEA oraz pomóc w schwytaniu szefów kartelu. Jakie on bierze na siebie ryzyko, jak próbuje w tym zamieszaniu zachować spokój, wiedząc jaka może być za to cena. Bardzo mocno to widać w trzymającej za gardło sekwencji próby dorwania Miguela Rodrigueza, gdzie wszystko jest postawione na jedną kartę, a pójść nie tak może wszystko. Emocje się wręcz kumulują niczym w „Breaking Bad”, coraz bardziej podkręcając poczucie zagrożenia i niepokoju aż do bardzo gorzkiego finału (chociaż może nie aż tak gorzkiego?) z sugestią kolejnej serii w nowym regionie.

narcos_33

Nadal mamy mniej znanych aktorów (poza bohaterami z poprzednich części) i przez to wypada zaskakująco przekonująco. Ciągle nie zawodzi Pedro Pascal, którego Pena to mieszanka uporu, determinacji oraz trzymania się przepisów, ale w pewnych okolicznościach potrafi nagiąć zasady. Poza nim wybijają się bracia Rodriguez (kapitalni Damian Alcazar oraz Francisco Denis) – Gilberto to „złotousty”, inteligentny facet, z kolei drugi jest porywczym, bezwzględnym narwańcem, tworząc idealną kombinację. Nowi agenci tropiący, czyli Feistl oraz Van Ness (Matt Whelan i Michael Stahl-David) również się dobrze sprawdzają, chociaż nie wiemy o nich zbyt wiele, a do duetu Murphy/Pena po prostu brakuje wiele.

narcos_34

Trzecia seria „Narcos” zachowuje poziom poprzednika, a brak Escobara nie przeszkadza tak bardzo, jak by się mogło wydawać. To nadal trzymające w napięciu produkcja sensacyjna, jakiej nie powstydziłby się sam Martin Scorsese. Ma być czwarta seria i… czekam na nią jak na Gwiazdkę.

9/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski