Dzienna zmiana

Sam pomysł na ten film mnie zaintrygował, że „Dzienna zmiana” trafiła jako film do obejrzenia. Fakt, że jest to produkcja debiutanta wyjątkowo mnie nie odstraszył. Niemniej jednak poczucie lekkiego niedosytu pozostało, bo można było więcej z tego wycisnąć.

Bohaterem „Dziennej zmiany” jest Bud Jablonski (Jamie Foxx), który zajmuje się sprzątaniem basenów. Tak przynajmniej można wywnioskować z napisu na jego pickupie. Pozory jednak mylą, albowiem nasz swojsko brzmiący protagonista jest… łowcą wampirów. O czym nie wie jego była żona i córka, z którymi relacje nie są za dobre. Tak niedobre, że druga połówka planuje przeprowadzkę do Florydy. Z Kalifornii – no tak się nie robi, chyba że zgarnie trochę forsy i może rodzinka zostanie razem. Jest jedno ALE, bo by zarobić duży szmal nasz Bud musiałby wrócić do profesjonalnego związku łowców wampirów, z którego nasz heros wyleciał. Bo miał w dupie paragrafy i zgrywał kowboja, narażając życie innych. Dlatego szef przydziela mu pewnego gryzipiórka Setha (Dave Franco), by go pilnował. Jakby było mało problemów jest jeszcze szefowa wampirów Audrey (Karla Souza), która sobie wzięła Buda na celownik.

dzienna zmiana1

Jeśli koncept wampirobójców budzi skojarzenie z kolesiem o imieniu John i nazwisku Wick, to twórcy celują w tą stronę. Reżyser J.J. Perry to debiutant i przede wszystkim doświadczony kaskader, co na kinie akcji zjadł zęby. Wsparty przez producentów 87Eleven Productions (czyli ekipy pod wodzą Chada Stahelskiego i Davida Leicha) próbuje iść w stronę bezpretensjonalnej rozpierduchy z wampirami. Czyli mieszamy akcję, horror i komedię trochę w stylu buddy movie. Punkt wyjścia może być naiwny (zebrać 10 koła papieru), zaś świat legalnie działających łowców wampirów przypomina świat zabójców z „Johna Wicka”. Szkoda tylko, że nie poznajemy głębszego funkcjonowania tego środowiska poza szefem służbistą z kodeksem w tyłku. Tak samo intryga głównej antagonistki, której charyzmy i plan jest zwyczajnie nudny – brakuje czegoś wyrazistszego poza RZĄDZENIEM ŚWIATEM oraz DOMINACJĄ WAMPIRÓW. Bla, bla, bla, nuda, nuda.

dzienna zmiana2

Sytuację ratują trzy rzeczy: niezły humor, choć nie wszystkie żarty trafiają (te wobec „Zmierzchu” – perełka), zaś zderzenie nieporadnego – aż za bardzo – Setha z bardziej pewnym i twardym Budem mocna było wycisnąć więcej. Bo trochę to ograne żarty są z charakteru, brakuje świeżości. Druga mocna rzecz to sceny akcji, czego po kaskaderze za kamerą należało się spodziewać. Nie brakuje długich ujęć, szybkich cięć oraz czasami wariackiej choreografii. Najbardziej na tym polu błyszczy scena, gdy nasz niepozorny duet razem z poznanymi braćmi Nazarian robią polowanko w domostwie wampirów. Jak się okazuje jest to lęgowisko, czyli przeciwników jest sporo. To jest czyste szaleństwo, gdzie krew się leje gęsto, a niektóre starcia (moment przeładowania broni w locie – totalny szok) to czyste szaleństwo. Zwłaszcza, że jednego z braci gra Scott Adkins, który jest cholernie dobry w dokonywaniu mordowni. To jest wizytówka tego filmu.

dzienna zmiana3

Trzecim punktem jest solidne aktorstwo. Jamie Foxx fizycznie radzi sobie więcej niż dobrze, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, iż rola Jablonskiego była pisana pod młodszego aktora. W scenach akcji prezentuje się bardzo dobrze, ale jego relacja z rodziną jakoś średnio przekonuje. Dave Franco jako jego partner Seth wypada całkiem nieźle i nie irytuje tak bardzo jak się spodziewałem. Szoł kradnie wspomniany Adkins oraz najbardziej wyluzowany w tym składzie Snoop Dogg. Jego Big John to heros większy niż życie – taki współczesny twardy kowboj z wielkim, chędożonym minigunem. Ten facet daje odrobinę lekkości, czuć chemię między nim a Foxxem, zaś jego udział w finałowej konfrontacji to miód na uszy. Niestety, zawodzi antagonistka grana (to jest trochę za duże słowo) przez Karlę Souzę, która kompletnie mnie nie interesowała i poza wyglądem nie miałem nic do zaoferowania.

dzienna zmiana4

Czy „Dzienna zmiana” to zmarnowany potencjał? Trochę tak, niemniej muszę przyznać, że przy tym debiucie bawiłem się o wiele lepiej niż się spodziewałem. Z drugiej strony trochę chciałoby się lepiej poznać ten pokręcony świat oraz zabawić się konwencją wampirów. Jablonski nie będzie drugim Bladem, jednak zadatki na nowego herosa kina akcji ma spore. Jak powstanie sequel (a jest otwarta furtka), może zostanie nową ikoną.

6,5/10

Radosław Ostrowski

On wrócił

Rok 2014 pozornie wydawał się zwykłym rokiem w kraju, gdzie na kiełbasę mówi się wurst, popija się piwo, zaś symbolem urody jest Angela Merkel. I właśnie tutaj budzi się kompletnie nie znając przyczyny… Adolf Hitler. Tak, ten sam wąs, ten sam uniform, tylko kompletnie upaprany piachem i błotem. Ale rzeczywistość wydaje się dla niego kompletnie obca i wtedy pojawia się zwolniony pracownik telewizji, niejaki Fabian Sawatzki, który przypadkowo sfilmował przywódcę III Rzeszy.

on_wrocil1

Niemiecka komedia – samo sformułowanie brzmi bardziej groźnie niż jakakolwiek broń masowego rażenia zrobiona kiedykolwiek przez ludzkość. Dodatkowo w roli głównej mamy Adolfa Hitlera, którego poglądy bardziej wywołują przerażenie niż śmiech. Początkowo film może się wydawać zbiorem gagów, gdzie Fuhrer popełnia kolejne gafy, nie rozpoznając się we współczesnym, poprawnym politycznie świecie. I nie boi się reprezentować swoich poglądów, nadal chce rządzić światem i uczynić Niemcy wielkie. Przecież wydawałoby się, że dzisiaj ktoś taki już mieć racji bytu. Prawda? Reżyser pokazuje, że… niekoniecznie byłaby to prawda. O ile na początku jego obecność wydaje się ciekawostką, jednak wykorzystanie przez Hitlera nowych narzędzi komunikacji (telewizja, Internet, Facebook) sprawia, że śmiech zaczyna coraz bardziej tkwić w gardle. Bohaterowie zaczyna zaś dostrzegać prawdę o człowieku uważanym za błazna. Ale czy wtedy nie będzie już za późno?

on_wrocil2

Choć wiele scen jest autentycznie rozbrajających (rozmowa Hitlera z szefem neonazistów czy Hitler malujący… portrety), „On wrócił” ma kilka trafnych obserwacji oraz bardzo dużo goryczy. Atakuje się zarówno telewizję serwującą kontrowersyjne programy oraz lekką rozrywkę, polityków pozbawionych siły woli oraz charyzmy, wszelkiej maści YouTuberów komentujących program czy celebrytów. Ale najbardziej przeraża coś innego – gdy zaczniemy się wsłuchiwać w poglądy Adolfa H., okazuje się mieć wiele racji. Zaś samą ciszą potrafi przyciągnąć uwagę bardziej niż długimi przemówieniami. I to, że wiele ludzi z tymi poglądami skrycie się identyfikuje, jakby wiedział o pragnieniach, poczuciu wielkości. Jakby trafnie znał ukryte pragnienia, tłumione lęki oraz rasizm, homofobię, nienawiść do imigrantów. To bardzo mocno przypomina ostatnia scena, gdzie widzimy zamieszki, protesty oraz przemówienia polityków z bardziej skrajnej sceny europejskiej polityki.

on_wrocil3

Czy ten świat już oszalał? Czy niczego się nie nauczył? – pyta reżyser przy okazji tej świetnej satyry. Bardzo dobrze wykonanej, świetnie zagranej (tutaj błyszczy rewelacyjny Oliver Masucci w roli Hitlera) oraz bardzo przerażająco gorzkiej. Bo wnioski nie nastrajają optymizmem, ale o tym przekonajcie się sami.

7/10 

Radosław Ostrowski