Genialny klan

Chyba wszyscy możemy się zgodzić, że jednym z najbardziej wyrazistych reżyserów amerykańskich przełomu XX i XXI wieku jest Wes Anderson. Jego wyrazisty styl wizualny (symetryczne kadry, pastelowe kolory, jazda kamery) w połączeniu z narracją o ekscentrykach zderzających się ze swoimi demonami działa elektryzująco. Nie inaczej jest w przypadku jego najsłynniejszego filmu, czyli „Genialnego klanu”.

Cała historia przedstawiona jest w formie… czytanej powieści, z rozdziałami i epilogiem w towarzystwie głosu Aleca Baldwina. A jej bohaterami są członkowie genialnego klanu Tennenbaumów, pod wodzą Royala (Gene Hackman) oraz Ethelline (Anjelica Huston). Jednak małżonkowie się rozstają, więc matka zajmuje się trójką dzieci: biznesowym geniuszem Chasem, aspirującą dramatopisarką Margot (adoptowana) oraz fantastycznego tenisisty Richie’ego. Ale 22 lata później życie familii przybiera dość wywrotowy obrót. Royal traci pieniądze oraz swój hotelowy pokój, Etheline zaczyna spotykać się ze swoim zwierzchnikiem, Henrym (Danny Glover). A jak dzieci? Chas (Ben Stiller) po śmierci żony ma obsesję na punkcie bezpieczeństwa swoich synów, wręcz tresując ich; Richie (Luke Wilson) załamał się nerwowo i zakończył karierę sportową, za to płynął przez oceany; Margot (Gwyneth Paltrow) odniosła sukcesy na scenie, ale od kilku lat nic nie pisała, ożeniła się z Raleigh St. Claire’m (Bill Murray), jednak ma pewne problemy z wiernością. Czy może być coś gorszego? Cóż, tak. Otóż, Royal wraca do domu z wieścią, że ma nowotwór i zostało mu kilka tygodni życia. Ale czy uda mu się odzyskać oraz odnowić relację z rodziną?

Jak można wywnioskować „Genialny klan” ma styl Andersona i fabułę, której blisko byłoby do… Woody’ego Allena. Brzmi to jak komediodramat o dysfunkcyjnej rodzinie, która wreszcie zaczyna mierzyć się ze swoimi demonami oraz niezdolnością w relacjach interpersonalnych. A wszystko zrobione z dużą sympatią do postaci, pokazując ich depresję oraz zagubienie. W tym całym miksie mamy znajome z późniejszych filmów Andersona: symetryczne (choć zaskakująco przyziemne wizualnie) kadry, bardzo eklektyczną mieszankę muzyczną, długie ujęcia oraz montażowe zbitki, opisujące postacie i ich otoczenie. Dialogi niepozbawione są odrobiny sarkazmu, a narracja z offu nie wywołuje irytacji. Co najważniejsze, historia angażuje emocjonalnie, z paroma mocnymi momentami (próba samobójcza Richiego, uwolnienie sokoła Mordecaia czy Royal rozrabiający ze swoimi wnukami) pozostającymi mocno w pamięci.

To wszystko by nie zadziałało, gdyby nie absolutnie rewelacyjna obsada. Są tu stali członkowie jego ekipy jak Bill Murray, Anjelica Huston czy (współodpowiedzialny za scenariusz) Owen Wilson ze swoim bratem Lukiem. Na mnie jednak największe wrażenie wybitny Gene Hackman w roli Royala – bardzo śliskiego i cwanego ojca, chcącego kłamstwem odzyskać swoją rodzinę. To jednak tylko pozory, bo mężczyzna parę razy pokazuje swoją czułą stronę i – w dość zaskakujący sposób – ma większy wpływ na rodzinę niż mogło by się wydawać. O wiele bardziej złożona postać niż by się mogło wydawać. Równie świetny jest Ben Stiller jako pełen gniewu i ekspresji Chas, nie pogodzony ze śmiercią swojej żony oraz nieoczywista Gwyneth Paltrow w roli depresyjnej Margot.

Ze wczesnych filmów Wesa Andersona, to „Genialny klan” uważany jest za jego największe osiągnięcie i nie dziwi mnie to. Łapie wizualnie, ma swój styl, który jeszcze nie wywołuje zmęczenia, jest kapitalnie zagrany oraz… porusza, bawi, angażuje. Niesamowite doświadczenie, nawet dla nie-fanów Amerykanina.

8,5/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Cudowny chłopak

Poznajcie Auggie’ego. Ma 10 lat i uczył się w domu przez matkę – ilustratorkę książek dla dzieci. Dlaczego chłopiec nie chodzi do szkoły? Z powodu swojej twarzy, która wygląda po prostu paskudnie. Jest tak źle, że nosi na głowę kask kosmonauty. Ale matka decyduje, że chłopak pójdzie do piątej klasy ichniego odpowiednika gimnazjum z kompletnie nowymi uczniami. Czy da sobie radę, a może ucieknie i zostaje w domu?

cudchlopak1

Produkcja Stephena Chbosky’ego to film z rodzaju tych pogodnych, ciepłych i sympatycznych opowieści, które pokazują świat troszkę zbyt idealny. Świat, w którym ludzie (i dzieci) są w stanie dość szybko wyciągnąć wnioski ze swoich błędów oraz szybko rozwiązujący swoje konflikty, problemy i animozje. Proste, nieskomplikowane kino, które ma poruszyć i wzruszyć. Nasz chłopiec jest w centrum wydarzeń, jednak narracja parę razy przenosi się z postaci na postać, co wnosi wiele świeżości. To jest klasyczny (w treści) film familijny, który ma nauczyć, żeby być tolerancyjnym i nie ignorować czy atakować osoby wyglądające inaczej od tzw. normalnych ludzi. Że wygląd nie ma (inaczej nie powinien) mieć znaczenia wobec charakteru każdej osoby. Przekaz jak najbardziej zrozumiały oraz tutaj bardzo mocno zaakcentowany, jednak nie przeszkadzało mi to tak bardzo (może poza przesłodzonym finałem), zaś twórcy bardzo zgrabnie balansują między takim pokrzepiaczem, mającym dać pozytywną energię, a miejscami poważnym dramatem. Żeby jednak nie było zbyt poważnie, wszystko jest rozładowywane delikatnym humorem (pojawienie się Chewbaki), który się sprawdza.

cudchlopak2

Ale to wszystko nie miałoby siły reżyseria, gdyby nie prowadzona z wyczuciem obsada. Film kradnie Jacob Tremblay, potwierdzając opinię najlepszego (na chwilę obecną) aktora dziecięcego. Mimo robiącej charakteryzacji, aktor nie ukrywa się i buduje wiarygodny portret młodego człowieka konfrontującego się ze światem, wychodzącego z klosza. Równie intrygujący jest Noah Jupe (Jack Will), który staje się pierwszym przyjacielem dla Auggie’ego, choć pojawiają się pewne problemy i komplikacje. Także dorośli bardzo dobrze się odnajdują w tym świecie (ciut) idealnym świecie, wnosząc zarówno większy ciężar dramatyczny (świetna Julia Roberts) czy rozładowując napięcie humorem (uroczy Owen Wilson).

cudchlopak3

„Cudowny chłopak” sprawia wrażenie filmu powstałego 50 czy 60 lat temu (nie, nie chodzi mi o technologię, ale sposób przedstawienia świata), który mógłby spokojnie nakręcić Frank Capra. Taki klasyczny film familijny, który może przedstawia świat zbyt idealny, ale próbuje uczyć innych pewnych wartości oraz postaw. Na szczęście nie robi tego zbyt łopatologicznie, co nie jest takie łatwe.

cudchlopak4

7/10

Radosław Ostrowski

Dziewczyna warta grzechu

Nowy Jork to piękne miasto, gdzie zdarzyć może się dosłownie wszystko. Tu tutaj przyjeżdża reżyser teatralny Arnold Albertson i umawia się w hotelu z prostytutkami. I tak trafia na dziewczynę – Isabellę Peterson zwaną też Izzy, która marzy o byciu aktorką. Arnold proponuje jej 30 tysięcy dolarów za zerwanie z fachem. Następnego dnia Izzy pojawia się na próbie do sztuki, gdzie ma zagrać… prostytutkę.

dziewczyna_warta_grzechu1

Nowy Jork, relacje damsko-męskie, jazzowa muzyka w tle – brzmi jak dzieło Woody’ego Allena? Tak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Tym większe zaskoczenie, że za „Dziewczynę wartą grzechu” odpowiada młody, utalentowany reżyser Peter Bogdanovich, lat 76. Z tym młodym, to może przesadziłem, ale energii i weny mógłby mu pozazdrościć niejeden młodzieniaszek. „Dziewczyna” to klasycznie zbudowana farsa, oparta na humorze sytuacyjnym oraz qui pro quo. Układy i relacje między bohaterami ciągle ulegają dynamicznym zmianom – kto, z kim, kogo itp. Miłości, zdrady, obsesje i wpadki, a także nieprawdopodobne zbiegi okoliczności. Iskrzy tutaj od żartów i zabawnych scen, ale reżyser jeszcze polewa sosem ekscentryczności swoich bohaterów. A czego tutaj nie ma – postrzelona terapeutka, prywatny detektyw, mający obsesję na punkcie Izzy podstarzały sędzia. Od całości bije takie ciepło oraz lekkość formy, że nie było możliwości nie zaśmiać się. Tempo jest utrzymane, gagi i dialogi celne, cięte, a poczucie bezpretensjonalne zabawy przeniosło się na mnie.

dziewczyna_warta_grzechu2

Dodatkowo udało się dobrać znakomitych aktorów, którzy dali z siebie maksimum. Owen Wilson potwierdza swój potencjał komediowy i jako troszkę ciapowaty reżyser, wplątany w dziwaczne relacje z kobietami. Prawdziwą perłą jest tutaj Imogen Poots, której urok był porażający. Izzy może i jest troszkę naiwna jako prostytutka-romantyczka, ale w tej konwencji bardzo dobrze się odnajduje i iskrzy między nią a resztą ekipy. Ale jeśli chodzi o vis comica, nic nie było w stanie przebić Jennifer Aniston jako neurotycznej psychoterapeutki Jane. To, jakie gafy strzela podczas terapii jest niepojęte i bardzo śmieszne. W ogóle tutaj drugi plan jest przebogaty i pełen wyrazistych ról (Rhys Ifans, Kathryn Hahn, Will Forte, Cybil Shephard czy pojawiający się w epizodzie sam Quentin Tarantino), które razem mają siłę rażenia bomby atomowej.

dziewczyna_warta_grzechu3

Słynny w latach 70. Bogdanovich przypomina o sobie z hukiem oraz stylem, w czym pomogli mu figurujący jako producenci Wes Anderson oraz Noah Baumbach. Lekka, bezpretensjonalna i zabójczo śmieszna komedia. Mam nadzieję, że reżyser nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i znów pokaże się z najlepszej strony.

dziewczyna_warta_grzechu4

7,5/10

Radosław Ostrowski

Wada ukryta

Czy mieliście takie wrażenie, że oglądaliście film i w trakcie seansu mieliście taką wielką czarną dziurę z powodu pogmatwania całej intrygi, nie pamiętając zbyt wiele? Chyba właśnie przed chwilą trafiłem na coś takiego. Twórczość Paula Thomasa Andersona jest znana mi tylko ze słyszenia (widziałem debiutancki „Sydney” oraz „Aż poleje się krew”), ale nawet to nie było w stanie przygotować mnie na „Wadę ukrytą” – najdziwaczniejszy film tego roku. Jednak po kolei.

wada_ukryta1

Jest rok 1970, jesteśmy w Kalifornii. I to tutaj poznajemy naszego bohatera – prywatnego detektywa Doca Sportello. Chociaż trudno go takim nazwać – nieogolony, ubrany niczym obdartus i zamiast papierosa jara skręty. I byłoby tak spokojnie, gdyby nie przyszła do niego jego była dziewczyna, Shasta Fay. Informuje go, że jej obecny partner – dziany bogacz i potentat firmy budowlanej ma paść ofiara intrygi swojej żony i jej kochanka. Po tej wiadomości, Shasta znika, a Doc podejmuje się poprowadzić własne śledztwo, w czym nie będzie mu pomagał detektyw Bjornsen zwany Wielką Stopą.

wada_ukryta2

Zapowiada się kryminał w stylistyce neo-noir? Bullshit. Reżyser tak komplikuje opowieść, że choćbyście jak bardzo by się starali, nie będziecie w stanie tego rozgryźć i ogarnąć. Bo dzieje się tu wiele, a dodatkowo cała sprawę komplikuje jeszcze obecność narratorki (dziewczyna o imieniu Sortilege), wprowadzając dodatkowy zamęt. Niby jest jakieś śledztwo, ale tak przy okazji. Spiski, bractwo aryjskie, dentyści zajmujący się dystrybucją narkotyków, salon masażu jako pralnia brudnych pieniędzy, szpital psychiatryczny, jakiś okręt – Anderson dekonstruuje kryminał i wywraca cała konwencję do góry nogami, niczym swój mentor, Robert Altman. A wszystko to w oparach narkotyków i absurdu, dodając tak specyficznego humoru, że albo pokochacie ten film albo odrzucicie już po pierwszej godzinie.

wada_ukryta3

Poza komplikującą się z minuty na minutę intrygę, gdzie trudno się połapać: kto, kogo, za co i dlaczego, reszta jest z najwyższego sortu. Bardzo przestrzenne zdjęcia Roberta Elswita, utrzymana w realiach epoki muzyka, szczegółowo odtworzona scenografia oraz kostiumy, mówiące o postaciach więcej niż słowa. To wszystko potęguje jeszcze bardziej psychodeliczny klimat, gdzie niemal każdy żyje na granicy stanu załamania nerwowego.

wada_ukryta4

To byłby w zasadzie dobry kryminał, gdyby nie kapitalnie poprowadzona przez Andersona obsada. Bryluje niesamowity Joaquin Phoenix jako detektyw-hipis. Inteligentny, cyniczny, jednak zamiast alkoholu i papierosów mamy jointy z marihuaną, a pakowanie się w kłopoty to jego specjalność. Poza nim mamy pojawiających się w mniejszych rolach gigantów – fantastycznego Josha Brolin (konserwatywny detektyw Wielka Stopa), świetnego Benicio Del Toro (prawnik Sauncho Smilax) oraz trzymającą fason Reese Witherspoon (prokurator Penny Kimball).  Są też aż trzy niespodzianki. Pierwsza to kompletnie nietypowo obsadzony Owen Wilson w roli tajniaka, mającego dość swojej pracy. Drugą jest kompletnie mi nieznana Katherine Waterston, czyli Shasta – niemal klasyczna femme fatale w wersji hipisowskiej, a trzecią Joanna Newson (narratorka Sortilege) i jednego jestem pewny – o tych paniach jeszcze usłyszymy.

wada_ukryta5

Czym jest „Wada ukryta”? Parodią kryminału, zgrywą, wariactwem, narkotycznym tripem? Wszystkim po trochu i najbardziej nieoczywistym utworem w dorobku Paula Thomasa Andersona. Mimo niedoskonałości (bardzo specyficzny humor – m.in. wizyta u dr Blatnoyda czy posiłek w azjatyckiej restauracji, najbardziej skomplikowana intryga z jaką miałem do czynienia), to jedna z najciekawszych produkcji tego roku. Nie wiem, czy uda wam się wejść w ten klimat, ale powinniście spróbować.

8/10

Radosław Ostrowski

Duet na żółtych papierach

Jest sobie dwóch kumpli. Steve pracuje w telewizji jako pogodynka, a Ben jest zakompleksionym brodaczem z obsesjami i lubiącym zajarać trawkę. Ich dość monotonne życie zostaje przerwane, kiedy ojciec Bena umiera i zapisuje mu w spadku spory majątek.

zolte_papiery1

Kiedy twórcy serialowi próbują swoich sił w kinie, to zazwyczaj kończy się to spektakularną wpadką albo co najwyżej niezła produkcja. Do tej grupy można uznać film Matthew Weinera, twórcy „Mad Men”. reklamowana jako komedia, „Duet…” to historia dwóch ludzi postawionych zmuszonych do przewartościowania swojego życia – pustego, jałowego, wzięcia na siebie odpowiedzialności za siebie oraz swój los. Owszem, czasami jest to okraszone humorem (podglądanie zza okna czy schizy Bena), jednak takich zabawnych momentów jest zaledwie kilka. Także przy okazji obserwujemy rodzinę Bena, ze szczególnym uwzględnieniem złośliwej siostry starającej się o dziecko oraz bardzo młodej i atrakcyjnej żony nieboszczyka, posądzanej o chciwość. Te relacje są kluczem do całości, jednak wątek ten zostaje mocno spłycony i potraktowany po macoszemu, a wnioski mocno skręcają w stronę banału. Szkoda, bo można było wycisnąć z tego więcej, a miejscami robi się dość nudno.

zolte_papiery2

Pewną siłą są aktorzy, którzy całkiem nieźle sobie radzą. Owen Wilson nie zgrywa kretyna, a Zach Gallifianakis (jego widok bez brody może zszokować) choć grający lekko szalonego człowieka mocno odcina się od swojego emploi z „Kac Vegas”. Wdzięczne są też Amy Poehler (siostra Bena, Terri) oraz apetyczna (pod warunkiem, ze nosi prześwitującą biała suknię) Laura Ramsey (Angela).

zolte_papiery3

Chyba na jakiś czas odpuszczę sobie tragikomedie czy filmy obyczajowe, bo ostatnio zaczęły się robić zbyt podobne do siebie. Także film Weinera niczym specjalnym się nie wyróżnia.

6/10

Radosław Ostrowski