The Ballad of Lefty Brown

Tytułowy Lefty jest już niemłodym kowbojem z Montany. Razem z przyszłym senatorem, panem Johnsonem, współpracują od 40 lat i Lefty ma zostać w domu oraz pilnować rancza. Wszystko się zmienia, gdy zostają skradzione jego konie. Johnson z Brownem ruszają w pościg, ale ten pierwszy zostaje zamordowany. Lefty wyrusza na własną rękę znaleźć sprawcę.

lefty_brown1

Od paru ładnych lat western przeżywa renesans, choć wydawałoby się, że nie da się niczego w tym gatunku dać czegoś świeżego. Ale Jared Moshe sprawia wrażenie, jakby zapomniał o tym i opowiada historię niemal w duchu tego gatunku. Zderzenie dawnego świata z postępem kolei, a tak naprawdę liczy się tutaj piętrowa intryga związana z morderstwem. A w tym wszystkim próbuje się odnaleźć poczciwy, chociaż troszkę niezdarny Lefty, bo ma zasady i jest lojalny w tym zgniłym, upadłym świecie. skoro to jest western, to nie brakuje klasycznego repertuaru w postaci strzelanin, przepięknych krajobrazów oraz zderzenia wyobrażeń bohaterów westernu (te słynne powieści) z rzeczywistością. Niby znamy te wszystkie klisze oraz elementy, ale mimo to kibicowałem bohaterowi oraz wciągnąłem się. Wielu może zniechęcić dość spokojne tempo, jednak po jednej wolcie, film zmienia kompletnie klimat oraz styl, skupiając się na politycznych grach, podejrzeniach oraz wieszaniu. Ten film ma swój brudny klimat, przerywany rzadkimi scenami akcji. Niby kończy się to happy endem, jednak nie jest on w żaden sposób oczywisty czy banalny.

lefty_brown2

A to wszystko jest także zasługą znakomitego Billa Pulmana – zmęczonego, troszkę niezdarnego, ale bardzo uczciwego oraz poczciwego kowboja. Może nie jest zbyt mądry, jednak kieruje się sercem oraz pozostaje do samego końca człowiekiem. Nie skażonym kłamstwem, oszustwem czy podłością. Jak nie lubić tego człowieka? Nie da się. Na drugim planie bardziej wybija się Tommy Flanagan (szeryf Tom) oraz James Caviezel (gubernator Jimmy), dający potwierdzenie swojej klasy.

lefty_brown3

Tytułowa Ballada nie zmieni oblicza westernu, ale pokazuje, że jest sens wsiąść na konia, do ręki strzelbę albo rewolwer i ruszyć ku zachodzącemu słońcu. Warto dać szansę Lefty’emu Brownowi, bo takiego Pullmana dawno nie było widać.

7/10

Radosław Ostrowski

Angol

Poznajcie niejakiego Wilsona. To niepozorny, zmęczony życiem starszy pan, co przyjechał do Los Angeles. Jednak jego celem nie są wakacje. Przybył, bo dostał wiadomość od swojego kolegi, że jego córka Jessica zginęła w wypadku samochodowym. Nie wierzy w to i próbuje na własną rękę wybadać sprawę. Niedawno wyszedł z więzienia, więc problemy z osobami będącymi w półświatku nie są niczym nowym. Trafia na trop w postaci niejakiego Terry’ego Valentine’a – promotora muzycznego, który był jej chłopakiem.

angol1

Steven Sobderbergh to taki reżyser, który lubi bawić się formą, przez co jego filmy sprawiają wrażenie kina artystycznego. Nie inaczej jest w lekko arthouse’owym „Angolu”, który opowiada o starym temacie jak świat – zemście i dojściu do prawdy. Sama intryga nie należy do specjalnie zaskakujących, ale reżyser parę razy dokonuje kilku wolt. Siła jest przede wszystkim montaż – mamy kilku sekundowe przebitki scen, które później odegrają kluczową rolę. Widzimy jak Wilson siedzi w samolocie, potem rozmawia z kumplem Edem (synchronizacja mowy z obrazem jest celowa), a następnie przebywa w pokoju hotelowym. Czy nagle pojawia się ujęcie w nocy, gdzie widzimy podniesione ręce człowieka leżącego na ziemi. Dodatkowo jeszcze mamy retrospekcje utrzymane w innej kolorystyce, powtarzające się ujęcia, ale nie wywołuje to chaosu i dezorientacji. Soderbergh wierzy w inteligencję widza, a samą akcję pokazuje w dość nietypowy sposób. Albo dzieje się ona poza zasięgiem kamery (strzelanina w warsztacie), przewija się gdzieś w tle (zepchnięcie ochroniarza przez Wilsona podczas przyjęcia) ewentualnie jest ona krótka i mało efekciarska (finałowa konfrontacja). Nad wszystkim unosi się duch kina europejskiego.

angol2

Z jednej strony mamy słoneczne Los Angeles skrywające brudy i zbrodnię, a z drugiej jest bardzo liryczna muzyka z przeplatanymi utworami lat 60. To wszystko tworzy bardzo melancholijny klimat do opowieści, która jest dość umowna. Soderbergh nie bawi się w stylistykę noir i nie tworzy głębokiego, refleksyjnego kina. Chociaż wykorzystane w formie retrospekcji fragmenty debiutu Kena Loacha mogą sugerować coś zupełnie innego.

angol3

Ale jeśli miałbym wskazać najmocniejszy punkt filmu byłby to znakomity Terence Stamp. Jego Wilson to uparty, zdeterminowany i nie cackający się z nikim twardziel, chociaż nie sprawia takiego wrażenia na pierwszy rzut oka. Ale spójrzcie w jego oczy – pełne gniewu, bólu i woli walki. To postać, która zna tylko świat przemocy, zabijania i krwi, tylko to jest sensem jego życia. Poza nim na drugim planie mamy wyrazistego Luisa Guzmana (przyjaciel Ed), śliczną Lesley Ann Warren (przyjaciółka Jessiki, Elaine), ale i tak liczy się Peter Fonda – pozornie elegancki i czarujący Valentine, ale tak naprawdę niepewny siebie, strachliwy. Konfrontacja między tą dwójką jest interesująca, ale pozbawiona fajerwerków.

angol4

„Angol” jest jednym z ciekawszych, niestandardowych kryminałów od Soderbergha. Zabawa formą nie przeszkadza w śledzeniu intrygi, która wciąga. Ma to swój specyficzny klimat, trzyma za pysk i robi swoją robotę. Gotowi na spotkanie z Wilsonem?

7,5/10

Radosław Ostrowski