Na noże

Witajcie w rezydencji Harlana Trombeya – bardzo poczytnego i popularnego pisarza kryminałów. Rezydencja jest tak duża, że oprócz niego mieszka dość spora rodzinka. Jego najstarsza córka z mężem zajmują się handlem nieruchomościami (i mają syna-playboya), średnia jest influencerką oraz ma sieć kosmetyków i samotnie wychowuje córkę, zaś najmłodszy syn prowadzi wydawnictwo publikujące powieści Harlana. A że nasz autor ma 85 lat, zajmuje się nim wynajęta pielęgniarka Marta. Żyją sobie w spokoju i dostatku, aż do dnia po urodzinach, kiedy patriarcha zostaje znaleziony martwy. Z poderżniętym gardłem. Policja zaczyna prowadzić śledztwo i uznaje całą sprawę za samobójstwo. Ale jest ktoś, kto ma wątpliwości i niejako zostaje włączony do sprawy – prywatny detektyw Benoit Blanc.

na noze2

Rian Johnson jest reżyserem, który ostatnimi czasy nie miał zbyt dobrych opinii. Ósma część „Gwiezdnych wojen” w jego wykonaniu bardzo mocno podzieliła wszystkich i jego kolejny film był traktowany z wątpliwościami oraz obawami. Jednak „Na noże” to jest zupełnie inna para kaloszy – bardzo precyzyjnie wykonany i poprowadzony. Punkt wyjścia brzmi jak klasyczna kryminalna opowieść pióra Agathy Christie czy Arthura Conan Doyle’a. Zamknięta przestrzeń (niemal), bardzo duży krąg podejrzanych, gdzie każdy ma motyw oraz dość ekscentryczny śledczy, próbujący dotrzeć do prawdy. Ale jakimś dziwnym cudem ta archaiczna konstrukcja nie pachnie naftaliną, bo reżyser bawi się cała konwencją, gdzie nawet ograne elementy (wykorzystane retrospekcje, tajemniczy szantaż czy finałowe rozwiązanie pełne retrospekcji) są po prostu świeże i angażujące.

Brzmi jak setka innych tego typu kryminałów? Być może, ale reżyser z jednej strony bardzo precyzyjnie prowadzi całą intrygę i parę razy mnie podpuścił. Chociażby na samym początku, gdzie poznajemy jak doszło do śmierci. A przynajmniej tak nam się wydaje i w tym momencie suspens powinien spaść na łeb, na szyję. Jednak tak się nie dzieje, bo Johnsonowi udaje się zaangażować w całą narrację, gdzie ciągle dochodziło do przerzutek, zaskoczeń i wolt. Czegoś, co wydawało mi się nieosiągalne w tym gatunku.

na noze1

Ale jednocześnie Johnson portretuje cała tą relację rodzinną. Tylko, że ta cała familia w jakimś sensie funkcjonuje dzięki Harlanowi i jego majątkowi. Nie są oni w stanie funkcjonować samodzielnie, próbując niejako wykorzystać finanse i położyć na nim swoje ręce. Niby są kochającą rodziną, gdzie każdy z członków ma różną filozofię, poglądy, ale tak są egoistycznymi pijawkami. Istotami, którzy nie osiągnęli niczego swoimi rękoma, ale uważają swój status społeczny za coś, co im się należy. Dlatego się wywyższają, uważają za ważniejszych i gardzą resztą społeczeństwa. Kontrastem dla nich jest bardzo prostoduszna, pełna empatii oraz dobra pielęgniarka. Sprawia ona wrażenie obcego ciała tak nie pasująca do reszty otoczenia i to, że udaje się zachować ten charakter, budzi mój podziw. Zaś rozwiązanie naprawdę mnie zaskoczyło i usatysfakcjonowało.

na noze3

Udało się reżyserowi zebrać imponującą, wręcz gwiazdorską obsadę, gdzie każdy dostaje swoje pięć minut. I nie ważne, czy mówimy o Jamie Lee Curtis (Linda), Donie Johnsonie (Richard) czy Michaelu Shannonie (Walter). Ale dla mnie całość skradły trzy fenomenalne kreacje: Daniela Craiga, Any de Armas oraz Chrisa Evansa. Pierwszy w roli Blanca kompletnie zaskakuje i nie chodzi tylko o akcent. Ta postać niemal żywcem przypomina troszkę klasycznych detektywów z kryminałów Agathy Christie: bardzo wycofany, ekscentryczny, a jednocześnie bardzo skupiony i uważnie przyglądający się wszystkim. Dawno nie widziałem Craiga, który bawiłby się swoją rolą i magnetyzował samą obecnością. Drugą niespodzianką jest Evans, będący czarną owcą w rodzinie, który ma wszystko i wszystkich gdzieś, oprócz siebie i odnoszący się do reszty z ironią, złośliwością, cynizmem. Mówi na głos to, co reszta po cichu. Ale cichą bohaterką jest pielęgniarka grana przez Anę de Armas, a wielkim zdziwieniem było to, że tak naprawdę to ona jest główną bohaterką. To niejako jej oczami obserwujemy niemal cała historię i jako jedyna (może oprócz Blanca) wydaje się pozytywną postacią w tym całym stadzie sępów, egoistów oraz chciwych. Nawet jeśli musi lawirować między wieloma trudnościami i ma dość specyficzną cechę, dodającą wiele uroku.

na noze4

Powiem krótko: „Na noże” to jeden z najlepszych filmów tego roku, gdzie Johnson pokazuje swój wszechstronny warsztat. Inteligentnie napisany, z wnikliwym spojrzeniem na ograne schematy, fenomenalnie zagrany oraz wręcz precyzyjnie wykonany (zwłaszcza pod względem montażu, skupienia na detalach). Nieprawdopodobne, kompletne dzieło, do którego jeszcze wrócę nie raz.

8,5/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Kto ją zabił?

Szkoła to bardzo nieprzyjemne miejsce. Wie o tym każdy, kto w niej chodził. A najbardziej widać to w liceum. W jednej z takich szkół chodzi Brendan – okularnik, trzymającym się z daleka wyrzutek. Jedyną osoba, z którą trzyma w miarę dobry kontakt jest jego była dziewczyna Emily. Jednego dnia, dzwoni do niego prosząc go o pomoc. Następnego dnia Brendan znajduje ją martwą w kanale. Próbuje na własną rękę wyjaśnić jej śmierć, prosząc o pomoc nerda zwanego Mózgiem.

Brick1

O tym, że Rian Johnson jest bardzo interesującym reżyserem, wie każdy kto oglądał „Loopera” albo „Breaking Bad”. Jednak w swoim debiucie już pokazał na co go stać. Sam film to bardzo dowcipna i pomysłowa zabawa konwencją czarnego kryminału, który przeniesiono w realia… licealnej szkoły. Widać to zarówno w dialogach czy budowaniu postaci oraz intrygi, ale także miejscami w realizacji, choć jest ona dość eksperymentalna. Kamera bywa trochę wykrzywiona, zdjęcia nieostre, ale kilka ujęć jest świetnie zrobionych (głównie bójki, ale tez ucieczka Brendana przed nożownikiem). W dodatku wszystko jest bardzo pomysłowo zmontowane (konfrontacja dwóch wrogów przerwana przez nalot policji, którego… nie widać czy przeplatające się retrospekcje), klimat coraz bardziej robi się gęsty, a napięcie jest coraz mocniej odczuwalne. Można się przyczepić, że finał nie robi tak mocnego wrażenia, że początek trochę niemrawy, jednak z każdą minutą coraz bardziej się rozkręca.

Brick2

Pod względem obsady, jest to naprawdę bardzo interesująca propozycja. O tym, że Joseph Grdon-Levitt jest piekielnie utalentowanym aktorem, wiedziałem od dłuższego czasu. „Kto ją zabił?” tylko potwierdza swoją predyspozycję. To taki odpowiednik prywatnego detektywa z czarnego kryminału – wyalienowany, sprytny i cyniczny mądrala, który zna reguły i jest naszym przewodnikiem po tym świecie. Wie kto co i z kim, choć sam nie jest w stanie zrobić wiele. Poza nim warto wyróżnić z obsady trzech facetów. Pierwszy to grany przez Matta O’Leary Mózgu – ksywa mówi sama za siebie, jest bardzo inteligentnym facetem, mającym dobre uszy i kontakty (taki informator). Drugim jest naprawdę dobry Noah Fleiss, czyli osiłek Tug, który jest lekko narwany, ale wie tak naprawdę więcej niż mówi. I w końcu trzeci gracz, czyli owiany legendą Szpila. Lukas Haas wcielający się w tą postać sprawia wrażenie demonicznego (czarno ubrany, z laską), ale jednocześnie groteskowego ważniaka. Jeśli chodzi o panie, tutaj wyróżnia się jedna osoba, ale tylko nieźle grająca. Mowa o Norze Zehether, która jako Laura miała być taką femme fatale i to widać przede wszystkim w noszonych przez nią ciuchach.

Brick3

„Kto ją zabił?” jest bardzo pomysłowym kryminałem, ale nie pozbawionym wad. Po pierwsze, mocna inspiracja Chandlerem, czyli intryga prowadzona na granicy prawdopodobieństwa, co nie zawsze wydaje się logiczne. Po drugie, czasami zdarza się przynudzać i tempo jest dość powolne. Ale poza tym jest to naprawdę ciekawe i pomysłowy eksperyment, który może być satyrą na młodzież albo wariacją na kino noir. W każdym przypadku jest to interesująca propozycja.

Brick4

8/10

Radosław Ostrowski


Looper – Pętla czasu

W roku 2072 będzie możliwe podróżowanie w czasie, jednak zostanie ono zabronione. Jednak jedna organizacja będzie w stanie wykorzystywać je – mafia. Gangsterzy wykorzystują podróże w czasie, by eliminować swoich wrogów, przenosząc ich 30 lat wstecz, gdzie są zabijani przez zabójców – looperów. Jednak w przyszłości, nowy szef Rainmaker eliminuje looperów i zamyka pętlę, czyli rozwiązuje umowę i wysyła do zabicia loopera starszego o 30 lat. Właśnie takie zadanie otrzymał Joe, ale jego starsze wcielenie ucieka…

looper1

Tematyka podróży w czasie to jeden z archetypów konwencji SF. Ale reżyser Rian Johnson miał bardzo ciekawy i nietypowy punkt wyjścia na tą opowieść. Świat, w którym gangsterzy kontrolują świat, każdy nosi gnata, bo nie jest bezpiecznie, nie należy do przyjemnych, zaś futurystyczne gadżety (motocykle jadące ponad ziemią czy garłacze – broń looperów) mieszają się ze współczesnymi strojami. Akcji w tym filmie jest niewiele tak jak efektów specjalnych, ale robią wrażenie (wszelkie sceny telekinezy Cala) i wyglądają efektownie. Problemem mogło być rozwiązanie paradoksów czasowych, jednak Johnson znalazł wyjście z tej sytuacji – przyszłość w „Looperze” nie jest konkretną rzeczywistością, a raczej pewnym wiecznie poruszającym się, wiecznie płynącym w kalejdoskopie czasu zbiorem alternatyw. Co z tego może wyjść, zależy od nich, zaś reżyser skupia się przede wszystkim na bohaterach i ich trudnych wyborach. Zemsta, odzyskanie dawnego życia – tutaj mamy ludzi z krwi i kości.

looper2

W dodatku są oni bardzo przekonująco zagrani. Najważniejsi są tutaj Joseph Gordon-Levitt i Bruce Willis grający tą samą postać. Ten starszy jest bardziej zmęczony i zdeterminowany, uparcie dążący do celu, dawno Bruce nie był w tak dobrej formie. Gordon-Levitt to ćpun i gówniarz, który po burzliwej przeszłości zaczyna dojrzewać. Świetnie wypada też Emily Blunt w roli, która jest dość kluczowa, a o której nie mogę powiedzieć zbyt wiele. Poza tą kluczową trójką, zwraca uwagę grający drobną rolę Jeff Daniels (Abe, człowiek mafii w Kansas City), Noah Segan (Kid Blue – looper) oraz świetny Pierce Gagnon (dzieciak Cid).

Ciekawie pomyślane i dobrze opowiedziane kino SF, które nie udaje, że chodzi o serwowanie dobrej zabawy. To chyba uczciwa propozycja.

7,5/10

Radosław Ostrowski