Człowiek, który chciał być królem

Indie, końcówka XIX wieku. To tam przebywa dwóch byłych żołnierzy brytyjskiej armii – Daniel Dravot oraz Peachy Carneham. Przemytnicy, szantażyści i drobni awanturnicy, którzy postawili sobie za cel dokonanie niemożliwego: podbić Kafiristan. Kraj ten znajduje się bliżej Afganistanu, a żaden biały człowiek nie stanął tam od czasu Aleksandra Wielkiego. Panowie chcą zjednoczyć wszystkie tamtejsze klany, objąć tron królewski i zabrać z niego wszelkie bogactwa. Idzie im łatwiej niż planowano, a Dravot zostaje uznany za boga, mającego być synem samego Aleksandra.

czlowiek krol1

John Huston chciał zrealizować ten film już w latach 50. Główne role mieli wtedy zagrać Clark Gable i Humphrey Bogart, jednak obaj panowie zmarli. Później mieli się pojawić na miejscu Burt Lancaster z Kirkiem Douglas, a następnie (już w latach 70.) Paul Newman i Robert Redford. Amerykański aktor, który już pracował przy poprzednich filmach reżysera zasugerował, iż te postaci powinni zagrać Brytyjczycy. I tak na scenę weszli Michael Caine z Seanem Connerym, zaś produkcja ruszyła z kopyta w 1974 roku.

czlowiek krol2

Założenie było proste, czyli zrobienie filmu awanturniczo-przygodowego w starym stylu. Sama akcja toczy się dość powoli i spokojnie, co może wielu znużyć. Reżyser przy okazji niejako wraca do tematu obsesji oraz marzeniu o wielkości, które kończy się upadkiem. Bo jak długo można oszukiwać ludzi, kapłanów, że jest się bogiem? Nie brakuje wielu szczęśliwych zbiegów okoliczności, które podtrzymują zainteresowanie. Mimo dłużyzn oraz dość szorstkiego poczucia humoru, „Człowiek” robi wrażenie. Przede wszystkim pod względem scenografii oraz kostiumów, także same krajobrazy (te góry zimą!!!) wyglądają wręcz majestatycznie. Zderzenie wręcz prymitywnych zwyczajów ze ówczesną, nowoczesną bronią oraz cywilizacyjną mentalnością daje wiele trafnych obserwacji. Ale jest też ostrzeżeniem przed zaślepieniem chciwością oraz pychą.

czlowiek krol3

Wszystko to fantastycznie sprzedaje duet Connery/Caine, między którymi czuć silną chemię. Daniel i Peachy to wręcz idealna mieszanka sprytu, siły oraz wnikliwego talentu obserwacji. Ale tak naprawdę ten drugi wydaje się zachowywać zdrowy rozsądek, przez co budzi sympatię do końca. Zaś Daniel coraz bardziej wczuwa się w rolę boga i ma coraz bardziej ambitne plany, co Connery pokazuje coraz większą pewnością siebie. Obydwaj spychają cała resztę na drugi plan, co świadczy o ich wielkiej klasie.

„Człowiek, który stał się królem” jest uznawany za najlepszy film Hustona lat 70., który troszkę idzie w innym kierunku. Jest bardziej kameralny, spokojny, gdzie akcja ma bardziej służyć zbudowaniu portretu ludzkiego umysłu. Może nie ma tej mocy, co „Skarb Sierra Madre”, jednak nie zabrakło tutaj zbyt wiele.

7,5/10

Radosław Ostrowski

nadrabiamhustona1024x307

Mowgli: Legenda dżungli

„Księga dżungli” Rudyarda Kiplinga zawsze inspirowała filmowców i inspirować chyba będzie. Ale w ostatnim czasie pojawiły się aż dwa podejścia do tego samego materiału. Najpierw Jon Favreau odtworzył w nowej formie wersję Disneya, a dla Warnera postanowił swoją wersję przedstawić Andy Serkis. Reżysera bardziej znamy dzięki kreacjom w technice motion capture, ale czy ta próba się udała?

Niby znamy tą opowieść o Mowglim – chłopcu, wychowywanym przez dżunglę (niczym Tarzan) oraz próbującym żyć wśród wilków. Niby człowiek, ale i nie do końca, bo próbuje kierować się zasadami, jakie wpaja mu niedźwiedź Baloo oraz pantera Bagheera. Problem w tym, że już na jego życie czyha tygrys Shere Khan, który zabił jego rodziców, a także strasznie bruździ po okolicy. Ludzie chcą go zabić, bo zabija ich zwierzęta, a pozostałe zwierzęta zwyczajnie się go boją.

mowgli1

Reżyser jednak zamiast kina stricte przygodowego kreuje o wiele bardziej surowy i mroczny obraz niż dwa lata temu Favreau. Porównania z poprzednikiem są nieuniknione, a co gorsza działają na niekorzyść filmu Serkisa. Niby reżyser chce zrobić o wiele dojrzalszy, poważniejszy film o poszukiwaniu swojej własnej tożsamości, gdzie Mowgli musi odnaleźć swoje miejsce w dżungli. Czy będzie tak jak inni ludzie ją eksplorował dla własnej korzyści, czy będzie może starał się żyć w symbiozie z naturą. Te pytania intrygują, pokazując inne oblicze znanej (przynajmniej z filmów) opowieści. I za tą odwagę podziwiam twórcę, ale mam wrażenie, że twórcy nie pozwolono pójść dalej w tym kierunku.

mowgli2

Bo parę wątków zostaje potraktowanych po macoszemu (kwestia wykorzystania ognia, który czyni z człowieka równie groźnego drapieżnika, co Shere Khan czy ostatecznego potwierdzenia swojego miejsca dla Mowgliego, tak jak próba odnalezienia się wśród ludzi), zaś relacje między ludzkim szczenięciem – jak jest nazywany Mowgli – a resztą stada bardziej przypomina kino familijne. Niby pojawia się miejscami krew (pierwsza próba zabicia Mowgliego przez Shere Khana) czy pokazano niebezpieczeństwa dżungli, ale jest tego zbyt mało. Muszę jednak przyznać, że w obrazku wygląda to nieźle – kamera w ręku Michaela Seresina potrafi pokazać surowy krajobraz, a wiele scen jak wyścig o dołączenie do stada czy Mowgli przyjęty przez ludzi w czym, co mógłbym nazwać rytuałem wygląda naprawdę porządnie. Scenografia oraz efekty specjalnie (zwłaszcza mimika zwierzątek) też cieszą oko, a etniczna muzyka dodaje klimatu.

mowgli3

Aktorsko jest naprawdę dobrze. Mowgli w wykonaniu Rohana Chanda wypada dobrze i przekonująco wokół całego otoczenia. W oczach widać jego zagubienie, a jednocześnie coraz bardziej rozwijającą się jego siłę, spryt oraz determinację. Za to głosowo największe wrażenie robi trio Christian Bale, sam reżyser oraz Benedict Cumberbatch. Pierwszy wciela się w Bagheerę, który ma dość ambiwalentną postawę i skrywa pewną tajemnicę, drugi jako Baloo jest bardziej szorstki oraz mniej przyjazny od oryginału, zaś trzeci w roli Shere Khana (to już drugi Khan w karierze Anglika) budzi postrach oraz przerażenie. I jeszcze bardziej tajemnicza Kaa z magnetyzującym głosem Cate Blanchett.

Ciężko mi jednoznacznie polecić nową interpretację „Księgi dżungli” od Serkisa, bo brakuje w niej zaangażowania, pomysłu oraz czegoś powalającego totalnie na kolana. Wydaje mi się, że twórcom związano ręce, by jeszcze bardziej zaszaleć z materiałem, dodając bardziej „brudnego” realizmu. Szkoda, bo potencjał był tutaj naprawdę duży i dało się z tego więcej wycisnąć.

6/10

Radosław Ostrowski

Księga dżungli

Disney dostał dziwnej choroby zwanej remake’owaniem klasycznych animacji, zastępując je filmami z żywymi aktorami. Najpierw był „Kopciuszek” zrealizowany przez Kennetha Branagha, a teraz postanowiono wskrzesić „Księgę dżungli” – nieśmiertelną pozycję Rudyarda Kiplinga, wielokrotnie przenoszoną na ekran. Ale czy w ogóle jest sens (poza zgarnięcie kasy) opowiadania jeszcze raz tej samej historii? Jak najbardziej i zaraz powiem wam dlaczego.

ksiega_dzungli1

Tak jak pamiętamy, bohaterem jest mały chłopiec imieniem Mowgli. Wychowany jest przez wilki i opiekuje się nim pantera Baghera, ucząc go praw rządzącymi dżunglą. Chłopiec powoli zaczyna integrować się z resztą otoczenia, gdy pojawia się tygrys Shere Khan – osobnik nienawidzący ludzi z dużą szramą na twarzy, żądający wydania chłopca w zamian za ocalenie reszty zwierząt. Dlatego Mowgli decyduje się opuścić stado, ale tak naprawdę dopiero zaczynają się prawdziwe problemy.

ksiega_dzungli2

Favreau nie próbuje dokonywać rewizji i nowej interpretacji dzieła Kiplinga, ale i tak film ogląda się znakomicie. Sama historia Mowgliego trzyma za gardło i jest napięcie, że naprawdę kibicowałem temu chłopcu, mieszkającemu w nie do końca swoim świecie. Reżyser nie boi się pokazać mroczniejszych scen (zabicie Akeli – przywódcy stada wilków, finałowa konfrontacja w płonącym lesie), jednak nie epatuje on brutalnością, a nawet sięga po niemal chwyty z kina grozy (konfrontacja z hipnotyzującym wężem Kaa czy spotkanie z królem Louie w jego świątyni powitej mrokiem). Nie mogło zabraknąć pościgów i scen akcji (ucieczka przed tygrysem i chłopiec otoczony przez stado bawołów – troszkę to przypominało „Króla Lwa”), które imponują rozmachem oraz świetnymi zdjęciami. Przyroda wygląda imponująco (zawalenie się wzgórza wskutek deszczu) i pokazuje swoją siłę, a dżungla z jednej strony jest bardzo przyjazna, ale też skrywająca swoją nieufność w różnych gęstwinach, zaplątanych drzewach. Każdy z bohaterów kieruje się innymi motywacjami, a Mowgli powoli zaczyna dojrzewać do roli istoty próbującej żyć w zgodzie z prawami dżungli (innymi słowy: w grupie raźniej i się zawsze wspieramy), ale z drugiej strony człowiek jest tu pokazany jako istota destrukcyjna, niszcząca przyrodę „Czerwonym Kwiatem” (ogień). I musi on dokonać na końcu wyboru: gdzie zostać?

ksiega_dzungli3

Same zwierzęta (w całości wygenerowane komputerowo) wyglądają niesamowicie, jak prawdziwe stwory. Ich animacja i ruch wydaje się tak naturalny, jakby to były prawdziwe zwierzęta. Nie wychwyciłem różnicy (poza tym, że mówiły ludzkim głosem), ale to w połączeniu z ich głosami w pełni oddawało ich charakter. Powolny, ale zabawny Baloo, agresywny Shere Khan, potężny król Louis – wielki orangutan to wszystko żyje i oddycha.

ksiega_dzungli4

Favreau świetnie realizuje poszczególne sceny, chociaż na planie miał tylko jednego aktora – Neela Sethi. Jako Mowgli był po prostu bardzo dobry i przekonująco pokazał jego emocje – gniew, naiwność, bezradność czy radość. Ale znacznie ciekawsze były zwierzęta, a dokładniej ich głosy. Niezawodny Bill Murray (jowialny i dowcipny Baloo), świetny Ben Kingley (opanowany mentor Baghera), wreszcie genialny Idris Elba (twardy, straszny Shere Khan), uwodzicielska Scarlett Johansson (Kaa – wąż-modliszka) i pozornie serdeczny Christopher Walken (podstępny i chciwy małpi król) wywiązują się ze swoich zadań koncertowo, a słuchanie ich było największą frajdą, jaką mogłem otrzymać.

„Księga dżungli” to niegłupia historia, która powinna spodobać się dzieciom (bardzo fajny morał), ale też miłośnicy kina przygodowego znajdą coś dla siebie. Patrząc na realizację scen akcji nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że to film w stylu wczesnego Stevena Spielberga – niepozbawiony humoru, pazura, serca, ale i mroku. Wszystko jest tu odpowiednio wyważone i bardzo przyjemne dla oka.

8/10

Radosław Ostrowski

PS. Pojawiły się wieści, ze Favreau zrobi w tym samym stylu remake „Króla Lwa”. Zabrzmi to dziwnie, ale nie mogę się doczekać.