Everest

Ktoś może zapytać dlaczego ludzie wspinają się na góry – wielkie, potężne, piękne, ale też niebezpieczne i bezwzględne. Trzeba być naprawdę odważnym, żeby podjąć się tego trudnego zadania i to jest coś, z czym nie zamierzam w żaden sposób dyskutować. Ale nie każda taka ekspedycja kończy się powodzeniem. Taką historię przedstawia film „Everest” z 2015 roku.

everest1

Był rok 1996, kiedy Mount Everest był strasznie zatłoczony. Tego samego dnia miały wyruszyć aż trzy wyprawy. Pierwsza kierowana przez doświadczonego alpinistę Roba Halla, druga przez Scotta Fishera, a trzecia finansowana przez rząd Tajwanu. Dwie pierwsze postanowiły nie przeszkadzać sobie, ale wyprawy ruszyły na szczyt i dotarły 10 maja. Nie wszystko poszło zgodnie z planem, ale cel udało się osiągnąć. Problem zaczyna się z powrotem, bo dochodzi do burzy śnieżnej.

everest2

Takie historie są bardzo trudne do przedstawienia, by zachować dystans i przekazać to, co się naprawdę stało. No i najważniejsze – co poszło nie tak? Brak szczęścia, bezwzględna pogoda, zaniechanie związane z tlenowymi butlami, zapięciami na górze? Pycha i ambicja do walki z naturą? Temat walki człowieka z naturą, bo jak inaczej nazwać wspinanie się na górę? Reżyser stara się przedstawić tą nierówną walkę i robi to zaskakująco spokojnie, powoli buduje relacje między postaciami, delikatnie podkręca napięcie. To ostatnie sprawia, że widzimy jak bardzo kruche jest ludzkie życie. Dla wielu samo wchodzenie na górę, może sprawiać wrażenie dość nużącego, toczy się to spokojnie, choć jest kilka poważnych momentów (wejście po drabince nad przepaścią czy pogorszenie się wzroku jednego z uczestników). Ale kiedy dochodzi do zejścia, dopiero widzimy bezwzględność matki natury i zaczyna się tragedia.

everest3

Mimo tego, że cała ta historia wydaje się dość przewidywalna, a przeskoki z postaci na postać mogą wywołać dezorientację, film ogląda się naprawdę nieźle. Wrażenie robią niesamowite zdjęcia gór, gdzie kamera pokazuje ich prawdziwy majestat. Także dźwięk podczas, gdzie słychać bardzo nieprzyjazny świst, buduje poczucie zagrożenia, niepewności. Problem jednak w tym, że mamy bohatera zbiorowego, gdzie tak naprawdę kilka postaci jest bardziej wyraziście zarysowanych. Dodatkowo zakończenie jest troszkę robione tak na szybko, byle skończyć film, bo już się ciągnie.

everest3

Sytuację próbują ciągnąć aktorzy i to bardzo znani, ale efekt jest dość różnorodny. Na mnie największe wrażenie zrobił Jason Clarke (Rob Hall, jeden z przewodników wyprawy), twardy Josh Brolin (Beck Weathers) oraz John Hawkes (Doug Hansen), tworząc najbardziej wyraziste postacie. Reszta albo stanowiła tylko tło (Sam Wortington, Keira Knightley, Robin Wright) albo wywiązywała się solidnie ze swojego zadania (niezawodna Emily Watson).

everest4

„Everest” z jednej strony ma ambicje blockbustera, ale chce też zachować realizm wydarzeń. Trudno odmówić ambicji, chociaż posiada kilka klisz i stosuje parę razy emocjonalny szantaż. Trudno jednoznacznie ocenić ten film, ale jedno jest pewne: nie dałbym rady uczestniczyć w takiej wyprawie, a przypomnienie o brutalności Matki Natury zawsze pozostaje aktualne.

6,5/10

Radosław Ostrowski

Przełęcz ocalonych

Wojna zawsze była okrutna, brutalna i bezwzględna. Niszczy charaktery, ale potrafi pokazać bardziej ludzkie oblicze w zdehumanizowanym świecie. To tego brutalnego świata trafia szeregowy Desmond Doss, który nie może (i nie chce) zabijać, ze względu na wiarę. A dokonał najbardziej heroicznego wyczynu z nich wszystkich. To jego historię poznajemy w „Przełęczy ocalonych” – największym filmowym powrocie roku 2016, gdyż reżyserem tego fresku jest najbardziej znienawidzony człowiek w Hollywood – Mel Gibson.

przelecz_ocalonych1

Opowieść o żołnierzu, co chciał być sanitariuszem i nie zamierzał dotknąć broni, można (wręcz trzeba) podzielić na trzy etapy. Pierwsza to dzieciństwo i młodość, podczas którego poznajemy naszego bohatera, jego rodzinę, w końcu przyszłą żonę. Drugi to szkolenie w wojsku, szykany oraz proces. Wreszcie trzeci, czyli walka o przełęcz Hacksaw na Okinawie. Każdy z tych wątków Gibson opowiada inaczej, nie unikając kwestii wiary oraz wierności samemu sobie. Na początek dostajemy ostrą i krwawą migawkę z walki na wzgórzu, gdzie nasz bohater jest niesiony na noszach. A wtedy cofamy się wiele, wiele lat wstecz. Początek jest bardzo barwny oraz odrobinę sentymentalny (ten związek między nim a pielęgniarką rozwija się dość szybko), jednak reżyser nie jest ani nadekspresyjny, tandetny i kiczowaty, chociaż pozornie dzieje się niewiele.

przelecz_ocalonych2

Znacznie ciekawiej robi się w koszarach, gdzie bohater trafia ofiarą szykan, a dla przełożonych jest prawdziwym problemem, którego szybko by się pozbyli. Koledzy uważają go za tchórza i nie dają mu spokoju (pięści idą w ruch), by wreszcie wydalić go z wojska, co się nie udaje. Tutaj poznajemy jego przyszłych towarzyszy: Polaka wyglądającego jak Indianiec, krewkiego rednecka, Włocha oraz sierżanta Powella, który jest (pozornie) typowym sierżantem, czyli drze mordę i rozstawia wszystkich po kątach. Ale i tak czekamy na front. Co jak co, ale Gibson w takich epickich klimatach czuje się najlepiej, bo te momenty zapierają dech w piersiach realizacją na mistrzowskim poziomie. Pamiętacie scenę lądowania w Normandii z „Szeregowca Ryana”? Reżyser niebezpiecznie blisko jest klasykowi Spielberga, gdyż krew i flaki lecą tutaj niemal z prędkością wystrzeliwanych pocisków, nie oszczędzając nieprzyjemnych detali. Rozpadające się zwłoki zjadane przez szczury, robaki, same flaki, obcinane nogi, ręce – to robi gigantyczne wrażenie, zostając w pamięci na długo. Jedyne co przeszkadza to stereotypowe przedstawienie Japończyków jako bezwzględnych zabijaków, próbujących w razie porażki zabić siebie oraz jak najwięcej wrogów.

przelecz_ocalonych3

A w tym całym szalonym i bezwzględnym świecie jest Doss (świetny Andrew Garfield), który nie zabija, lecz niesie pomoc. Każdemu komu się da, zawierzając swoje życie Bogu. Nie jest to jednak religijny fanatyk, ale człowiek chcący żyć tylko i wyłącznie w zgodzie ze swoimi przekonaniami. Początkowo spotyka go opór i niezrozumienie, lecz zmienia się to w szacunek (sceny, gdy wyciąga ludzi SAM z urwiska – rewelacja) oraz podziw. Poza Garfieldem największym aktorskim zaskoczeniem był dla mnie Vince Vaughn jako sierżant Howell, będący lżejszym wcieleniem niezapomnianego Hartmana z „Full Metal Jacket”. Surowy, ostry i bardzo chamski, ale oddany i waleczny do końca. Właściwy człowiek we właściwym miejscu. Nie sposób zapomnieć też trzymającego fason Hugo Weavinga jako ojca Dossa, prześladowanego przez wojnę złamanego człowieka, ślicznej Teresy Palmer (Dorothy) czy dobrego Sama Wortingtona (kapitan Glover).

przelecz_ocalonych4

„Przełęczą ocalonych” Gibson powrócił do łask Hollywood i pokazał jak ze skromnego budżetu zrobić spektakularne kino wojenne, pełne krwi, brutalności oraz precyzyjnej realizacji (zdjęcia, montaż, dźwięk, popisy pirotechniczno-kaskaderskie), jakiej dawno w tym gatunku nie było. Do tego w odpowiednich proporcjach zachowano patos, bezwzględną rzeź i wiarę. Piorunujący koktajl, który popija się jednym łykiem.

8/10

Radosław Ostrowski

Sabotage

John Wharton jest dowódca specjalnego oddziału DEA, który zajmuje się infiltracją karteli narkotykowych. Podczas ostatniej akcji przejęli dziesięć milionów dolarów, jednak kasa wyparowała. Prowadzone dochodzenie nic nie dało, więc oddział powraca do gry. Jednak kiedy dwóch członków grupy zostaje zamordowanych, Wharton próbuje dorwać sprawców i pomaga mu w tym policjantka Caroline Brentwood.

sabotage1

David Ayer jak wszyscy wiemy to spec od kina akcji z policjantami w rolach głównych, bardzo wnikliwie i uważnie portretując to środowisko („Bogowie ulicy”). „Sabotage” jest utrzymany w tej stylistyce, bez słodzenia, lukrowania oraz oczywistych podziałów na dobrych i złych. Surowy realizm, z masą strzelanin i krwawej jatki robi naprawdę mocne wrażenie, a powolna eliminacja członków grupy budzi niepokój. Intryga, choć toczącą się dość spokojnym tempem (jak na tego typu produkcje), jest bardzo skomplikowana i wciągająca. I do samego końca tak naprawdę nie wiemy jaki będzie finał. Akcja jest mocna, strzelaniny krwawe i bardzo brutalne (to nie jest zdecydowanie film dla dzieci ani młodzieży), że wystarczy wspomnieć pościg na ulicy czy atak na siedzibę kartelu. Na Ayera nadal nie ma mocnych, a pytania o lojalność i uczciwość pozostają aktualne.

sabotage2

Dlaczego jeszcze warto zobaczyć „Sabotage”? Jedno nazwisko powinno wystarczyć – Arnold Schwarzenegger ps. Austriacki Dąb. Może i widać, że jest już starym dziadkiem, ale potwierdza tutaj swoją dobrą dyspozycję. I robi to, za co go pokochała dawno temu widownia – bluzga, zabija i mówi ze swoim akcentem. Nadal jest w tym dobry, choć jest już zmęczonym i wypalonym gliniarzem. Poza nim jedynymi osobami wartymi wspomnienia są zaskakująco dobry Sam Wortington („Potwór”) oraz obsadzona wbrew sobie Olivia Williams (Caroline Brentwood), która udźwignęła postać twardej policjantki (tylko pozornie twardej).

sabotage3

Wreszcie mamy dobry film z Arnoldem w roli głównej. Trafił w końcu na odpowiedniego reżysera i dobrą historię, pokazując, że solo jest wcale nie gorszy od reszty „Niezniszczalnych”.

7/10

Radosław Ostrowski