Dan Trachtenberg stał się zbawcą serii „Predator”, choć jego filmy powstały od razu na platformę streamingową. „Strefa zagrożenia” to pierwsza od czasów „The Predatora” część serii, która trafiła na ekrany kin i – co wielu wkurzyło – posiadał kategorię wiekową PG-13. Czyżby Disney chciał wykastrować największego myśliwego w galaktyce?

„Strefa zagrożenia” zaczyna się na planecie Yautia Prime, skąd na swoje safari wyruszają Predatory. Jednym z nich jest Dek (Dimitrius Schuster-Koloamantangi), który ma udowodnić swoją wartość jako wojownik. Wspierany przez brata i znienawidzony przez ojca wyrusza zdobyć swoje pierwsze trofeum. I decyduje się wyruszyć na Gennę, nazywaną planetą śmierci (żaden Predator nigdy stamtąd nie wrócił) oraz upolować Kaliska – groźną bestię, rzekomo nie do zabicia. Lądowanie na planecie jest twarde i nieprzyjemne, a wszystko i wszyscy chcą Deka zabić. Wtedy na drodze trafia na Thię (Elle Fanning) – pozbawioną nóg androidkę działu broni biologicznej korporacji Weyland-Yutani. Jej ekipa wpadła na Kaliska, co skończyło się niezbyt przyjaźnie.

Już tutaj czuć pewną zmianę tonalną, która mocno podzieli widownię. Reżyser zamiast krwawego i brutalnego horroru poszedł w kino przygodowe, gdzie to nasz Dek jest zwierzyną. Nie ma tu krwi, bo zamiast ludzi oraz polowania na Ziemi, by znowu dostać wpierdol od Wikingów, samurajów czy innego Schwarzeneggera, mierzy się z fauną i florą Genny. Sama planeta potrafi być jednocześnie różnorodna, zjawiskowo wyglądająca oraz bardzo niebezpieczna. Od momentu pojawia się Thii, „Strefa zagrożenia” wchodzi w znajomy ton buddy movie, choć nasza towarzyszka początkowo irytuje swoją gadaniną i humor wydaje się wymuszony. Nawet pojawia się pewien uroczy stworek, stający się towarzyszem. Zaraz, to tego Predatora robił Pixar czy inny Disney?

Choć nie mamy tutaj ludzkiej krwi ani przekleństw na ekranie, to jednak akcja jest brutalna, makabryczna oraz obrzydliwa. I reżyser świetnie filmuje akcję (próba zabicia bizona chodzącego po szklanej trawie) oraz buduje napięcie. Oraz poszerza świat samego wojownika Yautia, dając mu mowę, zupełnie inne zabawki (łuk i miecz). A jednocześnie sam Dek świetnie grany przez Schustera-Koloamantangiego oraz efekty komputerowe przechodzi ważną ewolucję. Od mrukliwego, szorstkiego wojownika napędzanego przez dumę, ambicję oraz toksyczną męskość po bardziej empatycznego, dbającego o „swoje stado” lidera. Świetnie uzupełnia go Elle Fanning w podwójnej roli: sympatycznej Thai oraz bardziej chłodną, skupioną na zadaniu Tessę (także androida, a rozpoznać je można po… brwiach).

Ze wszystkich trzech filmów z serii „Predator” od Dana Trachtenberga, to „Strefa zagrożenia” jest najsłabsza. Nie mam problemów ze zmianą tonu i konwencji, zaś uczynienie wojownika rasy Yautia protagonistą wnosi sporo świeżości. Zgrzytały we mnie nie do końca pasujące akcenty humorystyczne oraz krótkie momenty przestoju, niemniej to cholernie dobry kawał kina. Nie wiem, czy następną częścią będzie konfrontacja Predatora z Xenomorphem, jednak nadal jestem zaciekawiony dalszym ciągiem.
7/10
Radosław Ostrowski




