Predator

Kto nie pamięta Predatora? Ten kosmiczny przybysz, specjalizujący się w polowaniu, mordowaniu istot, którym wyrywa kręgosłupy. No i jest ostrym, bezwzględnym sukinsynem. Pierwsza część zrobiona przez Johna McTiernana to otoczony wielkim kultem klasyk, będący mieszanką kina akcji z horrorem SF. Potem kolejne części mocno osłabiły całą serię, która jest już dawno zaorana, pozamiatana i niemal uznana za martwą. Teraz postanowił do niej wrócić Shane Black – ceniony (przynajmniej przeze mnie) scenarzysta i reżyser, który grał w pierwszym „Predatorze” jako Hawkins. No i zginął pierwszy. Teraz przyszedł czas zapłaty. 🙂

Ku mojemu zdumieniu, nowy film Blacka to… sequel franczyzy, mocno czerpiący z poprzednich części. Naszym głównym herosem jest Quinn McKenna – snajper, który wyrusza do Meksyku z zadaniem odbicia zakładników z ręki kartelu narkotykowego. Jednak cały plan idzie w pizdu, gdyż wkrótce rozbija się statek kosmiczny. Mężczyzna odnajduje troszkę sprzętu niejakiego Predatora i decyduje się wysłać te cacka jako paczkę do swojej rodziny (żona oraz syn z autyzmem), z którą jest w separacji. Na jego nieszczęście syn uruchamia i zaczyna bawić się tym, doprowadzając do pojawienia się kolejnego Predzia, który wziął więcej koksu niż wszyscy przypakowani twardziele kina akcji razem wzięci. To oznacza jedno: wielkie kłopoty.

predator_20181

Szczerze mówiąc, nikt nie był pewny, co z tym wszystkim można jeszcze zrobić. A reżyser postanowił się troszkę tym uniwersum pobawić. Mamy tu klasyczne elementy franczyzy z różnych części. Jest obowiązkowy Predator, czyli kosmiczny bydlak z wypasionym sprzętem zdolnym do mordowania i likwidowania swoich przeciwników, że głowa mała. I ten design nadal się świetnie trzyma, chociaż – spojler – Predzio dość szybko ginie, przez jeszcze bardziej przykokszonego SuperDuperPredatora. Jest tej tajny agent oraz spore laboratorium, badające technologię kosmicznego łowcy, gdzie dołącza pani biolog. No i jeszcze przypadkowo zbieranina wojaków z lekko odchyloną psychiką pod wodzą Quinna. Do tego jeszcze zostaje wplątany syn żołnierza, który ma spektrum autyzmu (co jak się okaże, jest dość istotne dla intrygi) i mamy dość spory bigos, w którym ciężko się połapać.

predator_20182

Zresztą sam Black komplikuje wszystko zmieniając wiele niemal kanonicznych kwestii (motywacje Predatorów) oraz robiąc z tego… komedię polaną sosem z horroru akcji. Reżyser znany był z tworzenia opowieści pełnych czarnego humoru, jednak tutaj wszystko jest obrane w żart. O ile jeszcze w przypadku naszej wariackiej ekipy, byłbym w stanie to zrozumieć, bo to wariaci, czubki i świry. Ale w przypadku głównego ludzkiego antagonisty, który podchodzi do sprawy zbyt luzacko, jest to niedopuszczalne. Przez to pajacowanie i śmichy hihy kompletnie nie czuć napięcia, a postacie praktycznie mnie nie obchodziły. Oprócz tego, że są bardzo słabo zarysowane (troszkę wojacy są pogłębieni, ale bez przesady), to ich ewolucja bywa wręcz niewiarygodna (pani biolog z wystraszonej kobiety zmienia się w twardego niczym Rambo superstrzelca – jak wiadomo na lekcjach biologii strzelanie to podstawa). Bzdura pogania tutaj bzdurę, akcja zasuwa jak szalona, zaś sens i logika postanowiły zrobić sobie wolne.

predator_20183

Żeby jednak cesarzowi, co cesarskie, są pewnie plusy tego dzieła. Po pierwsze, Black fetyszyzuje tytułowego bohatera oraz jego ekwipunek. Po drugie, nie brakuje odniesień do klasycznego „Predatora” (włącznie z finałową konfrontacją w lesie), co może wywoływać sentyment fanów starego dzieła. Po trzecie, jest krwawo i brutalnie, a sama akcja wygląda naprawdę porządnie. Także jest chemia między naszą pokręconą ekipą żołdaków, która z każdą sekundą zaczyna nabierać kolorytów (najbardziej zapada w pamięć niejaki Nebraska „Gaylord” Williams oraz pokręcony duet Coyle-Baxley). I nawet ten humor miejscami potrafi trafić, dostarczając sporo śmiechu.

Ciężko mi ocenić to, co odpierdolił tutaj Shane Black. Z jednej strony potrafi dostarczyć odmóżdżającej rozrywki, ale z drugiej to nie takiego „Predatora” się spodziewałem. Niby jest krwawo i brutalnie, ale zbyt śmiesznie i niepoważnie, przez co nie czuć napięcia ani zagrożenia. Dobrze się to ogląda, jednak nie jest to tak fajny film, jaki mógłby powstać. Mimo niezłej oceny, to jeden z największych rozczarowań tego roku.

6/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz