Czarny telefon

Ten film mógł mieć innego reżysera przez pewien czas. Albowiem współautor scenariusza Scott Derrickson miał po raz drugi pokazać przygody Doktora Dziwago, znanego bardziej jako Dr Strange. Doszło jednak do „różnic artystycznych” między nim a Marvelem i tak reżyser wrócił do horrorowych korzeni. Po paru miesiącach opóźnień (film miał mieć premierę już w styczniu) w końcu trafił do kin „Czarny telefon”.

Akcja toczy się w 1978 roku w mały miasteczku w stanie Denver. Bohaterem jest 13-letni Finney (Mason Thames), który mieszka razem z ojcem lubiącym mocno wypić (Jeremy Davies) oraz siostrą (Madeleine McGraw). Chłopak ma pod górkę, co widzimy od początku: nie radzi sobie w sportem, nie ma dziewczyny, gnębią go łobuzy. Myślicie, że już nic gorszego nie może się mu zdarzyć? To jesteście w dużym błędzie, bo od dłuższego czasu dzieci są porywane i znikają bez śladu. Kto i dlaczego to robi? Nie wiadomo. Pewnego wieczoru staje się najgorsze – Finney zostaje uprowadzony. Niestety, jego ojcem nie jest Liam Neeson, więc nie ruszy mu z odsieczą. Żeby było jeszcze trudniej, chłopak trafia do zagłuszonej piwnicy i kompletnie jest zdany tylko na siebie, prawda? Nie do końca.

czarny telefon1

Film oparty jest na opowiadaniu Joe Hilla, czyli syna Stephena Kinga i czuć tu znajome elementy. Małe miasteczko, wchodzenie w dojrzewanie, dziecko z nadnaturalnymi mocami (siostra oraz jej sny), znęcający się ojciec-alkoholik, tajemnica oraz niebezpieczny morderca. Osadzenie historii w latach 70., kiedy panowała paranoja i psychoza z powodu ataków seryjnych morderców, zaś młodzi kłócą się o to, czy lepszym filmem jest „Wejście smoka” czy „Teksańska masakra piłą mechaniczną”. Zamiast krwawej rzeźni i makabrycznych scen przemocy, reżyser stawia na bardzo niepokojącą atmosferę. A nic jej nie buduje jak zamknięta piwnica, gdzie nikt nie słyszy twojego krzyku i jesteś zdany tylko na siebie. Jest jeszcze porywacz, o którym nie wiemy kompletnie nic, zaś jego maska wygląda niesamowicie groźnie. Kim on jest, czego chce, dlaczego robi to, co robi – nie pytajcie, bo to nie o nim jest film.

czarny telefon3

To film o chłopaku i jego próbie ucieczki z pułapki, ale – co najbardziej zadziwiające – bohater myśli. Jeśli coś nie działa, szuka innego rozwiązania. Zaś wszelkie poszlaki oraz wskazówki dostaje przez znajdujący się w pomieszczeniu telefon. Zepsuty. Z którego dzwonią… poprzednie ofiary porywacza. Ale czy to one naprawdę dzwonią, czy te całe rozmowy są wytworem jego wyobraźni? Atmosfera robi się coraz gęstsza, w czym pomaga warstwa wizualna, niemal imitująca epokę. Ten mrok piwnicy oraz mocna kolorystyka (głównie żółty nocą), a także sceny wyglądające jakby z mocno zużytej taśmy. I jest to świetnie zmontowane, co jeszcze bardziej podkręca napięcie. Zaś finałowa konfrontacja jest bardzo satysfakcjonująca.

czarny telefon2

Sporą niespodzianką jest – znowu – fantastycznie zagrane role dziecięce. Jak ci Amerykanie to robią, że mają tak uzdolnionych młodych ludzi i wypadają przed ekranem tak naturalnie? Mason Thames (Finney) oraz Madelein McGraw (Gwen) są świetni jako rodzeństwo, wierzy się w ich więź, zaś emocje odgrywają bez cienia fałszu. Równie interesujący jest Jeremy Davies jako ojciec, który na pierwszy rzut oka wydaje się szablonowy – alkoholik, bijący pasem. ALE pod tą warstwą kryje się złamany człowiek, którego zwyczajnie było mi żal. Jest też Wyłapywacz, grany przez Ethana Hawke’a, co jest bardzo zaskakującą decyzją castingową. Bo ten aktor bardzo rzadko gra postacie negatywne, ale takiej przerażającej jeszcze nigdy. Mając tylko głos oraz mowę ciała wykorzystuje to bez wahania, budząc postrach, nieprzewidywalność (zmiany tonu) i bardzo namacalny niepokój.

czarny telefon4

Bardzo przyjemna niespodzianka oraz udany powrót Scotta Derricksona do świata grozy. To nie jest oryginalny horror, ale zdecydowanie efektywny, trzymający w napięciu i ogrywający pewne znane schematy w zupełnie innym kierunku.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Egzorcyzmy Emily Rose

Horrory z opętaniem w tle stały się bardzo rozchwytywane po sukcesie „Egzorcysty”, tylko co nowego można pokazać w tej kwestii? Poza kolejnymi jump-scare’ami oraz efektami specjalnymi? Takie pytanie sobie postawił reżyser Scott Derrickson i zdecydował się odpowiedzieć w 2005 roku „Egzorcyzmami Emily Rose”. Połączenie horroru z dramatem sądowym na pewno brzmi odświeżająco, jednak wszystko zależy od wykonania.

egzorcyzmy emily rose2

Cała historia skupia się księdzu Richardzie Moorze (Tom Wilkinson), który zostaje oskarżony o doprowadzenie do śmierci Emily Rose, lat 19. Dziewczyna porzuciła leczenie i wierzyła, że została opętana przez demona. Egzorcyzmy jednak zakończyły się niepowodzeniem. Tyle wiemy na początku, zaś archidiecezja wynajmuje kancelarię prawniczą, by przeprowadzić obronę duchownego. Prawda jest taka, że kościół chce uniknąć rozgłosu i skandalu. Dlatego naciskają, by Moore poszedł na ugodę i nie zeznawał przed sądem, jeśli dojdzie do procesu.

egzorcyzmy emily rose1

Konstrukcja filmu bardziej przypomina zagadkę, kiedy film zaczyna się w momencie pojawienia się na farmie Rose’ów sądowego patologa i aresztowaniu duchownego. Cała historia Emily pokazana jest w formie retrospekcji podczas procesu. I wszystko skupia się na zderzeniu dwóch perspektyw: naukowej (medycznej) oraz duchowej (nadprzyrodzonej). Co zabiło Emily: leki czy egzorcyzmy? Naprawdę była opętana czy to wszystko było objawem choroby psychicznej? Najpierw widzimy jedną perspektywę za pomocą zeznań biegłych lekarzy i dopiero w połowie pojawia się druga opcja. Co najbardziej mnie zaskoczyło to fakt, że przez sporą część czasu reżyser nie opowiada się po żadnej ze stron. Obie możliwości uważa za prawdopodobne, zaś wplecione retrospekcje nie dają odpowiedzi. Są za to bardzo sugestywne oraz budzące strach.

egzorcyzmy emily rose3

Ale co dobre, nie trwa wieczne. Derrickson zaczyna się skupiać na relacji między obrończynią a księdzem i to im poświęca dużo czasu, przez co mam wrażenie, iż wierzy w wersję opętania. W końcu to jest horror i nawet pojawia się nawet ingerencja sił nadnaturalnych. Widać to w postaci zatrzymującego się w nocy budzika czy śmierci jednego ze świadków obrony. Ale wróćmy do ar remu. Wilkinson z Linney świetnie grają na kontraście między ateistką a sługą Bożym, bez popadania w szarże i przerysowanie, z czasem budując nawzajem szacunek. Kluczowa jest jednak rola Jennifer Carpenter w roli głównej, gdzie bardzo przekonująco pokazuje jej zagubienie i przerażenie, a w scenach opętania mrozi krew (o sekwencji egzorcyzmu nawet nie wspominam – tutaj reżyser rozwija skrzydła).

egzorcyzmy emily rose4

Klimat pomagają zbudować bardzo stonowane zdjęcia i okraszona „sakralnymi” wokalizami muzyka Christophera Younga. Troszkę szkoda, że nie widzimy tutaj pokazania historii Emily Rose ze strony prokuratora, który jest… wierzący. I to by dało pewne pole do pokazania konfliktu tej postaci. Drugim mocnym zgrzytem jest scena, gdzie Emily widzi we mgle… Matkę Boską. To wygląda i brzmi nie za dobrze. Nie zmienia to faktu, że „Egzorcyzmy…” są efektywnym oraz pozwalającym na zastanowienie się. Co w przypadku horror jest zjawiskiem równie częstym jak spotkanie jednorożca. A jak wiemy to zwierzę nie istnieje w przyrodzie, tak jak demony.

7/10

Radosław Ostrowski

Doctor Strange

Kim jest tajemniczy dr Strange? Neurochirurgiem, z niewyparzoną gębą, wielkim ego oraz ogromnym talentem medycznym. Brzmi jakby to był mieszkaniec 221b Baker Street, co nie jest tylko kwestią aktora. Ale jeden wypadek zmienia wszystko, przez co jego ręce nie są sprawne jak kiedyś i desperacko próbuje wrócić do czasów przed momentem krytycznym. Dlatego wyrusza do Tybetu, by sięgnąć ostatniej szansy. Tak trafia do Przedwiecznego, który uczy go magii. A nauka jest potrzebna, bo – jak to w klasycznych opowieściach Marvela – świat zmierza do ostatecznej rozwałki z powodu byłego ucznia Przedwiecznej, czyli Kaecillusa chcącego złączyć wszystkie światy w jedno. Dlatego sprzedał się mrocznej materii i trzeba go powstrzymać.

doktor_strange1

Marvel tym razem zapuszcza się do świata magii, a jeśli nie znacie poprzednich części tego uniwersum, to nie szkodzi. Scott Derrickson, specjalizujący się w świecie horrorów, od razu wrzuca nas w ten pokręcony świat, gdzie światy się mieszają ze sobą – świat astralny, lustrzany, zwykły. Po drodze będzie wiele obowiązkowego morału z przemianą bohatera, poznawaniem samego siebie oraz ratowaniem świata przed kompletnym scaleniem (czytaj: rozsadzeniem w pizdu). Innymi słowy: klasyczny origin story, ale jednocześnie nie do końca poważny. Dla mnie najfajniejsze były momenty (dość krótkie i uproszczone) nauki zdobywania kolejnych umiejętności i czarów (scena na Evereście – perełka), jednocześnie pozwalając na chwilę złapania oddechu. Powoli zaczynamy widzieć ewolucję wielkiego egoisty (niepozbawionego talentu ani inteligencji) w odpowiedzialnego wojownika stającego po stronie dobra. Bywa bezczelny (jak Sherlock), ale nie jest idiotą, zaczyna panować nad swoimi zapędami.

doktor_strange2

Gdy jesteśmy rzuceni w wir akcji, to dzieją się cuda jak z „Incepcji”, tylko jeszcze bardziej. Tutaj właściwie całe miasta, budynki i ulice zakrzywiają się na wszystkie możliwe kierunki, doprowadzając oczy niemal do ekstazy. Także, gdy przeskakujemy z wymiaru na wymiar (pierwszej wejście Strange’a) możemy poczuć się jak na haju. Nie wiem, co brali twórcy efektów specjalnych, ale to podziałało, przez co potyczki z Kaecillusem oraz jego pomagierami wskoczyły na wyższy poziom widowiskowości. Nawet jeśli mamy wrażenie, że już to gdzieś widzieliśmy, to nie mogłem oderwać oczu.

doktor_strange3

Poza brakiem czegoś oryginalnego, miałem tak naprawdę dwie poważne uwagi. Po pierwsze, wątek (nazwijmy go) romansowy, czyli relacja Strange’a z Christine jest traktowana po macoszemu. Kobieta jeszcze po wypadku z nim zostaje, ale ona sama nie jest zbyt ciekawa czy wyrazista. Potem pojawia się w dwóch scenach (w tym operacji) i znika – szkoda Rachel McAdams, ze nie dostała ciekawszego materiału. Po drugie, czarny charakter, chociaż nie do końca. Mads Mikkelsen świetnie pasuje do roli zbuntowanego Kaecillusa, który chce równego dostępu do transcendentalnych umiejętności, ale brakuje czegoś więcej w tej postaci.

doktor_strange4

Sytuację za to ratują dwie postacie, czyli nasz tytułowy doktorek i Przedwieczna. Benedict Cumberbatch nie kopiuje tutaj swojej roli z Sherlocka, choć pozornie mogłoby tak być –  hybryda inteligencji, złośliwości, pokory, odpowiedzialności i luzu. Brzmi znajomo? Ale jest to postać od początku do końca wiarygodna, a gdy posiądzie pelerynę, jest jeszcze bardziej cool niż możecie to sobie wyobrazić. Za to kompletną niespodzianką była dla mnie Tilda Swinton jako mentorka Przedwieczna, którą trudno mi było sobie wyobrazić w tego typu produkcji.

Z jednej strony „Doktor Strange” dobrze się zgrywa z Kinowym Uniwersum Marvela, a jednocześnie nie trzeba oglądać poprzednich części, by się w tym świecie odnaleźć. Nie tworzy niczego nowego, ale potrafi oszołomić i zafascynować. Jedno jest pewne: nasz mag jeszcze powróci.

7,5/10

Radosław Ostrowski

Sinister

Ellison Oswalt jest pisarzem kryminałów, który lata swojej świetności ma już za sobą. Jednak z powodów finansowych (i próbie napisania kolejnego hitu) przenosi się do nowego domostwa gdzieś na przedmieściach. Na strychu znajduje on nagrane Super 8 taśmy filmowe będące zapisami morderstw. Łączy je to, że zawsze zaginęło dziecko, a cała rodzina została zamordowana. Od tej pory zaczynają się koszmary.

sinister

Horror nie jest gatunkiem łatwym, choć zadanie wydaje się proste – trzeba przestraszyć widza. Ale jak to zrobić? Nie ma jednej sprawdzonej metody. Patrząc na nazwisko reżysera Scotta Derricksona, można było założyć, że facet zna się na swoim fachu.  Ale tym razem chyba się nie udało tak bardzo. Bo nie brakuje tu starych, sprawdzonych sztuczek (dźwięk, nagłe gaszenie światła, demony, nawiedzony projektor – to ostatnie to akurat nowe), jednak nastraszyć się udało tylko 3 razy, w tym w kapitalnym zakończeniu, które częściowo ratuje ten film, który przez dużą część jest raczej dramatem obyczajowym niż rasowym horrorem. Równie straszna jest muzyka – straszna w sensie koszmarnie się tego słucha, natomiast wizualnie plusem są ujęcia zbrodni nakręconych kamerą Super 8. A przez resztę wieje nudą, serio, dawno nie widziałem tak nudnego straszaka.

sinister2

Sytuację próbuje częściowo ratować Ethan Hawke, ale facet nie do końca pasuje do roli pisarza, który oszukuje, manipuluje i nie dostrzega problemu. Zaś w scenach nazwijmy je strasznymi wypada blado, a jego próby rozwiązania zagadki za pomocą Google’a są dość średnie. Lepszy jest drugi plan ze wskazaniem na Jamesa Ransone’a jako safandułowatego zastępcy szeryfa oraz Clare Foley jako córki Oswaltów, Ashley.

„Sinister” wiele obiecuje, ale niewiele z tych obietnic realizuje. Najlepsze jest zakończenie, które jest naprawdę wykręcone. Ale reszta taka sobie. Obejrzeć można, ale czy trzeba?

5/10

Radosław Ostrowski