Inspektora Harry’ego Callahana przedstawiać nie potrzeba. Tym razem jednak nadepnął na odcisk swoim kolegom doprowadzając do zgonu gangstera, przez co zostaje skierowany na przymusowy urlop. konkurencja nie chce dać mu jednak spokoju, więc przełożeni dają Brudnemu Harry’emu robotę. Nad morzem zostają znalezione zwłoki faceta z odstrzelonymi jajami. Wyrusza do San Paolo.

Eastwood wrócił do swojego ikonicznego wcielenia, tym razem sam stając za kamerą. Efekt? prawdopodobnie najgorsza część całej serii, gdzie Callahan robi to, do czego nas przyzwyczaił. Robi swoje, pozostawiając za sobą armię trupów. Tym razem jednak zagadka i śledztwo jest dość przewidywalne (zemsta za gwałt), a poboczne próby zabicia Harry’ego zmierzają na granicę prawdopodobieństwa. Ale to te chwile ożywiają odrobinę tego przeciętniaka (pościg autobusem pełnym emerytów – perła) oraz czarny humor samego Eastwooda, który nie zmienił metod działania. Prawdziwy dinozaur wśród twardzieli i pierwszy gliniarz nie wierzący w resocjalizację, wyznając zasadę – „dobry przestępca to martwy przestępca”. Poza tym jego przeciwnika gra Sondra Locke, co do której braku talentu nie ma żadnych wątpliwości. Jest jeszcze Pat Hingle jako antypatyczny komendant Jennings z San Pedro, ale to troszkę za mało.

Nawet krwawe jatki nie są w stanie zastąpić solidnego scenariusza oraz porządnej realizacji. Tutaj jest tylko to drugie (nocne zdjęcia mają klimat), bo scenariusz taki sobie i nie jest w stanie skupić uwagi. Z całej serii najgorsza część, jako samodzielny film radzi sobie nieźle. Tylko nieźle.
6/10
Radosław Ostrowski









