Miasteczko Wayward Pines – seria 1

UWAGA
Tekst może zawierać spojlery. Czytacie na własną odpowiedzialność.

Zaczyna się to wszystko dziwacznie. Budzi się mężczyzna – w lesie, kompletnej obcej okolicy. Nie pamięta kim jest, ani jak tu trafił. Po kilkudziesięciu krokach trafia do miasteczka, w kawiarni trafi przytomność. Trafia do szpitala i odzyskuje powoli pamięć – nazywa się Ethan Burke, jest agentem Secret Service i przybył do miasteczka, by odnaleźć dwójkę zaginionych kolegów po fachu. Miasteczko nazywa się Wayward Pines i wydaje się przyjazne, gdzie ludzie są uśmiechnięci, życzliwi i otwarci. Jednak coś jest nie tak – okolica jest otoczona murem pod napięciem, samochodów praktycznie nie ma i nie można się nigdzie dodzwonić (żona, syn i szef się martwią).

wayward_pines1

Już przed premierą produkcja Chada Hodge’a oparta na trylogii Blake’a Croucha’a porównywano do „Miasteczka Twin Peaks” i coś w tym jest. Tajemnica, niepokojąca okolica, która skrywa swoją prawdziwą twarz. Jednak takie porównania i skojarzenia działają raczej na niekorzyść, bo klimatu produkcji Lyncha oraz Frosta podrobić się zwyczajnie nie da. Początek mocno rozczarowuje, bo dość szybko orientujemy się, że rzeczywistość miasteczka nie jest efektem choroby psychicznej Burke’a (co zostaje nam lekko zasugerowane na początku, ale twórcy porzucają ten pomysł) i szybko zdradzają pewne elementy układanki. Kamery, mikrofony, chipy zamontowane w nogach, mur, fałszywe banknoty oraz reguły panujące w tym raju na Ziemi. Nie próbuj uciec. Nie rozmawiaj o przeszłości. Zawsze odbieraj telefon, gdy dzwoni. Cena za to jest śmierć.

wayward_pines2

Całość od strony produkcji pilotuje M. Night Shyamalan, który – delikatnie mówiąc – lata świetności ma już dawno za sobą. „Wayward Pines” to dla niego szansa naprawy swojej reputacji oraz pokazania, że jeszcze się nie wypalił. Jak wspominałem początek rozczarowywał, bo łatwo rozgryzłem, że coś tu jest nie tak. Wolne tempo, dość niezdarnie (do odcinka 3 i 4) prowadzona fabuła nie wróżyły niczego dobrego. Już miałem skreślić „Wayward Pines” aż pojawił się odcinek piaty, gdzie zostaje rozwiązana główna tajemnica. I kompletnie zbaraniałem – więzienie jakim wydawało się Wayward Pines okazało się jedynym azylem ocalałej ludzkości, która zmutowała się w paskudne stwory-kanibale zwane abikami. Od tego momentu wszystko nabrało tempa, intryga zazębiała się mieszając gatunki (akcja, thriller, horror, SF) i było wiele mocnych scen akcji. Napięcie wisiało w powietrzu, pojawiło się kilka wolt zmieniających podejście do całości, włączając wątek indoktrynacji dzieci oraz kultu jednostki – założyciela miasta Davida Pilchera, traktowanego niemal jak Bóg. Wrażenie to zostało spotęgowane przez gorzki finał. Szkoda, że nie powstanie druga seria, bo zaciekawiło mnie jak Ben Burke odnalazłby się w tym niebezpiecznym środowisku.

wayward_pines3

Aktorzy mieli niełatwe zadanie, gdyż postacie (w większości) nie są zbyt wyraźnie zarysowane. Ale udaje się im zbudować role z krwi i kości, chociaż nie wszyscy dostali tyle czasu antenowego, by wykorzystać w pełni swój potencjał. Dotyczy to ról Juliette Lewis (kelnerka Beverly, pragnąca uciec z miasteczka) i Terrence’a Howarda (arogancki, uparty i bezwzględny szeryf Pope), którzy dość szybko opuszczają ten świat. Bardzo dobrze prezentuje się Matt Dillon jako Ethan Burke. Prawy i uczciwy glina, próbujący odnaleźć się w nowej rzeczywistości, skrywający strach w spojrzeniu. Potem zostaje nowym szeryfem miasteczka, ale nie daje sobą pomiatać. Jeszcze lepsza jest Melissa Leo (pielęgniarka Pam, który budzi porównywalny strach jak siostra Ratched) oraz Toby Jones (spokojny i opanowany psychiatra, dr Jenkins), który odgrywa tutaj kluczową rolę w historii.

wayward_pines4

Jedyna osoba z obsada, która wywoływała mocno zgrzyt to Shannyn Sossamon jako bezradna i wystraszona Theresa Burke – żona Ethana, ale to raczej wina scenarzystów niż jej gry aktorskiej.

wayward_pines5

Najbardziej mi szkoda, że nie będzie ciągu dalszego, a otwarty finał musi mi wystarczyć. Serial jest przykładem tezy, że jak coś się źle zaczyna, nie musi się źle kończyć. Dobra robota, panie Shyamalan i reszto ekipy.

7/10

Radosław Ostrowski

Reguła milczenia

Ben Shepard jest młodym redaktorem lokalnej gazety w Atlancie. Dostaje do napisania artykuł na temat schwytanej po 30 latach członkini organizacji terrorystycznej, która dokonała napadu na bank, gdzie zginął ochroniarz. Mężczyzna przypadkowo demaskuje adwokata Jima Granta, który tak naprawdę nazywa się Nick Sloan i jest oskarżony o tę zbrodnię.

milczenie1

Robert Redford i polityka to coś, co łączy się od dłuższego czasu. I tak jak wcześniej mamy tu w tle sprawy obywatelskie, prawa człowieka i zderzenie dawnych ideałów z obecną rzeczywistością (to akurat nowa rzecz). Wszystko to zrobione w stylistyce thrillera z lat 70-tych, gdzie zamiast zabójczego tempa oraz turnieju strzeleckiego. Tu bardziej liczy się intryga (ta jest zgrabnie poprowadzona), atmosfera osaczenia i pokazanie etosu dziennikarstwa. Jest tu trochę publicystyki, zakończenie jest podniosłe i przewidywalne, ale o dziwo ogląda się to naprawdę dobrze. Reżyser jest zbyt doświadczony, by pozwolił sobie na fuszerkę.

milczenie2

W dodatku ma naprawdę świetnych, którzy nawet w epizodzie są w stanie zabłysnąć. Jednak i tak najważniejsze są dwie role: Redforda, który próbuje dowieść swojej niewinności oraz naprawdę przyzwoitego Shii LaBeoufa jako ambitnego i inteligentnego dziennikarza. Za to drugi plan jest tu aż przebogaty – nie jestem w stanie wybrać najlepszego z tego pola aktorskiego, bo mamy tu zarówno takich gigantów jak Nick Nolte, Richard Jenkins, Brendan Gleeson czy Julie Christie, jak i młodszych, ale równie zdolnych Brit Marling, Annę Kendrick i Terrence’a Howarda. Każdy stworzył pełnokrwistą postać, nawet mając tylko kilka minut, co jest naprawdę godne podziwu.

Redford jakimś cudem jest ostatnio omijany przez kinowych dystrybutorów. Trochę szkoda, bo jest w naprawdę dobrej formie.

7/10

Radosław Ostrowski

Czas zemsty

Victor pracuje dla gangstera Alphonse’a, który jest jednym z istotnych graczy w Nowym Jorku. Od pewnego czasu ktoś zabija jego ludzi, zostawiając tajemnicze wiadomości. Jego ludzie próbują go namierzyć. W tym samym czasie Victorem interesuje się sąsiadka znad przeciwka, Beatrice skrywająca pewną tajemnicą. Prosi Victora o zabicie człowieka, który po pijaku rozbił się z jej autem, powodując oszpecenie jej twarzy.

czas_zemsty1

W Hollywood jest (niemal od zawsze istniejący) trend polegający na ściąganiu zdolnych filmowców spoza Ameryki, by kręcili tam swoje filmy. Tym razem padło na pochodzącego ze Szwecji Nielsa Ardena Opleva – twórcy pierwszej części „Millennium” wg Stiega Larssona. Teraz dostał zlecenie zrobienia mrocznego filmu sensacyjnego z zemstą i miłością w tle. Klimat jest gęsty, intryga wielopiętrowa i skomplikowana (w skrócie Victor chce się zemścić za śmierć swojej rodziny, zabijając mafioza), zaś kierunek, w którym idzie fabuła nie jest taka prosta do przewidzenia. Zaczyna się mocny sceną porachunków mafijnych, by potem spowolnić tempo i skupić się na relacji między Victorem i Beatrice. Można się przyczepić do finału, który jest zrobiony w stylu Rambo (nasz heros kontra cała reszta), niemniej zrealizowane jest to więcej niż solidnie. Zdjęcia, montaż – tu nie ma się do czego przyczepić. Może i tempo jest dość ospałe, ale bardzo dobrze się to ogląda.

czas_zemsty2

Także aktorstwo jest tutaj pierwszorzędne. Colin Farrell bardzo wiarygodnie wypada jako mściciel. Bardzo precyzyjnie buduje cały plan, jest wyrachowany i tłumi wszelkie emocje. Ale ten pancerz powolutku zaczyna pękać. Dla mnie jednak ciekawsza była partnerująca mu Noomi Rapace – tajemnicza, skryta, oszpecona, też chcąca wymierzenia sprawiedliwości. Oboje tworzą bardzo intrygujący, choć dziwny duet, który jest siłą napędową tego filmu. Poza nimi wyróżniają się przyzwoity Terence Howard (Alphonse) oraz Dominic Cooper (ambitny Darcy).

czas_zemsty3

Nie jest to typowy film sensacyjny z masą wystrzelonych nabojów i jeszcze większą ilością trupów. Oplev jest stoi w opozycji i zrobił bardzo intrygujący film sensacyjny, który potrafi przykuć uwagę, mimo niezbyt szybkiego tempa.

7/10

Radosław Ostrowski