Każdy chciał kiedyś być kowbojem. Ale kimś takim na pewno nie jest Paul. Razem ze swoim psiakiem Abbie jedzie do granicy z Meksykiem, by zacząć wszystko od nowa. Po drodze jednak trafia do małego miasteczka Denton, gdzie rządzi szeryf Clyde Martin oraz jego nadpobudliwy syn Gilly. Z jakiegoś zrozumiałego dla siebie powodu, prowokuje Paula do bójki, którą przegrywa. Szeryf nakazuje Paulowi opuszczenie miasta, jednak Gilly ma własne plany i na własną rękę chce się odegrać, zabijając naszą parkę poza miasteczkiem. I to był ich pierwszy błąd.

Ti West do tej pory kojarzył się głównie z tanimi horrorami, jednak tym razem postanowił nakręcić western i to nie jakiś tam pierwszy lepszy, tylko mocno inspirowany dokonaniami klasyków z Włoch. Czuć tą inspirację od animowanej czołówki (prawie jak z „Trylogii dolarowej” Sergio Leone) a po muzykę wyraźnie pełną odniesień do Ennio Morricone. Krajobrazy choć piękne, są bardzo surowe i bezwzględne wobec ludzi, współtworząc klimat fatalizmu. Sama historia to proste kino zemsty, które musi eksplodować. Jednak reżyser nie stawia tutaj na brutalną rozpierduchę oraz destrukcję wszystkiego, co się da. To bardzo kameralne, skromne kino, oparte na dialogach oraz niemal w całości dziejące się w jednym miejscu. Buduje to świetny klimat (zwłaszcza w drugiej połowie, gdy dochodzi do konfrontacji), a proste dialogi tylko podkręcają atmosferę. Może i widać tutaj skromny budżet (mało miejsc odwiedzany – w sensie przestrzeni, krótka przeszłość bohatera pokazana tylko za pomocą skromnego światła latarki), ale wszystko zgodnie z regułami gatunku (sam przeciw wszystkim, zgniłe moralnie miasto). Może i jest to przewidywalne, ale jaką daje to satysfakcję.

Niezły scenariusz oraz solidną reżyserię wspierają dobrzy aktorzy. Drugi raz na Dziki Zachód (ostatnio był w „Siedmiu wspaniałych”) odwiedza ostatnio Ethan Hawke i nadal uważam, że wizualnie pasuje do tego gatunku. Sprawdza się jako tajemniczy nieznajomy z krwawą przeszłością, ścigany przez własne demony i szukający zapomnienia. Nie jest mu to jednak dane – aktor próbuje być takim drugim Eastwoodem (surowy, niski głos), minimalizm mimiki, jednak wiele mu brakuje. Ale kompletną niespodziankę sprawił John Travolta jako szeryf, zmuszony do wyboru między Paulem i swoim synem (świetny James Ransome), pyskatym i krnąbrnym. Jego próby załagodzenia sporu są godne podziwu, jednak finał może być tylko jeden. Jedyną wyrazistą kobietą w tym miasteczku (i jedyną uczciwą) jest Mary Anne (Taissa Farmiga), której trudno odmówić empatii.

Flirt Westa z westernem zaliczam do w pełni udanych. Mimo drobnych mankamentów, film ma klimat spaghetti westernu, gdzie rządzi cynizm, brutalność i bezprawie. Pozorny happy end wydaje się tylko wstępem do nowej opowieści. Ciekawe, czy pojawiła by się tam nadzieja?

7/10
Radosław Ostrowski





