Ostatni prom

Grudzień 1981 roku dla naszego kraju był momentem zaiste przełomowym. Wprowadzenie stanu wojennego wywróciło życie wielu osób do góry nogami. O tym też powstało wiele filmów, ale dopiero pod koniec lat 80. Z tego grona chyba najbardziej znany jest „Ostatni prom”.

Drugi film w dorobku Waldemara Krzystka nie skupia się na ludziach przebywających w kraju podczas tego zamieszania, lecz na statku płynącym do Hamburga. Pasażerowie chcą dotrzeć tam, by zacząć po prostu nowe życie, zostawić kraj pozbawiony perspektyw i duszący wolność. Poczucie bezsilności, opresyjności, brak jakichkolwiek towarów w sklepie – jak tu żyć? Jednym z pasażerów statku jest Marek Ziarno, nauczyciel języka polskiego. Jednak nie wyjeżdża z kraju z powodów ekonomicznych, lecz ma zadanie: działa w opozycji i musi przekazać pewną ważną przesyłkę. Ale nie tylko on płynie, bo wśród pasażerów jest staruszka z nielegalnie obecnym psem, stare małżeństwo, była żona Marka, była uczennica, młodzi małżonkowie spodziewający się dziecka (mąż działa w Solidarności), mężczyzna z żoną i dzieckiem porzucający swoją kochankę itd. Dopiero w trakcie rejsu kapitan dostaje informację radiową o wprowadzeniu stanu wojennego i rozkazie powrotu do kraju. Wieść nie może przejść do pasażerów, co może skończyć się paniką oraz ucieczką.

ostatni prom3

Dla Krzystka ta historia mogąca iść w stronę thrillera jest tak naprawdę pretekstem do pokazania zwykłych ludzi w ekstremalnej sytuacji. Podróż promem miała być szansą na początek nowego życia w lepszym świecie. Lepszym, czyli niekomunistycznym. Ale wszystko wisi w powietrzu i nie wiadomo jak uda się ta cała maskarada. To dodaje iskier, choć sama historia toczy się bardzo spokojnie, ze świetnymi dialogami w tle oraz powoli odkrywając losy kolejnych pasażerów. Co zaskakujące nawet drobne epizody (m.in. pijaka) są bardzo wyraziste, a to wcale nie jest takie proste. No i trudno wymazać z pamięci ostatnie sceny, dodające coś więcej do tego dramatu z zabarwieniem politycznym.

ostatni prom1

Wszystko to jeszcze z fantastyczną obsadą, gdzie każdy ma swoją szansę na wykazanie się. Są tutaj już bardzo znane twarze (Leon Niemczyk jako kapitan, mocny epizod Jana Tesarza czy Mirosław Konarowski w roli oficera rozrywkowego), osoby dopiero mające się przebić (Dorota Segda, Artur Barciś, Andrzej Mastalerz), a nad wszystkim przewodzi Krzysztof Kolberger (nauczyciel Ziarno) oraz kradnąca każdą scenę Agnieszka Kowalska (była żona Marka). Trudno mi się do kogokolwiek przyczepić, co pokazuje zarówno umiejętności aktorów, jak i potrafiącego ich prowadzić reżysera.

ostatni prom2

Sam film pozostaje kroniką pokazującą reakcje ludzi pragnących wyrwać się z kraju na stan wojenny. Krzystek nie boi się pokazać poczucia paranoi oraz tego, co ludzie mogliby zrobić dla szeroko pojętej wolności. Zaskakująco trafne i z kilkoma zapadającymi w pamięć, cholernie aktualnymi dialogami.

8/10

Radosław Ostrowski

Zwolnieni z życia

Wigilia roku 1989. Marek Wysocki wydaje się zwykłym, szarym elektrykiem. W ten dzień pewna kobieta prosi go o pomoc w naprawie światła. Ale prośba okazuje się być zasadzką dokonaną przez oficera UB. Pobity mężczyzna trafia na śmietnik, a sprawcy są przekonani o zgonie. Ale Marek zostaje ocalony przez tajemniczą kobietę zwaną „Francuzką” i trafia do szpitala z amnezją. Zarówno brat Marka – opozycjonista, jak i sprawcy próbują go odnaleźć.

zwolnieni_z_zycia1

Lata 90. w polskim kinie to był czas pewnego dziwnego zawieszenia, próbując odnaleźć się w ten kompletnie nieznanej, nowej i teoretycznie wspaniałej rzeczywistości. Jednak wszystko okazało się jeszcze groźniejsze, bardziej niebezpieczne. I to ten stan przełomu próbuje pokazać Waldemar Krzystek. „Zwolnieni z życia” to dziwna mieszanka, nawet jak na tamte czasy. Z jednej strony jest wątek kryminalny związany z nową władzą i weryfikacją dawnych ubeków, mających zostać zastąpieni przez nową formację. Ci próbują zniszczyć kompromitujące ich materiały i zastraszyć świadków swoich zbrodni, a opozycja próbuje swoimi „zbyt miękkimi” sposobami wyrównać rachunki. Jednak dla reżysera najważniejszy jest Marek, który znajduje się na marginesie społeczeństwa oraz tajemnicza Francuzka, biorąca go do swojego domu. I ta relacja oraz powolne dojście bohatera do swojej pamięci stanowi prawdziwe clou. Dla wielu osób ta przeplatanka może wywołać dezorientację, bo nie do końca wiadomo na czym się skupić, lecz w tym wariactwie oraz chaosie jest metoda.

zwolnieni_z_zycia2

Reżyser całkiem nieźle buduje napięcie, w czym pomaga mu zgrabny montaż (przebitki z przeszłości, spowodowane usłyszanymi słowami czy przedmiotami) oraz bardzo gwałtowna muzyka Zbigniewa Preisnera. Troszkę wrażenie psuje lekko telewizyjna praca kamery, która jest mocno skupiona na twarzach i bardzo statyczna, ale za to wszystko jest porządnie udźwiękowione (!!!). I do tego miejscami gorzki humor jak w scenie na komisariacie, gdzie padają słowa o zwycięstwie. To nadal mocna scena, nie tracąca swojej aktualności.

zwolnieni_z_zycia3

Krzystek za to ma bardzo dobrą rękę do aktorów. Świetnie wypada Jan Frycz, którego przemiana od zagubionego, nieufnego, mamroczącego faceta aż do powoli łączącego fakty mężczyzny budzi uznanie. Trudno kwestionować jego stan psychiczny, a wszystkie emocje są czytelne. Jednak film kradnie bardzo wycofana Krystyna Janda, która ekspresyjność zastępuje słowotokiem. „Francuzka” z jednej strony wydaje się jedyną normalną w tym postrzelonym świecie, ale skrywa pewną tajemnicę, a jej opowieści tylko wywołują mętlik w głowie. Niemniej trudno od Jandy oderwać oczy. Drugi i trzeci plan jest pełen rozpoznawalnych twarzy, z których największe wrażenie robi śliski Mariusz Benoit (kapitan UB) oraz Gabriela Kownacka (żona kapitana), tworząc dość mroczny duet.

Troszkę zapomniany i ku mojemu zdumieniu intrygujący film Krzystka potrafi zaskoczyć oraz kilka razy podnosi stawkę, a jednocześnie stanowi próbę spojrzenia na nowy świat, gdzie panują stare porządki. Nie jest to tak drapieżne jak „Psy”, niemniej potrafi zaangażować, a to już coś.

7/10

Radosław Ostrowski

Fotograf

Moskwa – tam właśnie mieszka Natasza Sinkina, niepokorna i uparta oficer rosyjskiej milicji. Po incydencie (pobiła ważną personę w Rosji za śmiertelne potrącenie) staje przed komisją dyscyplinarną i za kare odbywa badania u psychiatry, docenta Dmitriewa. Parę godzin później zostaje zabrana przez agentów FSB pod wodza majora Lebiadkina. Docent został zamordowany przez ściganego od 9 lat seryjnego mordercy „Fotografa”. Trop prowadzi do Legnicy lat 70., gdzie żył chłopiec o imieniu Kola, który nie potrafił mówić swoim głosem, tylko imitował innych.

fotograf1

Waldemara Krzystka znam z jego ostatnich dokonań (nagrodzona Złotymi Lwami „Mała Moskwa” oraz ubrane w konwencję kina sensacyjnego „80 milionów”), czyli solidnego i dobrego kina. Tym razem postanowił się zmierzyć z kryminałem oraz kolejny raz zaprasza nas do swojej małej ojczyzny – Legnicy. Pojawiamy się tam dopiero w drugiej połowie filmu, wcześniej będąc w Moskwie.

fotograf3

Dochodzenie, wzajemna nieufność, kłamstwa, karierowiczostwo, nierozliczone sprawy polsko-rosyjskie – reżyser próbuje w swoim filmie zarówno pobawić się kino gatunkowe, jak i przedstawić stosunki między Polską a Rosją. I na tym drugim polu radzi sobie całkiem przyzwoicie – realia systemu budowanego na kłamstwie, gdzie nie można było mówić na głos wszystkiego, a robienie kariery było celem samym w sobie odtworzono dokładnie, a oszczędna scenografia dobrze oddaje wizualną stronę tego okresu (retrospekcje przeplatające się z dochodzeniem). I działania FSB są pewnym ciekawym – choć niewykorzystanym –  wątkiem. Praktycznie nieograniczeni, mający wszędzie swoich informatorów, nawet jeśli deklarują współpracę z polską policja, to nie mówią wszystkiego, działając na własną rękę. Jakby czuli się w swoim domu. Czyżby to była jakaś sugestia reżysera?

 

fotograf2

Jednak jako kino gatunkowe, „Fotograf” zwyczajnie kuleje. Po pierwsze, dość szybko odkrywamy kto zabija. Samo w sobie to nie jest żadnym błędem, a twarzy naszego mordercy nie poznajemy nigdy. Ale pojawia się drugi błąd: brak napięcia, a to jest w tym gatunku niewybaczalna zbrodnia. Dodatkowo jeszcze reżyser niepotrzebnie miesza i komplikuje cała historię, miesza wątki (problem z wychowaniem syna, który staje się przeszkodą w drodze do kariery, praca FSB, odkrywanie kart z przeszłości Koli – jego mimikra może niejako posłużyć za symbol postawy Polaków i obywatel ZSRR wobec siebie nawzajem), przez co można poczuć się kompletnie zagubionym. Dodatkowo jeszcze całość psuje zakończenie – niejasne i mętne, które niczego nie wyjaśnia, zostawiając w stanie kompletnego oszołomienia.

fotograf4

Krzystek ma ambicje niemal kręcić kino międzynarodowe, co było już widać w „Małej Moskwie”, gdzie niemal dominowali aktorzy rosyjscy. Tu jest podobnie i o dziwno, mimo że nie są to doskonałe postacie, bo zbudowane na klasycznych kryminalnych kliszach, prezentują się najlepiej. Nieźle radzi sobie Tatiana Arntgolis jako twarda i buńczuczna Natasza, jednak jej umiejętności łączenia elementów układanki budzi zastanowienie. Jak to możliwe, że milicjantka z drogówki jest w stanie posklejać elementy, których od 9 lat nie może doświadczony major FSB? Coś mi tutaj nie klei się. Lepszy jest Aleksandr Bałujew jako zmęczony i doświadczony major Lebiadkin, dociekliwie prowadzący dochodzenie oraz Elena Babenko jako wszechwładna i bezwzględna prokurator Sokołow – oschła kobieta, traktująca swojego syna jak „przeklętego”. Polscy aktorzy ograniczeni są do epizodów, jednak nie zapadają za mocno w pamięć (wyjątkiem jest Tomasz Kot jako były wojskowy Bauman). Najbardziej irytował mnie Adam Woronowicz, którego – wydawałoby się prosta – rola policjanta Kwiatkowskiego staje się dla niego zadaniem ponad ludzkie siły, zwłaszcza intonacja wypowiadanych przez niego słów brzmi sztucznie, podobnie z „podstarzałą” Sonią Bohosiewicz.

fotograf5

„Fotograf” to film, który przełamuje dobrą passę Waldemara Krzystka. Nudny, chaotyczny, ze sporym potencjałem, który zostaje brutalnie zniszczony i zaprzepaszczony. Reżyseria najbardziej zawodzi, intryga jest przekombinowana i nawet aktorzy nie są w stanie tego wybronić. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że był to tylko wypadek przy pracy.

5,5/10

Radosław Ostrowski