Charley Varrick

Tytułowy bohater kiedyś był zawodowym pilotem, który kieruje gangiem napadającym na małe banki. Podczas jednego z napadów, zostaje zgarnięty bardzo duży łup – ponad ćwierć miliona dolarów. Skąd tyle pieniędzy w takim małym banku? Okazuje się, ze forsa należy do mafii, a ta nie lubi być okradana. Gangsterzy wysyłają niejakiego Molly’ego, żeby odzyskał pieniądze oraz zabić złodziei.

charley_varrick1

Don Siegel w latach 60. i 70. był uważany za jednego z mistrzów kina sensacyjnego. „Charley Varrick” to mniej znany, ale nie znaczy, że słaby film w dorobku Amerykanina. Zaczyna się z przytupem, bo napad jest porządnie sfilmowany, napięcie jest mocno odczuwalne, całość kończy się strzelaniną oraz ucieczką. Potem jednak tempo ulega zwolnieniu, by wszystko potoczyło się dwutorowo – przygotowaniom do ucieczki Varricka oraz poszukiwaniu ich przez osiłka Molly’ego (dobry Don Jon Baker). Wiadomo, że musi dojść do konfrontacji, jednak Siegel tworzy dość ciekawy portret półświatka, gdzie lojalność, uczciwość oraz zasady dawno zostały sprzedane. Nie można zapomnieć też finałowej konfrontacji miedzy samochodem a… dwupłatowcem oraz solidnemu zakończeniu. Środek może działać troszkę sennie, jednak historia jest konsekwentnie opowiedziana i spójna.

charley_varrick2

Jednak całość poza pewną ręką Siegela trzyma na pulsie świetny Walter Matthau. Aktor kojarzony głównie z rolami komediowymi, sprawdza się w roli inteligentnego oraz sprytnego złodzieja, znającego reguły rządzące w tym interesie. I kiedy rozumie powagę sytuacji, bardzo dokładnie przygotowuje się do ucieczki. I kibicujemy mu do samego końca, co jest też sporym osiągnięciem aktora. Poza nim i Donem Joe Bakerem reszta niespecjalnie się wyróżnia, ale nie można powiedzieć, ze jest zła.

charley_varrick3

Innymi słowy, jest to solidny film sensacyjny zrobiony w starym stylu. Jak ktoś szuka bezpretensjonalnej rozrywki, tutaj ją odnajdzie nie powinien być rozczarowany.

7/10

Radosław Ostrowski

Piraci

XVII w. Kapitan Red i jego pomocnik Żaba płyną na zniszczonej łajbie przez ocean. Obaj są piratami, ale ostatnio nie mają zbyt wiele szczęścia. Ale los zaczyna się uśmiechać, bo zauważają okręt hiszpański. W końcu wchodzą do „Neptuna” i zostają schwytani. Przypadkowo Red odkrywa, że na statku znajduje się złoty tron Azteków. Decyduje się doprowadzić do buntu i przejęcia „Neptuna”.

piraci1

Roman Polański po ciężkich i poważnych filmach postanowił zrobić „Nieustraszonych pogromców wampirów” tylko w wersji awanturniczo-przygodowego kina pod piracką banderą. I jest to, co w tego typu produkcjach być powinno – Piraci? Są. Skarb? Jeden, ale za to duży. Miłość? Nieszczęśliwa i nieoczywista. Okręty? Jest jeden, ale bardzo duży. Humor? Głównie slapstikowe gagi, ale też lekka drwina z konwencji (początek i finał filmu). Oprócz tego mamy też takie atrakcje jak zjadanie szczura (ugotowanego), abordaż, „konik truposza”, pojedynki, piękne plenery (uwiecznione kamerą Witolda Sobocińskiego) oraz bardzo lekką i epicką muzykę Philippe’a Sarde’a. Chociaż w połowie można poczuć znużenie, to jednak potem reżyser zauważa ten błąd i wraca wszystko na odpowiednie tory, przyśpieszając, a także bawiąc.

Ale ten film nie byłby tak bardzo zabawny, gdyby nie wspinający się na wyżyny swoich umiejętności komediowych Walter Matthau. Jego kapitan Red to facet-chorągiewka – dopasowuje się do sytuacji, co pozwala mu wykaraskać się z najtrudniejszej opresji. Niepozbawiony sprytu, ogłady (gdy to konieczne), ale to jednak prymityw liczący tylko na skarb i złoto, czyli to, co w tej profesji było najważniejsze. Partnerujący mu Cris Campion w roli Żaby stanowi odpowiednie przeciwieństwo – młody, niedoświadczony, zakochany, ale też trochę ciapowaty. Czegoś wam to nie przypomina? Poza tym komicznym duetem mamy tu bezwzględnego kapitana don de la Torre (mocny Damien Thomas), czarnoskórego Boomako (Olu Jacobs) czy wielkoluda Jesusa (nasz kulomiot Władysław Komar). Jest jeszcze parę innych ciekawych postaci, ale nie starczyłoby mi miejsca na wszystkich.

piraci2

„Piraci” polegli jednak w kinach, a na kolejną opowieść z piratami trzeba było czekać do 2003 roku, gdy wypłynęli „Piraci z Karaibów”. Czy znaczy to, że słusznie zostali zapomniani? Moim zdaniem nie. Nadal potrafią dobrze bawić. Jeśli tylko to kupicie.

7/10

Radosław Ostrowski

Długi postój na Park Avenue

Nowojorskie metro. Dzień jak co dzień, ludzie jadą do pracy, na spotkania. Jednak ten spokojny dzień dla pasażerów pociągu Pelham 123 nie był im dany. Wszystko zaczyna się od momentu, kiedy po wagon zostaje opanowanych przez bandytów pod wodzą niejakiego pana Niebieskiego. Biorą oni zakładników i żądają miliona dolarów okupu, który ma zostać dostarczony w ciągu godziny. Sytuację próbuje opanować porucznik Zachary Garber z policji metra.

park_avenue1

Pamiętacie taki film „Metro strachu” z Denzelem Washingtonem i Johnem Travoltą? Sam film był całkiem niezłym thrillerem bazującym na powieści Johna Godeya. Jednak nie była to pierwsza adaptacja. Tej dokonał w 1974 roku Joseph Sargent razem ze scenarzystą Peterem Stonem. Sam pomysł napadu wydaje się czymś karkołomnym i zrealizowanym przez szaleńców. Ale twórcom udało się uwiarygodnić cała intrygę, precyzyjnie wodząc za nos i trzymając w napięciu (m.in. scena dostarczenia pieniędzy przez konwój) do bardzo przewrotnego finału. Nie brakuje tutaj elementów zaskoczenia, tajemnicy dotyczącej porywaczami mających nazwiska jak kolory (tak, to z tego filmu pożyczył ten pomysł Quentin Tarantino we „Wściekłych psach”), nie ma tu jednak krwawej jatki (choć strzelanin jest parę), zaś całość nadal przykuwa uwagę, skupiając się tylko na samej intrydze. Całość jest porządnie zrealizowana, okraszona humorem (niepozbawionym aluzji polityczno-społecznych), surowymi, wręcz paradokumentalnymi zdjęciami oraz jazzującą muzyka Davida Shire’a.

park_avenue2

Zaś aktorsko jest na tym samym poziomie jak cała reszta, a najważniejszy jest pojedynek między dwoma antagonistami. Detektyw Garber w interpretacji Waltera Matthau (aktor kojarzony głównie z rolami komediowymi) sprawia wrażenie trochę ciapowatego, zmęczonego faceta zbliżającego się do wieku emerytalnego. Jednak pod tą niepozorną sylwetką kryje się rozważny, opanowany i przezorny gliniarz, który stara się przewidzieć kolejny ruch przeciwnika. Z kolei przywódca gangu pan Niebieski (znakomity Robert Shaw) to równie opanowany, precyzyjnie działający przeciwnik wierzący w konsekwentną realizację planu i nie negocjuje ustalonych warunków. Zaś pozostali członkowie są albo psychopatami (narwany Pan Szary – Hector Elizondo) albo desperatami (Pan Zielony – Martin Balsam).

Mimo prawie 40 lat na karku, „Długi postój…” ogląda się po prostu świetnie, zjadając remake Tony’ego Scotta na śniadanie. Atmosfera, tempo i bardzo fachowa realizacja nie chcą się zestarzeć. To coś, co naprawdę trzeba obejrzeć.

8/10

Radosław Ostrowski