Bestie z południowych krain

Jesteśmy gdzie na zadupiu, gdzie zbliża się powódź. Mieszkańcy miejsca zwanego tu Wanną zachowują się zgodnie ze zdrowym rozsądkiem i… nie zamierzają się wyprowadzać z tego syfu. A wszystko to widzimy z perspektywy kilkuletniej dziewczynki o imieniu Hushpuppy mieszkającej z ojcem pijusem.

Jeśli chodzi o nominacje do najważniejszych nagród, musi pojawić się przynajmniej jeden niezależny film. I tak jest od kilku lat, a w tym raku padłu na „Bestie…” niejakiego Benha Zeitlina. I szczerze mówiąc, jest to dość dziwny film opowiadający przede wszystkim o relacji ojciec-córka – balansującej między miłością a nienawiścią. Ale tak naprawdę mamy tutaj groch z kapustą: są pewne elementy nie z tego świata (tury pojawiające się w snach), realistycznie pokazano nędzę okolicy zwanej Wanną – podniszczone kontenery, opustoszała okolica, dużo wody. Dlaczego mieszkańcy nie chcą się wprowadzić i boją się bardziej ludzi niż żywiołu? Nie wiadomo, a fabuła jest ledwie naszkicowana. Po jednej scenie, przychodzi kolejna, a po niej kolejna. I gdzieś tak w połowie to wszystko się rozmazuje i w zasadzie przestaje mnie to obchodzić. Niedawno go obejrzałem, ale już niewiele z tego pamiętam i choć całość trwa tylko półtorej godziny, to ten czas wlekł się w nieskończoność. Jedyne czym ten film się broni to zdjęciami (zwłaszcza na początku) oraz muzyką.

bestie_300x300

Drugą najbardziej broniąca się rzeczą jest debiutująca na dużym ekranie Quvenzhane Wallis w roli Hushpuppy. Jest bardzo dojrzała nad swój wiek (narracja z offu), mało mówi i ma silny charakter. Ale nawet ona nie jest w stanie wybronić tego filmu do samego końca.

Jak już wspomniałem, film mnie rozczarował i nie wkręcił mnie. Trochę szkoda, bo widać, że chodziło o coś głębszego. Ale to był skok na głęboką wodę i prawie się utopiłem.

5/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz