

Ekipa ta pojawiła się w 2005 roku, a tworzy ją 4 raperów (z czego jeden gra na klawiszach i gitarze, drugi tylko na gitarze), jeden wokalista z gitarą elektryczną i perkusista, który czasem drze ryja. Tak narodził się zespół Hollywood Undead grający rapcore, czyli łączą rocka z rapem. Efektem tego jest 3 płyta „Notes from the Underground”.
Wersja deluxe zawiera 14 kawałków, które są mieszanką ostrego, ale przystępnego rocka z hip-hopem, co zarówno dla nich jak i muzyki nie jest niczym nowym. Jednak ta mieszanka nadal się sprawdza, choć jest tu trochę za łagodnie w porównaniu do poprzedników. Czy to jest wada? Raczej nie. Panowie próbują ciągle czegoś nowego i eksperymentują, co wychodzi im z różnym skutkiem. Najlepsze są zdecydowanie ostre kawałki jak otwierające album „Dead Bite”, „We Are” czy z łudzącym początkiem na fortepianie „From the Ground”, gdzie dalej mamy ostrą gitarę w refrenach i farsz elektroniczny. Czasem zdarza się bardziej pójść w stronę popu („Another Way Out”, „Lion” zajeżdżający trochę Linkin Parkiem) czy niemal akustyczny „Rain”), czystego rapu („Pigskin”, „One More Bottle”), a nawet czegoś wręcz radiowego („Believe” z fortepianem i lżejszą elektroniką), co może przyprawić o ból głowy. Ten totalny rozrzut jest zdecydowanie na plus, zaś kawałki są w najgorszym wypadku całkiem przyzwoite.
O dziwo wokal jest bardzo zróżnicowany, bo jedyny śpiewający Danny bywa zarówno bardzo spokojny („Believe”) jak i bardzo ostry i wściekły („From the Ground” czy „We Are”). Za to ziomale, czyli Charlie Scene, Funny Man, J-Dog i Johnny 3 Tears wymiatają i napędzają ten album. Tak po prostu. Jeśli zaś chodzi o lirykę, to tutaj jest bardzo ponuro – przemoc, strach, beznadzieja, ale też wolność, chęć zerwania z rutyną. Nie ma nudy i szablonu, tak jak w muzyce.
Zespół znów pokazuje, że potrafią zaskoczyć i stworzyć bardzo nieobliczalny materiał. Huśtawka emocji i rytmów może być odskocznią. Za to mają szacun.
7,5/10
Radosław Ostrowski
