Córka mojego kumpla

W małym miasteczku w New Joersey, obok siebie mieszkają zaprzyjaźnione ze sobą rodziny Wellingów i Ostroffów – oni naprawdę są zżyci ze sobą. Całe ich wspólne życie zostaje mocno pozmieniane, kiedy po 5 latach wraca do domu Nina, córka Ostroffów. Jej rodzice chcą ją zeswatać z Toby’m, synem sąsiadów, ale ona zakochuje się w jego ojcu. A zaczęło się od pocałunku i chyba się na tym nie skończy.

oranges

Sam film jest słodko-gorzką opowieścią, która trochę tematyką przypomina „American Beauty” – bo na pierwszy rzut oka mamy dwie rodziny mocno zaprzyjaźnione, ale tak naprawdę obie nie są szczęśliwe i obie przeżywają kryzys. Zaś powrót córki marnotrawnej zmusi ich nie tylko do przewartościowania, ale to do przemyślenia własnego życia i nawet do zmian. Choć niby wiemy jak się to skończy, ogląda się to dobrze, nie brakuje odrobiny humoru (czasem zaprawionym ironią), a technicznie jest solidnie. A i trochę do pomyślunku czasem daje. Niby nic wielkiego, ale czy każdy film musimy odbierać jako arcydzieło? To sympatyczna i przyjemna produkcja.

Ale za to obsadę ma bardzo mocną. Znowu bryluje Hugh Laurie, grając bardzo subtelnie faceta przeżywającego kryzys wieku średniego, wplątującego się w romans z małolatą. Mimo to, nie jesteśmy w stanie nie polubić Jamesa Wellinga. Jego przeciwieństwem jest Oliver Platt jako jego sąsiad Terry. Zaś partnerujące im panie (Catherine Keener i Allison Janney) tworzą z nimi ciekawe duety. Jednak najlepiej ku mojemu zaskoczeniu wypadła Leighton Meister – zagubiona, nie do końca wiedząca czego chce Nina. Między nim a Lauriem jest wyczuwalna chemia, przez co ich wątek jest przekonujący.

oranges2

Jest to naprawdę lekka i dość przyjemna komedia, która może nie przejdzie do historii, ale seans nie jest czasem straconym. Nice.

6,5/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz