Deep Purple – Now What?!

now_what

Ten zespół to jedna z żywych legend rocka w ogóle. Mimo roszad i zmian składu, nadal zachowali swój styl i trzymają się wybornie. Formacja Deep Purple po 7 latach wróciła do studia, by nagrać swój dziewiętnasty album. Jak to się prezentuje?

Ekipa w składzie Ian Gillan (wokal), Roger Glover (gitara), Steve Morse (gitara), Ian Paice (perkusja) i Don Airey tym razem poprosiła legendarnego producenta Boba Ezrina (produkował płyty m.in. Alice’a Coopera, Pink Floyd i Kiss). 11 piosenek brzmi po prostu rewelacyjnie. Pierwszy utwór może wprawić wielu w konsternacje. „A Simple Song” zaczyna się bardzo spokojnie i lirycznie grającą gitarą i perkusją – to ma być Deep Purple? Potem dołącza się Gillan, równie spokojny jak reszta, ale w połowie jakby za pomocą jakiegoś przycisku, perkusja wali mocniej, gitara brzmi ostrzej, a klawisze szaleją (stare, dobre Purple), by pod koniec znów się wyciszyć. A dalej mamy to, co w tej ekipie najlepsze – mocna gitara, silny wokal, szalejące Hammondy oraz sekcja rytmiczna w świetnej formie. Całość ma siłę bomby atomowej – brzmi jednocześnie oldskulowo, ale i nowocześnie („Out of Hand”). Nie brakuje szybkich kawałków („Hell to Pay”, gdzie refren śpiewają wszyscy), ale tak naprawdę najlepiej wypadają w długich kompozycjach, gdzie każdy instrument ma swoje „pięć minut”. Tu należy wspomnieć „Above and Beyond” z kapitalnymi, fanfarowymi klawiszami (najciekawszy pod tym względem jest „Vincent Price”, którego klimatu pozazdrościłby niejeden horror), „Blood for a Stone” z bluesowymi zwrotkami oraz naprawdę mocnymi gitarami czy najdłuższym „Uncommon Man” (rewelacyjne riffy) z bardzo długim wstępem. I mógłbym tak wymieniać w nieskończoność, tylko po co? Bardzo równa, zróżnicowana i pachnąca starymi Purple’ami.

Równie niezmienna jak stylistyka kapeli jest jej wokalista. Nie wiem jak Ian Gillan to robi, ale czas się go nie ima. Może i nie ma tu drugiego „Child in Time”, ale brzmi on wybornie (wystarczy posłuchać „Vincent Price” czy choćby singlowego „All the Time in the World”). Wydanie deluxe zawiera jeszcze cover „It’ll Be Me” Jerry’ego Lee Lewisa, który dla fanów będzie wielką niespodzianką (przynajmniej dla mnie był – świetne pianino i klawisze).

Cały album zespół dedykował zmarłemu Jonowi Lordowi. Poza tym udowadniają, że mimo upływu lat trzymają się wybornie. Krążą słuchy, że panowie za rok znów nawiedzą studio. Nie wiem jak wy, ale to może wypalić. I choć mamy dopiero końcówkę kwietnia, „Now What?!” może już walczyć o miano najlepszej płyty roku 2013. Tak się powinno grać rocka.

9,5/10 + znak jakości

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz