
Na pozór jest to zwykłe miasteczko leżące na pograniczu, gdzie wszyscy się znają. Ale kiedy zostają znalezione zwłoki niejakiej Laury Palmer, życie mieszkańców zmienia się totalnie – dawno skrywane tajemnice powoli zaczynają wychodzić na jaw, a wręcz idylliczny obrazek rozpada się wraz z pojawieniem się agenta Coopera. Tak można w skrócie opisać fabułę „Miasteczka Twin Peaks” – produkcji Davida Lyncha i Marka Frosta, która zmieniła oblicze telewizji na zawsze. Mieszanka thrillera, horroru, czarnej komedii i telenoweli stała się potem inspiracją m.in. dla „Zagubionych” czy „Dextera”.
A skoro za serial odpowiada Lynch, to muzykę mógł napisać tylko jeden człowiek – Angelo Badalamenti, dla którego ta praca miała być przełomem w jego karierze, zaś cała ścieżka stanowi z serialem nierozerwalną całość. Całą płytę można opisać słowami – tajemnicza, mroczna, niepokojąca. Album zawierająca muzykę z pierwszej serii (8 odcinków) serialu, a co najważniejsze całość jest naprawdę równa i bez słabych punktów.

A zaczyna ją legendarny temat przewodni – melodia rozpisana na syntezator i gitarę elektryczną przeszła do historii. I za pomocą tych środków, a także jazzowych brzmień budowany jest klimat. Potwierdza się to na każdym utworze, jednak najbardziej w temacie Laury Palmer – mroczna elektronika skontrastowana jest z pojawiającym się stale delikatnym, pięknym fortepianem. Bardziej chyba nie dało się pokazać dwóch twarzy człowieka oraz tego, że nic nie jest takie jakim się wydaje. Temat ten pojawia się jeszcze parę razy – w „Audrey’s Dance” zaaranżowanym na elektroniczne dęciaki i dzwony, klarnet, pstrykanie oraz jazzową perkusję, a także w „Love Theme from Twin Peaks” rozpisanym na bas, flet i klawisze. Podobnie wybrzmiewa „Freshly Squezed”, gdzie tutaj główną rolę gra ksylofon oraz najdynamiczniejszym „The Bookhouse Boys” z szybką perkusją, gitarą elektryczną, trąbką, by w połowie wykorzystać temat Laury.
Natężenie w mocno elektronicznym „Night Life in Twin Peaks” pokazuje prawdziwe, niepokojące oblicze miasteczka, gdyż to w nocy zaczynają się dziać straszne rzeczy, podkreślane przez klawisze, klarnet i flet. „Dance of the Dream Man” z saksofonem na pierwszej linii brzmi wybornie.
Ale nie można zapomnieć o jednym istotnym szczególe – między utworami pojawiają się trzy piosenki, które dopełniają klimatu i pojawiają się w serialu, zaś wykonuje je Julie Cruise. „The Nightingale”, „Into the Night” i oparte na motywie przewodnim „Falling” za każdym razem brzmią wyjątkowo, niepokojąco i przyciągająco. Tak jak zresztą cały album, który powinien się znaleźć w kolekcji każdego szanującego się kino- i telemaniaka.
10/10 + znak jakości
Radosław Ostrowski
