

Dawno, dawno temu z górskiej Szkocji przybył niejaki Ray Wilson. Najpierw założył swój zespół Stillskin, potem przez dwa lata był wokalistą Genesis, znów wrócił do Stillskin i nagrywa też solowe płyty. Mieszkający w Poznaniu muzyk postanowił po kilku latach nagrać kolejny solowy materiał.
„Chaising Rainbows” zawiera 12 piosenek utrzymanych w stylistyce rockowej, choć gitara nie zawsze wybija się na pierwszy plan (zazwyczaj gra bardzo delikatnie i jest akustyczna), ale jest (elektryczna też się znajdzie jak w „I See It All”). Czasami pojawi się solo saksofonu („Wait for Better Days”, „Follow the Lie”), zacznie się od fortepianu („She Doesn’t Feel Loved”), pojawią się skrzypce („Whatever Happened”) czy organy („The Life of Someone”), czyli innymi słowy jest bardzo zróżnicowanie i nie ma tu miejsca na nudę, co jest zasługą kompozytora Petera Hoffa. Brzmi to pięknie, po prostu i tyle.
Także wokal Raya Wilsona jest bez zarzutu i brzmi bardzo dobrze, aż chce się go słuchać. Śpiewa bardzo spokojnie, ale jednak potrafi przykuć uwagę, co nie zawsze się udaje. Także niegłupie teksty zasługują na uznanie.
Ktoś może powiedzieć, że ściganie tęczy mija się z celem, ale Ray Wilson zaprzecza niemożliwym i pokazuje kolejny raz, że potrafi zaskoczyć. Płyty słucha się z bardzo wielką przyjemnością, każdy instrument nie pojawia się przypadkowo, zaś wybór singli (balladowa „Rihanne” i trochę bogatsze „Easier That Way”) był trafiony. Czy muszę mówić, że powinniście mieć ten album?
8/10
Radosław Ostrowski
