Kwartet

W domu spokojnej starości dla muzyków i artystów operowych ma zostać przeprowadzana gala, z której dochód będzie przeznaczony na dalsze działanie placówki. Przygotowania zostają lekko zakłócone z powodu pojawienie się nowej lokatorki – podstarzałej diwy, której były mąż tu mieszka. Wtedy wyjdą pewne animozje, choć szef placówki chce wyciągnąć dawny kwartet.

kwartet5

Zazwyczaj kiedy aktor zaczyna debiutować jako reżyser, wówczas pojawiają się głosy, że robi to albo dla większej sławy, większej kasy lub bo mu się znudziło. Nie wiem jakie były motywy debiutującego Dustina Hoffmana na stołku z napisem director, ale chyba nie chodziło tu ani o sławę czy o kasę. Reżyser podjął się adaptacji sztuki Ronalda Harwooda opowiadającej o grupie emerytów-artystów, którzy nigdy nie zrezygnowali z uprawiania sztuki, nawet jeśli większość ich fanów już nie żyje, przemijaniu i czerpaniu radości z życia bez względu na wiek. Niby to nie jest coś o czym nie byłoby wiadomo, ale jest to tak lekkie w odbiorze i tak zabawne, że te półtorej godziny spędzone przy muzyce klasycznej i starszych ludziach sprawia po prostu przyjemność. Nie jest to w żadnym wypadku ramota, bo i miejsce pięknie wygląda i kamerze zdarza się wyjść poza pomieszczenia. Wszystko to opowiedziane pewną ręką.

kwartet4

Hoffman miał też to szczęście, że wybrał za to znakomitych aktorów brytyjskich, którzy udźwignęli swoje role. Są to ludzie z pasją i energią (rozbrajający Billy Connolly z Pauline Collins), ale jednocześnie pełni lęków i tajemnic (grający tu pierwsze skrzypce Maggie Smith z Tomem Courtneyem) i cała ta czwórka jest po prostu fantastyczna. Poza nimi wybija się Michael Gambon (apodyktyczny Cedric).

Może i jest to odrobinę bajkowe, jednak „Kwartet” jest po prostu dobrze zrobionym filmem. Ja się dobrze czułem i dobrze bawiłem. I mam nadzieję, że będąc w wieku bohaterów nadal będę miał swoją energię i humor.

7/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz