Kula w łeb

Był kiedyś taki czas, że wszelkie sprawy rozwiązywało się za pomocą muskułów, pięści i strzałów z gnata. Tak było jakieś 30 lat temu i dekadę później, ale ten czas już minął bezpowrotnie. W ostatnim czasie pojawiła się jednak moda na oldskulowe kino akcji z lat 80-tych, co widać na przykładzie „Uprowadzonej” czy „Niezniszczalnych”. Do tego samego grona aspiruje film „Kula w łeb” Czy słusznie należy mu się tam miejsce?

Punkt wyjścia jest prosty: James Bobo jest „czyścicielem”, który razem z partnerem Louisem w Crescent City dostają za zadanie sprzątniecie jednego gościa. Zadanie się udaje, ale zamiast forsy ktoś zabija Louisa, a Jamesowi udaje się zwiać. Na jego trop wpada lądujący z Waszyngtonu gliniarz Kwon. Obaj panowie chcąc nie chcąc podejmują współpracę, która nie będzie łatwa.

kula_w_leb1

I tyle w kwestii fabuły filmu, którego reżyserem jest Walter Hill – twórca kultowych „48 godzin”, „Nienawiści” czy „Johnny’ego Przystojniaka” i specjalista od męskiego, mocnego kina. Fabuła jedzie po schematach i kliszach, ale zrealizowana jest w naprawdę niezły sposób. Krew, strzelaniny, wybuchy, skorumpowani gliniarza i źli goście z dużymi wpływami – czyli jest brutalnie i ostro, w surowym, oldskulowym wydaniu. Dialogi tez są całkiem niezłe, zaś słowne utarczki między Kwonem i Bobo naprawdę są zabawne, w dodatku całość okraszona fajną, rockową muzyką i zgrabnie zmontowana, choć może lekko chaotycznie.

Aktorsko nie jest to wybitna produkcja, ale chyba też niespecjalnie o to tu chodzi. Główną rolę gra Sylvester Stallone, czyli dyżurny mięśniak lat 80. i całkiem przyzwoicie sobie radzi w roli twardziela. On pasuje do grania takich ról i tutaj też nie zawodzi, a we wszelkich bijatykach pokazuje, że ma sporo sił i krzepy. Partneruje mu niejaki Sung Kang jako lojalny, uczciwy i naiwny gliniarz, a panowie tworzą naprawdę ciekawy duet. Zaś ich głównym przeciwnikiem jest grający Keegana Jason Momoa, który robi to, co Sylwek 30 lat wcześniej – mało gada, dużo zabija, a jego konfrontacja z Sylwkiem na topory (pamiętacie taki film”Cobra”?) robi wrażenie. Z reszty obsady należy wspomnieć Sarah Shani (Lisa, córka Jamesa) i Christiana Slatera (Baptiste), zaś pozostali są poprawni (nawet pojawia się na parę minut Weronika Rosati i pokazuje trochę tego i owego).

kula_w_leb2

Umówmy się, czasy wielkich twardzieli jak Sylwek Stalowy i Arnie Żelazny (Szwarcu) już odeszły w niepamięć, ale dobrze, że jeszcze są. Sam film to porządnie zrobione kino, z niezłym, mrocznym klimatem, odrobiną humoru i rozpierduchą. Moim zdaniem, nie jest to czas stracony przy tym tytule.

6/10

Radosław Ostrowski

Dodaj komentarz